[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Całowali się, para błaznów.Edward rozrósł się i zmężniał ostatnio.Podkreślając, że nic nie ma do czynienia z gospodarką, stroił się jak fircyk, gdy był w rodzicielskim domu.Teraz miał na sobie spodnie w kratkę i długą marynarkę o kroju zwanym „jaskółką”.Nosił włosy półdługie, bo taki był ostatni krzyk mody.krótko przycięte wąsy i delikatną zapowiedź bokobrodów, które nie chciały się jeszcze połączyć z wąsami.Na ziemi przy nim leżał kapelusz o szerokim rondzie, opuszczonym na dół z przodu i z tyłu.Obejmował Ewelinę, potem odsunął ją na długość ramienia od siebie i spojrzał na nią.Nawet brat musiał przyznać, że wygląda prześlicznie: czerwone promienie zachodzącego słońca padały poprzez liście drzew na jej kasztanowate włosy, smukła postać prężyła się i wyciągała ku kochankowi; wielkie, zielonawe oczy błyszczały pod ciemnymi rzęsami.- No i? - zapytał Edward.Alek wiedział, że powinien odejść, ale nie mógł teraz wymknąć się nie zauważony, choćby był autentycznym Indianinem.Zapadał zmrok.Jeśli zaczeka piętnaście minut, może potrafi się wyśliznąć pod osłoną ciemności.Edward był chyba dwa razy większy od niego.Adam mógł się z nim bić, ale Adam był jego rówieśnikiem.Oczy Eweliny badawczo patrzyły w twarz Edwarda.Dostrzegła twardy, surowy, uparty wyraz.Chwilowa czułość pocałunków już znikła.Opuściła głowę i oparła na jego ramieniu.Edward cofnął się nagłym ruchem.- Uważaj! - zawołał, otrzepując wyłogi żakietu.- Puder! Zobaczą w domu! - Jeszcze coś mówił.Alek nie dosłyszał słów.Łzy popłynęły po twarzy Eweliny.Alek nie byłby teraz odszedł, nawet gdyby to mógł bezpiecznie zrobić.Przecież ostatecznie to była jego siostra.A Edward zachowuje się jak brutal.O czym ona mówi i to głosem przerywanym płaczem?- Już teraz - mówiła, zanosząc się od łkania - nie mam żadnych wątpliwości.To jest fakt i musimy się z tym pogodzić, mój Edwardzie najdroższy!Kochanek odwrócił się od niej i gniewnie kopnął korzeń wystający z ziemi.- W ładną kabałę mnie wpakowałaś!Łzy Eweliny wyschły, jakby ktoś kurek od wody zakręcił.Wyprostowała się i cały gorący temperament jej matki zapłonął w tych ognistych włosach i zielonych oczach.- Ja cię wpakowałam?Alek słuchał pilnie, nie tracąc słowa.Ewelina mówiła z pasją i wcale nie cicho.A teraz Edward.- Wy, Hunterowie, zawsze walczycie nieuczciwie.twój brat.uderzył mnie poniżej pasa.- Słów Edwarda Alek nie słyszał tak dobrze, ale dość, by zrozumieć sens.Edward przerwał sobie, a potem dodał z pasją, jakby chciał sam siebie przekonać: - Tak zrobił! A teraz ty.Ukryty za drzewem chłopiec zacisnął pięści.Jak ten wystrojony laluś śmie mówić, że Adam nieuczciwie walczył? Jeśli ktoś nieuczciwie walczył, to tym kimś był z pewnością Edward.A teraz jeszcze dręczy Ewelinę.Czemu ona mu nie da w zęby i nie pobiegnie do domu? Alek odgadł, co znaczyła ta „ładna kabała”.Dla jego praktycznego umysłu sprawa nie wydawała się szczególnie ważna.Zdarzało się to przecież dziewczętom nieraz.Rodzice czasem się przejmują, ale w każdym razie można liczyć na mamę.Na mamę można zawsze liczyć.Czasem się złości, ale gdy się uspokoi - a najlepszą taktyką było cicho przeczekać burzę - zawsze pomoże.- Ja ciebie w kabałę wpakowałam? - mówiła Ewelina, a furia zmieniła jej głos, który aż dygotał jak u koloraturowej śpiewaczki.- A ty z tym nie miałeś nic wspólnego, co?- No.ja.ty.- Edward jąkał się, przerwał i znowu kopnął korzeń.Mówił tak cicho, że Alek nie mógł nic dosłyszeć.Z Eweliny nie lada numer.Ale na swój sposób kocha Edwarda.Alek wiedział o tym.Zawszeć to siostra.Nie była bohaterką z romantycznej powieści, nie potrafiła kochać żadnego człowieka miłością absolutnie bezinteresowną, pełną oddania i poświęcenia.Ale kochała Edwarda jako przystojnego młodzieńca, z dobrej rodziny, zamożnego.Z pewnością wyobrażała go sobie jako pana na Binwood - z tym że naprawdę ona wszystkim będzie rządziła.A jak się sprytnie bierze do rzeczy! Alek zapomniał, że nie powinien podsłuchiwać.Jego analityczny umysł poznał się doskonale na taktyce siostry.Dużo lepsza metoda niż uderzenie w twarz.I bardziej interesująca dla widza.Łzy Eweliny nie odniosły pożądanego skutku.Jej gniew zmieszał Edwarda, ale też nie przekonał go.Jak dobry wódz, szybko zmieniający taktykę w zależności od potrzeb zmieniającej się sytuacji, zastosowała nową metodę.Przekształciła się w słabą niewiastę, z uwielbieniem wpatrzoną w swoje bóstwo.Jej wielkie oczy błagały bez słów, całe jej smukłe ciało przytulało się do niego, ledwie powstrzymując się, by znowu nie ulec namiętności.- Przecież mnie kochasz?Zwrócił się do niej, przez chwilę spoglądał jej prosto w oczy, co u niego rzadko się zdarzało.Zazwyczaj unikał wzroku ludzi.- Na Boga - tak!Było to prawdą.Alek wyczuł szczerość w jego okrzyku.Nadal serdecznie nie cierpiał tego człowieka, który zarzucał nieuczciwość jego bratu.Gdyby tak Adam to usłyszał! Sprałby tego ananasa znowu.Ale Edward nie powiedziałby tego nigdy w obecności Adama.Za to on, Alek, słyszał.Może by mógł jednak zamiast Adama.tylko szkoda, że jest jeszcze taki mały.Ale może by się znalazły sposoby.Ostrożnie przeszukał kieszenie.Tak, miał dużą, jedwabną chustkę z czarną obwódką.I swój składany nóż.I kawałek mocnego sznurka.- Więc pobierzemy się? - pytała pieściwie, gruchająco Ewelina.- Będę miał kłopoty z moim ojcem.- Czy nie jestem dość dobra? - Ewelina przypominała mruczącą kotkę.Edward uległ znowu jej urokom.Objął ją gorąco.- Dla mnie - aż za dobra!Całowali się namiętnie, wtuleni w siebie, aż Alek odwrócił wzrok w zmieszaniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl