[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Le¿¹c z rozbitym ³okciem zagryz³em wargi i ze z³oœci¹ przypomnia³emsobie ostatnie, na wpó³ ¿artobliwe ostrze¿enie Senta: "Uwaga na sêk!"Spojrza³em za siebie.Je¿eli istotnie by³ tam sêk, to musia³em go wybiæ butem izupe³nie wyrwaæ z pod³ogi, bo teraz ukaza³a siê na jego miejscu ma³a czarnadziura.Ju¿ mia³em wstaæ, gdy przenios³em wzrok w drugi k¹t pokoju idostrzeg³em coœ, co sk³oni³o mnie do pozostania na pod³odze.Pierwsze spojrzenie nie przynios³o mi ¿adnego wiêkszego wra¿enia próczniepokoj¹cego wzrok niezwykle silnego kontrastu.W bia³ej œcianie naprzeciwmnie tkwi³y wyloty trzech bardzo czarnych i g³êbokich otworów.Przez d³u¿szyczas przygl¹da³em siê im z rozproszon¹ mimo napiêcia woli uwag¹ i nie mog³emuchwyciæ, która z dwu cech obrazu bardziej mnie zdumiewa czy ta bezdennieg³êboka, wrêcz nierealna czerñ, czy raczej bardzo urozmaicona linia konturu,nadaj¹ca otworom okreœlony, jednoznaczny i w³aœnie dziêki temu tak bardzoniesamowity kszta³t.Mia³em przed sob¹ przebite daleko w g³¹b œciany sylwetkidwóch postaci dziewczynki i psa.Bardzo ostra linia konturów - jako granicamiêdzy czerni¹ ka¿dego otworu i biel¹ œciany - uk³ada³a siê w zawi³e rysunki,oddaj¹ce subtelne szczegó³y tych sylwetek, przywo³uj¹c na myœl niezupe³nie wtym wypadku trafne - podobieñstwo do postaci z teatru cieni.Umieszczonynajni¿ej trzeci otwór nie przedstawia³ niczego osobliwego: mia³ kszta³tidealnego ko³a, równie¿ pozbawionego jakichkolwiek szczegó³Ã³w w obrêbieczerni.Unios³em siê z pod³ogi i ruszy³em ku nim.One te¿ drgnê³y; jak na komendêwszystkie trzy przesunê³y siê wyraŸnie w bok i nieco w dó³, zachodz¹c czêœciowona pod³ogê.Zmieni³y przy tym nie tylko swoje po³o¿enie, ale równie¿ kszta³t;brzegi ich przybra³y zupe³nie inny zarys, lecz - i to w³aœnie wyda³o mi siênajbardziej niezrozumia³e - pomimo przesuniêcia i zasadniczej zmiany liniikonturu nadal pozosta³y tym, czym by³y dot¹d: postaciami dziewczynki i psa,tyle tylko, ¿e widzianymi z nieco innej strony.Jedynie ko³o w dalszym ci¹gupozostawa³o ko³em.Przecisn¹³em siê miêdzy w¹skim tapczanem i przysuniêtym do niego sto³em (tak ¿ena chwilê straci³em je z oczu) i podszed³em do tego miejsca na œcianie, naktórym znajdowa³y siê na samym pocz¹tku.Zbada³em je dok³adnie.Œciana jakœciana: miejscami g³adki, gdzie indziej brudny i chropowaty mur, strzêpzakurzonej pajêczyny, jakiœ zaciek - ani œladu po otworach.Szybko obejrza³em siê poza siebie.Figury dziewczynki i psa (mog³em mieæ terazpewnoœæ, ¿e wbrew odniesionemu wra¿eniu nie s¹ one otworami w œcianie, leczrzucanymi na ni¹ czarniejszymi od smo³y cieniami nieobecnych przestrzennychbry³) przewêdrowa³y na nowe miejsca: dr¹¿y³y teraz inn¹ czêœæ pod³ogi iprzeciwleg³¹ œcianê.Kontury ich te¿ nie by³y te same : odpowiada³y sylwetkombry³ trójwymiarowych ogl¹danych z znów z innej, tym razem przeciwnej strony.Œledz¹c je dalej z pewn¹ nieufnoœci¹, post¹pi³em kilka kroków w 'bak, a potemposzed³em ,dalej po okrêgu ko³a.Efekt tego by³ taki, ¿e poruszaj¹c siê zidentyczn¹ jak moja prêdkoœci¹, p³ynnym ruchem zatoczy³y taki sam ³uk, na³o¿y³ysiê czêœciowo na siebie i znów rozesz³y.Charakterystyczny by³ jednak fakt, ¿eprzesuwa³y siê wy³¹cznie wówczas, gdy ja zmienia³em stanowisko obserwacyjne;nawet nieznacznemu ruchowi mojej g³owy odpowiada³o proporcjonalne do niego ichporuszenie, przy czym, gdy ja szed³em wzd³u¿ jednej œciany - one wêdrowa³y poœcianie przeciwleg³ej.I tylko na pod³odze, gdzieœ mniej wiêcej poœrodkupokoju, gdzie wypada³y ³apy psa i stopy dziewczynki, cienie.a jednak niedziury (mimo wszystko nie mog³em rozstaæ siê z tym wra¿eniem) by³y prawienieruchome, trzyma³y siê wci¹¿ tych samych miejsc, okreœlaj¹c zarazem okoliceosi, wokó³ której obraca³a siê ca³a ta karuzela.Jeszcze nie œmia³em wyjœæ na œrodek pokoju, chocia¿ rozumia³em ju¿, ¿e tamw³aœnie tkwi klucz do rozwi¹zania ca³ej tajemnicy.Czerniej¹cy na pod³odzeniedaleko moich stóp otwór bezdennej studni mia³ niewiele wiêcej ni¿piêædziesi¹t centymetrów œrednicy.Klêkn¹³em nad nim i zbli¿y³em rêce do jegokrawêdzi.D³onie nie dotar³szy jeszcze do rzekomego otworu, natrafi³y naniespodziewany opór: zetknê³y siê z czymœ, czego wcale nie by³o widaæ - objê³yg³adk¹ i tward¹ kulê, która spoczywa³a na pod³odze styczna do jej powierzchni.Ale noœnikiem tego spostrze¿enia by³ jedynie dotyk, bo zmys³ wzroku informowa³mnie w dalszym ci¹gu, ¿e mam pod sob¹ wylot studni.Patrzy³em z szerokorozwartymi oczami na to, co mi siê ukaza³o w dole.Te czêœci moich d³oni, któreznalaz³y siê pod kul¹, przesta³y istnieæ - znik³y ostro œciête brzegiem czarnejplamy.Kula robi³a wra¿enie bry³y odlanej z o³owiu i przymocowanej do pod³ogi wpunkcie swojej z ni¹ stycznoœci.Nie mog³em jej udŸwign¹æ ani nawet poruszyæ zmiejsca.Wsta³em z klêczek i poszed³em na œrodek pokoju.Teraz, gdy patrzy³em z bliska iskosem z góry, nast¹pi³ znaczny skrót perspektywiczny i przedstawiaj¹casylwetkê dziewczynki dziura w ca³oœci mieœci³a siê ju¿ na pod³odze.Kontur jejstóp dr¹¿y³ pod³ogê niedaleko moich butów, a ona sama - ju¿ nie ten iluzorycznyotwór w pod³odze lub w œcianie, lecz sama dziewczynka - sta³a blisko mnie, wodleg³oœci wyci¹gniêtej rêki.Dotkn¹³em jej g³owy.Moje palce przesunê³y siê pogêstych twardych w³osach i opad³y ni¿ej, na drobn¹ twarz.Stukn¹³em palcem w têtwarz; choæ by³a twarda jak stal, nie wyda³a ¿adnego dŸwiêku.Potem znalaz³emoczy: pod powiekami wysoko uniesionymi, œliskie i lekko wypuk³e; w k¹cikujednego z nich odkry³em maleñk¹ grudkê, coœ przypominaj¹cego zawieszon¹ tamkropelkê, chyba ³zê.Usta jej by³y szeroko rozchylone, jakby skamienia³e wkrzyku, wargi napiête i g³adkie, wypolerowane tak samo jak reszta twarzy i taksamo twarde jak wszystko - jak ca³y pos¹g.Obchodz¹c j¹ dooko³a zapomnia³em obliskiej, choæ niewidocznej obecnoœci psa.W pewnej chwili zawadzi³em nog¹ owystaj¹cy mu z pyska kie³ i rozerwa³em spodnie od kolana a¿ do wylotu nogawki.Aby powetowaæ sobie tê stratê, usiad³em mu na grzbiecie z beztroskim zamiaremdok³adnego przegl¹du jego obna¿onych zêbów.Zachowywa³em siê coraz bardziejlekkomyœlnie, jak dziecko, zrazu onieœmielone zaczajon¹ w ka¿dej nowoœcigroŸb¹, ale popychane ku niej przez nieodpart¹ ciekawoœæ i wreszcieuszczêœliwione posiadaniem niezwyk³ej zabawki.Ale te¿ by³a to doprawdy bardzodziwna sytuacja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Barczynski Adam Leslie, kolejna ofiara mojej ch
- Bahdaj Adam Gdzie twoj dom Telemachu(1)
- Bidwell George Adam syn Oliwii
- Bahdaj Adam Podroz za jeden usmiech(1)
- Asnyk Adam Poezje Publicznosc i poeci(1) i
- Bahdaj Adam Uwaga, czarny parasol
- Bidwell George Adam syn Oliwii(1)
- Cebula Adam W poszukiwaniu Swietego Mikolaj
- Bahdaj Adam Uwaga, czarny parasol(1)
- Bahdaj Adam Stawiam na Tolka Banana(1)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spraypainting.htw.pl