[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zeszliśmy do zatoki.Woda leżała gładko.Odbijała zarysy skał i ciemne czupryny pinii.W miejscu gdzie dochodziła do skał, widać było ławice rybek i kolczaste motki jeżowców.Małe kraby wypełzały z wody na skały.I dwie wielkie mewy krążyły w powietrzu.Ivo zrzucił z siebie ubranie Powiedz - zapytał - miałeś porządnego pietra?- Miałem.- Ja też.Każdy w takim wypadku miałby stracha.Ciekawe, dlaczego popłynąłeś ze mną?- Myślałem, że razem będzie nam raźniej.I głupio mi było, że ty sam.Uśmiechnął się łagodnie, położył mi rękę na ramieniu.- Dobrze zrobiłeś.Nie wiem, czy sam dałbym radę.Dziękuję ci.- Głupstwo! To ja ci powinienem podziękować.Pamiętasz, wtedy kiedy nas minęła łódź, zdawało mi się, że już po mnie.Gdyby nie ty.- Nie ma o czym gadać - przerwał mi.- Ja też byłem już dobrze wypompowany.Źle obliczyłem odległość.Grunt, że tak się skończyło.- Usiadł na skale, wolno zakładał płetwy, potem wziął krótki dziryt i skrzynkę ze szklanym dnem.- Do czego potrzebna ci ta skrzynka? - zapytałem.- Magiczny przyrząd - odparł.- Łapiesz w nią ryby?- Nie - roześmiał się.- Pod wodą, gdy jest fala, załamuje się światło i trudno zobaczyć dno morza.Szkło wyrównuje te załamania.Chcesz, to zobaczysz.- Wiesz, że nie umiem dobrze nurkować.- Nie martw się, nauczę cię.Do nauki nurkowania potrzebny jest nurek i głęboka woda.Wody było pod dostatkiem, brakowało jedynie nurka, więc, chcąc nie chcąc, zgodziłem się.Po naszej nocnej przygodzie poszedłbym z Ivem wszędzie.To morowy kolega: nie natrząsał się, tylko od razu przystąpił do nauczania - co, gdzie i jak.Po kilku próbach doszedłem do dna.Podniosłem z dna kamień i wypłynąłem z nim na powierzchnię.- No widzisz! - uradował się Ivo.- Mówiłem ci, że to nie takie trudne.Nie mogłem się nacieszyć! Otworzył się przede mną nowy świat - milczący, zielonkawoniebieski, tajemniczy, pełny najrozmaitszych niespodzianek.Skały pod wodą tworzyły piękne groty.Były całe porośnięte fantastycznymi wodorostami; jedne, fioletowe, wiły się jak włosy, inne, czerwone jak korale, tworzyły zwarte kolonie.A wśród nich uwijały się małe, zwinne rybki.Najwięcej było jeżowców.Ich kolczaste kłębki wyglądały w wodzie jak sztuczne kwiaty.Próbowałem nawet zerwać taki jeden „kwiatuszek”, niestety, tak się pokłułem, że już nigdy więcej nie spróbuję.Głębiej rozwierała się wodna przepaść.Toń była coraz ciemniejsza; jej błękit przechodził stopniowo w granat, a dalej - w czerń.Dno opadało gwałtownie jak ściana.Najprzyjemniej było odwrócić się w wodzie na grzbiet i spojrzeć do góry.Miałem wtedy takie uczucie, jakbym nagle znalazł się w wielkiej kuli szklanej: nade mną wisiała cudownie lazurowa kopuła, a jasne pręgi odbitego słońca płynęły w wodzie jak w czarodziejskiej kuli.Tak mi się spodobało nurkowanie, że nic nie robiłem, tylko wciąż wyciągałem kamienie z dna.Ivo tymczasem polował na ryby.Wyglądał zupełnie jak polinezyjski chłopiec, którego widziałem na jednym filmie oświatowym: czaił się przy skałach, a gdy spostrzegł zdobycz, zanurzał się ostrożnie i cicho podpływał ku niej.Potem błyskawicznym pchnięciem dzirytu przebijał ją jak strzałą.Mistrz, daję słowo! Ivo robił tak samo.W ciągu pół godziny wyciągnął z głębiny pięć pięknych sztuk: dwa zubatace i trzy ryby o złotawej łusce i czerwonych ogonach.Odłożył jednego zubataca i dwie czerwonoogoniaste.- Przyda wam się - powiedział.- Mówiłeś, że wujek jest mistrzem w przyrządzaniu ryb.Tak, to prawda.Zubatac upieczony przez wujaszka po rybacku na rożnie był ósmym cudem świata!Dzięki Ivowi mieliśmy znowu luksusową ucztę i nie umarliśmy z głodu.Tymczasem wujaszek powiedział, że o szóstej umówił się z tym Francuzem w sprawie sprzedaży aparatu fotograficznego.Aparat był pierwszorzędny, supernowoczesny, z światłomierzem i automatycznym nastawiaczem odległości, po prostu najnowszy krzyk techniki, więc Francuzowi na jego widok oko powinno zbieleć.Nic dziwnego, że liczyliśmy na przyzwoitą cenę.Wujaszek liczył i ja liczyłem.I byliśmy pewni, że za uzyskaną forsę nie tylko dojedziemy do Warszawy, ale uda nam się zostać jeszcze kilka dni w Jugosławii.Najgorzej jednak jest na coś liczyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Barczynski Adam Leslie, kolejna ofiara mojej ch
- Bidwell George Adam syn Oliwii
- Asnyk Adam Poezje Publicznosc i poeci(1) i
- Bidwell George Adam syn Oliwii(1)
- Cebula Adam W poszukiwaniu Swietego Mikolaj
- Conradi, Hermann Adam Mensch
- Barczynski Adam Zbior opowiadan(1)
- Banquet for the Damned Adam L. G. Nevill
- Adam Winiewski Snerg Robot
- Ben Sherwood Charlie St. Cloud
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pies-bambi.htw.pl