[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Falk, skryty w ciemnych zaroœlach, po³o¿y³ d³oñ na laserze, nie czyni¹c pozatym ¿adnego innego ruchu.- S³ysza³em twoje myœli.Jestem S³uchaczem.ChodŸ, nie ma siê czego baæ.Czymnie rozumiesz?Milczenie.- Mam nadziejê, ¿e tak, poniewa¿ nie mogê u¿yæ myœlomowy.Nie ma tunikogo oprócz ciebie i mnie - powiedzia³ spokojny g³os.- S³yszê samochc¹c, takjak ty s³yszysz swoimi uszami, i wci¹¿ s³yszê ciê tam, w ciemnoœci.ChodŸ izapukaj, jeœli chcesz pobyæ przez chwilê pod dachem.Drzwi zamknê³y siê.Falk sta³ bez ruchu przez jakiœ czas.Potem zrobi³ w ciemnoœci te kilka krokówdziel¹cych go od drzwi maleñkiej chaty i zapuka³.- WejdŸ!Otworzy³ drzwi i wkroczy³ do œrodka w ciep³o i œwiat³o.Stary mê¿czyzna, zd³ugim opadaj¹cym na plecy warkoczem siwych w³osów, klêcza³ przy paleniskudok³adaj¹c do ognia.Nie odwróci³ siê, aby spojrzeæ na goœcia, dalejmetodycznie uk³ada³ bierwiona.Po chwili odezwa³ siê g³oœno, w powolnymzaœpiewie:Jestem sam, zdezorientowanyzdezorientowanyi opuszczonyOch, jak ³Ã³dŸbez steruOch, bez nadzieina przystañ.W koñcu siwa g³owa odwróci³a siê.Stary mê¿czyzna uœmiecha³ siê; jego w¹skie,jasne oczy spogl¹da³y z ukosa na Falka.Ochryp³ym i niepewnym g³osem, od dawna bowiem nie wypowiedzia³ ani s³owa, Falkodpowiedzia³ nastêpnym wersem Starego Kanonu:Wszyscy znaj¹ swoj¹ drogêtylko ja samjestem tu obcytak ró¿ny od wszystkichlecz tak samoszukam mleka Matkii Drogi.- Cha, cha! - zaœmia³ siê starzec.- Czy¿ nie? ¯Ã³³tooki? ChodŸ, siadaj, tutajprzy ogniu.Obcy, tak, tak, naprawdê jesteœ obcy.Jak daleko od swoich? Kto towie? Od jak dawna nie my³eœ siê w gor¹cej wodzie? Kto to wie? Gdzie tenprzeklêty kocio³ek? Zimna noc na szerokim œwiecie, prawda? Zimna jak poca³unekzdrajcy.Tu go mamy; nape³nij go z tego cebra, tam przy drzwiach, dobrze? Potempostawiê go na ogniu, o taaak.Jestem Thurro-dowist, widzê, ¿e wiesz, co toznaczy, wiêc nie znajdziesz tu wielkich wygód.Ale gor¹ca k¹piel jest gor¹c¹k¹piel¹, bez wzglêdu na to, czy kocio³ek podgrzany bêdzie fuzj¹ termoj¹drow¹,czy wi¹zk¹ sosnowego chrustu, co? Tak, naprawdê jesteœ obcy, ch³opcze, a twoimrzeczom te¿ przyda³oby siê pranie, choæ byæ mo¿e s¹ nieprzemakalne.Co tammasz? Króliki? Wspaniale.Udusimy je jutro z paroma jarzynkami.Jarzyn nieustrzelisz swoim laserem.A przecie¿ nie mog³eœ z plecaka zrobiæ magazynu nakapustê.Mieszkam tu sam, mój ch³opcze, sam, ca³kiem samiuteñki.Dlatego ¿ejestem wielkim, bardzo wielkim, najwiêkszym S³uchaczem, ¿yjê sam i tak wielemówiê.Nie urodzi³em siê tutaj, jak grzyb w lesie.ale przebywaj¹c z innymiludŸmi nigdy nie mog³em zamkn¹æ siê przed ich umys³ami, przed tym ca³ymbrzêczeniem, smutkiem, paplanin¹ i naprzykrzaniem, i przed tymi wszystkimidrogami, którymi zd¹¿ali, i czu³em siê tak, jakbym nagle musia³ znaleŸæ swoj¹w³asn¹ drogê przez czterdzieœci ró¿nych lasów.Wiêc przyby³em tutaj, aby ¿yæ wprawdziwym lesie, otoczony tylko zwierzêtami, których umys³y s¹ ubogie i ciche.Nie ma œmierci w ich myœlach.I nie ma w nich k³amstwa.Siadaj, wiele dnitrwa³a twoja wêdrówka i twoje nogi s¹ utrudzone.Falk usiad³ na drewnianej ³awie przy palenisku.- Dziêkujê za goœcinê - zacz¹³ i chcia³ powiedzieæ swe imiê, gdy starzec rzek³:- Nie ma potrzeby.Mogê ci daæ wiele dobrych imion, wystarczaj¹co dobrych dlatej czêœci œwiata.¯Ã³³tooki, Obcy, Goœæ czy jakiekolwiek inne.Pamiêtaj, jestemS³uchaczem, a nie parawerbalist¹.Nie odbieram s³Ã³w ani imion.Nie potrzebujêich.Wiedzia³em, ¿e tam w ciemnoœci stoi samotna dusza i wiedzia³em, ¿e mojeoœwietlone okno b³yszczy w twoich oczach.Czy to nie wystarczy, a nawetbardziej ni¿ wystarczy? A ja mam na imiê Wci¹¿ Samiuteñki.Dobrze? Zostañ przyogniu, ogrzej siê.- Ju¿ mi ciep³o - odpar³ Falk.Siwy warkocz skaka³ po plecach starca, gdy chodzi³ tam i z powrotem, szybki ikruchy, ani na chwilê nie przestaj¹c mówiæ cichym g³osem; ani razu nie zada³konkretnego pytania, nigdy nie przerywa³, aby us³yszeæ odpowiedŸ.Nie by³o wnim cienia strachu i niemo¿liwe by³o baæ siê go.Teraz wszystkie dni i noce wêdrówki przez las zla³y siê w jedno i pozosta³ygdzieœ za Falkiem.Ju¿ nie obozowa³ pod go³ym niebem, trafi³ do domu.Niemusia³ myœleæ o pogodzie, ciemnoœci, gwiazdach, zwierzêtach i drzewach.Móg³siedzieæ wyci¹gn¹wszy nogi do buchaj¹cego blaskiem paleniska, móg³ jeœæ wtowarzystwie innej osoby, móg³ k¹paæ siê przed kominkiem w drewnianej baliipe³nej gor¹cej wody.Nie wiedzia³, co by³o wiêksz¹ przyjemnoœci¹: czy ciep³otej wody, która zmywa³a z niego brud i zmêczenie, czy te¿ ciep³o, któreogarnia³o tutaj jego duszê: ta niedorzeczna, pokrêtna, ¿ywa gadanina staregocz³owieka, ta cudowna zawi³oœæ ludzkiego jêzyka po tak d³ugim milczeniupuszczy.Wierzy³ w to, co mówi³ mu starzec: ¿e by³ zdolny.wyczuæ doznania i emocjeFalka, ¿e by³ s³uchaczem umys³u, empat¹.Empatia ma siê do telepatii mniejwiêcej tak jak dotyk do wzroku: to bardziej nieokreœlony, prymitywniejszy iintymniejszy zmys³.Nie poddawa³a siê w takim stopniu precyzyjnej, wyuczonej,œwiadomej kontroli jakiej podlega³ przekaz telepatyczny; wzajemna, mimowolnaempatia nie by³a czymœ niecodziennym nawet wœród osób niewyszkolonych.Niewidoma Kretyan szkoli³a siê w s³uchaniu umys³u, maj¹c wrodzony dar ku temu;nie mo¿na go by³o jednak porównaæ z tym, jaki posiada³ starzec.Nie zabra³oFalkowi wiele czasu, aby upewniæ siê, ¿e rzeczywiœcie stary mê¿czyznanieustannie, w jakimœ stopniu, œwiadom jest wszystkiego, co jego goœæ odczuwa ijakich doznaje emocji.Z jakiegoœ nieokreœlonego powodu nie przejmowa³ siê tym,podczas gdy œwiadomoœæ tego, ¿e narkotyk Argerda umo¿liwi³ telepatycznesondowanie jego umys³u, rozwœciecza³a go.Tutaj intencja by³a inna, zupe³nieinna.- Rano zabi³em kurê - odezwa³ siê, kiedy starzec zamilk³ na chwilê, grzej¹c dlaniego gruby rêcznik przy trzaskaj¹cym ogniu.- Mówi³a.tym jêzykiem.Kilkas³Ã³w z.z Prawa.Czy to nie znaczy, ¿e ktoœ bywa tutaj, ktoœ, kto uczy mowyzwierzêta i ptactwo? - Nie by³ a¿ tak odprê¿ony, nawet po gor¹cej k¹pieli, abynazwaæ Wroga wprost - nie po lekcji, jak¹ otrzyma³ w Domu Strachu.Zamiast odpowiedzi starzec po raz pierwszy zada³ prawdziwe pytanie.- Czy zjad³eœ tê kurê?- Nie - odpar³ Falk wycieraj¹c siê do sucha rêcznikiem, a¿ w ¿arze bij¹cym odognia jego skóra poczerwienia³a staj¹c siê podobn¹ do wypolerowanego br¹zu.-Nie po tym, jak przemówi³a.Zamiast tego strzeli³em króliki.- Zabiæ i nie zjeœæ? WstydŸ siê, wstydŸ siê.- Starzec zagdaka³, a potem zapia³jak dziki kogut.- Czy¿ nie ma w tobie czci dla ¿ycia? Musisz zrozumieæ Prawo.Powiada ono, ¿e nie mo¿esz zabijaæ, o ile nie musisz.A nawet wówczas niepowinno byæ to ³atwe.Pamiêtaj o tym, kiedy znajdziesz siê w Es Toch.Jesteœju¿ suchy? Okryj sw¹ nagoœæ, Adamie z Kanonu Yaweh.Masz, zawiñ siê w to, niejest to takie œliczne jak twoje ubranie, to tylko jelenia skóra wygarbowana wmoczu, ale przynajmniej jest czysta.- Sk¹d wiesz, ¿e idê do Es Toch? - zapyta³ Falk otulaj¹c siê jak tog¹ miêkk¹skórzan¹ szat¹.- Poniewa¿ nie jesteœ cz³owiekiem - odpar³ starzec.- I pamiêtaj, ¿e jestems³uchaczem.Znam miejsce - czy tego chcê, czy nie - ku któremu zd¹¿a twójumys³, tak samo obce jak i on.Pó³noc i po³udnie s¹ zamglone, gdzieœ daleko nawschodzie widzê utracon¹ jasnoœæ, na zachodzie zaœ rozpoœciera siê ciemnoœæ,nieprzenikniona ciemnoœæ.Znam tê ciemnoœæ.S³uchaj.S³uchaj mnie, poniewa¿ janie chcê s³uchaæ ciebie, mój drogi, b³¹dz¹cy goœciu.Gdybym chcia³ s³uchaæludzkiej gadaniny, nie ¿y³bym tutaj wœród dzikich œwiñ, sam jak dzika œwinia.Muszê ci to powiedzieæ, zanim pójdê spaæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Clare Cassandra Dary Anioła 05 Miasto zagubionych dusz(ofic)
- Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu Tom 37 Miasto Strachu
- Cassandra Clare 04 Miasto Upadlych Aniolow
- Balzac, Honore de Ursula
- James Morrow Miasto Prawdy (2)
- Clive Cussler Zaginione miasto
- Cassandra Clare Miasto Szkla(1)
- sex opowiadania
- L.Gardner. Krew z krwi Jezusa
- Ruiz Zafón Carlos Cień wiatru
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- juli.keep.pl