[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkich żywiołów zmieszały się tchnieniaI wszystkich potęg nadzmysłowe strażePrzyszły do ziemi szturmować sumienia,A rozgrzebując milczące cmentarze,Zajrzeć w ludzkości zapleśniałe serce,Czy nic - prócz pleśni - więcej nic pokaże.W takiej szalonej widziadeł rozterceTrwoga i boleść wiały nieskończone,Jakby w przeklętej od nieba szermierceMiały być struny przeczuć potrąconeI w rozstrzygnięciu krwawego dramatuPoza tryumfem piekieł nie skażone;Wschodzące słońce miało wskazać światu,W długim szeregu zatraceń i zniszczeń,Od legendowych rajów Eufratu,Drogę - wśród ciągłych bojów i oczyszczeńDo tej anielskiej ojczyzny wszech ludów,Co wolna, w chwili osiągniętych ziszczeńSpłynie z rozbitej dziś kolebki cudów.[Neapol, 7 luty 1865]Epilog doSNU GROBÓWO! jakże trudno pierzchłe już obrazyDo życia z sennych krain przywoływać!I jakże smutno ciemne duchów skazyZ zasłony, którą śmierć rzuca, odkrywać,I po przepaściach łowić epos bladą,I co zawiera męki, odgadywać!Czyż się nie cofnąć raczej przed gromadą,Co winy swoje w inne światy wlecze,I gdy się żywi do spoczynku kładą,Jeszcze w ciemnościach gdzieś - krzyżuje miecze?Czyż nie zamilknąć przed żyjących rzeszą,Co mniemać będzie, że wraz z nią złorzeczę?Świat ten tak dziwny! I ludzie się śpiesząZetrzeć czym prędzej ślad krwawej areny;To, w co wierzyli wczoraj, dziś ośmieszą,I co dzień nowej potrzebując sceny,Trupa przeszłości ze wzgardą wywleką,Na łup zgłodniałe spraszając hijeny.Tymczasem cienie nad Letejską rzekąKończą tragiczną dramatu osnowę,Łzy im pod martwą zastygły powieką,I żale swoje wywodzą grobowe,Bo żyją tylko tym dalekim brzmieniem,Które przyszłości sny potrąca nowe.I myślą biedne, że ludzi wspomnieniemNieśmiertelności dokupią się mglistej,Ze ta drgająca fala ich imieniemW krąg się po ziemi rozejdzie ojczystej,I że im echo wracające powieO serc pamięci wdzięcznej i wieczystej.Lecz świat ten dziwny! - Zrzuca szaty wdowie,Aby zapomnieć prędzej, czym żył wczora,I klątwą tylko żegnają synowieOdlatującej ojczyzny upiora,I dawny ołtarz rozpada się w zgliszczaPod jednym cięciem krwawego topora!Nowy obrządek i nowe bożyszczaBiorą pokłony spłoszonego tłumu;Lecz ani boleść, co serca oczyszcza,Ani jaskrawa pochodnia rozumuDo wyższych celów zaprzańców nie nagną -Bo ci śród szyderstw głuszącego szumuDo swych poziomów wszystko zniżyć pragną;Tak więc - po smutnym przeszłości wyłomieZostaje w spadku wielkie tylko bagno.A kto się twarzą zwróci ku Sodomie,Tego Bóg w posąg boleści zamienia,I nad umarłym morzem nieruchomieSam pozostanie śród pustyń milczenia,Dźwigając przekleństw narzucone brzemię,Co go nimbusem piekieł opromienia.Śmieszna komedia! - gdzie zwycięzcy strzemięCałują zgięte na kolanach męże,I gdzie umarłych nieświęconą ziemięPlugawią jadem pełzające węże,I gdzie ostatnia zacność, co nie pada,Modlitwą nawet niebios nie dosięże!Więc gdy ostatnie hasło w sercach - zdrada,Z cmentarnych krzyżów niech pręgierze stawią,I umęczonych śpiąca już gromadaNiech się nie dziwi, że ich proch zniesławią,Niech się nie troszczy w chmurach rozpostarta,Że ich śmiertelnej koszuli pozbawią.Bo tak być musi - i dziejowa karta,Co lśniła blaskiem nieuszczkniętych marzeń,Raz ręką mściwej Nemezis rozdarta,Walać się musi w błocie ziemskich skażeń,Aż ją znów przyszłość podniesie zwycięskaI w krwi umyje anioł przeobrażeń.Choć się więc skruszy pierś niejedna męska,Kamienowana u świątyni progu,Choć grasująca czarnych odstępstw klęskaSzerzyć się będzie w smutnym epilogu -Nie przekupiony przetrwa prawdy świadek,Co boleść nasze odda w ręce Bogu.Ileż to ciemnych ciągnie się zagadekPrzy tym krzyżowym ludzkości pochodzie,Gdzie wciąż się nowy powtarza upadek,Co spycha w przepaść jasne duchów łodzie.Ileż to razy ginące plemionaChciały powstrzymać słońce na zachodzie,By przyszłość w swoje uchwycić ramiona,Sądząc, że one kończą dzień pokuty,A jutro błyśnie jutrznia nieskażona!Próżne złudzenia! Bo ich ślad zatrutyZostaje w spadku przyszłym pokoleniom:Ideał starców łamie się zepsuty,A młódź urąga okrwawionym cieniom -I gdy ma nowe gonitwy poczynać,Kłamstwo zadaje przeszłości natchnieniom.Więc znowu trzeba boleć i przeklinać,Trzeba ukochać jaką nową maręI nowe tęcze na niebie rozpinać,Wątpić i wierzyć, i znów tracić wiarę,A po pielgrzymce męczącej i długiejMinotaurowi znów złożyć ofiarę.Ha! gdyby znalazł się Tezeusz drugi,Co by odszukał labiryntu wątekI spłacił za nas zaciągnięte długi,I dał nam w ręce rapsodu początek -Może by jeszcze było stworzyć z czegoDziwną krainę marzeń i pamiątek!.Lecz tak - co robić?.Życzę snu dobregoI tej odwagi, co zdrajcom przystoi.A sam do grobu wracam splamionegoJak upiór w dawno zardzewiałej zbroi,Któremu serce trza odjąć i głowę,Aby nie straszył tłuszczy, co się boi.8 październik 1867PodróżniPrzez włoskie wille nad morzem wisząceCiągniemy, rzesze senne i cierpiące,Trochę tu niebios zaczerpnąć - i morza,Gdy nam przybrakło ojczystego brzegu,I skargi rzucać w gwiaździste przestworza,Szukając w gajach oliwnych noclegu.Gdzie w ciemne groty szafiry się lejąNiebieskim światłem olśniewać podziemie,Gdzie burze przerwać milczenia nie śmiejąI tylko ptastwo zabłąkane drzemie,Przyszliśmy - grubą odziani żałobą,Zazdrościć ciszy tym błękitnym grobom.Gdzie góry biegną nad zwierciadłem faliKąpać się w blasków różowych pogodzie,Tuśmy, wygnańcy, ojczyzny wołali,Na pełne morze odbijając łodzie -A płynąc myślą w mgły przeszłości czarne,Rwali cyprysy i róże cmentarne.Witajcie, płynne otchłanie, swym szumem,Dokończcie dźwięków wydartych westchnieniem!Wszak w nieskończoność toniem wraz z tym tłumemMar zatraconych za zgasłym promieniem,A nieświadomi wybrzeża, gdzie staniem,Spoczniem - za nowym czekając świtaniem.18 listopad 1864W zatoce BajaCicho płyńmy jak duchy,Białe żagle nawiążmy;Toń tak głucha, milcząca,Fala o brzeg nie trąca,Więc utajmy namiętne wybuchyI wzrok łzawy w ciemności pogrążmy.Dzień już zapadł w otchłanie,I w posępnej pomroceJako cienie przelotnePijmy rosy wilgotne,Po srebrzystej ślizgając się pianie,W tej przeszłością szumiącej zatoce.Tu przed nami się czerniStary cmentarz dziejowy,Gdzie ruiny dokołaŚpią pod skrzydłem anioła;Tu przystaniem, grobowców odźwierni,I pochylim ciężące już głowy.Może echa, co drzemiąW długim kolumn krużganku,I marzenia, co legły,Nim swej mety dobiegły,Naszym przyjściem zbudzone pod ziemią,Dopowiedzą historii poranku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl