[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ¿e uwa¿a³a go za przystojnego, poci¹gaj¹cegomê¿czyznê, ka¿dego dnia dodawa³a coœ nowego.Wie-dzia³a, ¿e pastor szczególnie lubi s³uchaæ o grzesznychmyœlach, jakie nawiedzaj¹ j¹ tu, w œwi¹tyni, zmyœla³a wiêcmarzenia o pewnym mê¿ezyŸnie, z którym, choæ przemil-cza³a jego nazwisko, Prunck natychmiast siê uto¿sami³.W³aœnie zdyszani, zasapani spletli siê w uœciskach przery-wanych okrzykami: "Ale¿, pastorze!" i: "Oczywiœcie, niebêdê.", kiedy sielankê zak³Ã³ci³ im grobowy g³os p³yn¹cyz radia.Prunck uniós³ blyszcz¹c¹ od potu twarz znad pó³nagichpiersi panny Bjarg.Rozpalonymi wargami z trudem chwy-ta³ powietrze.- Cicho! Co oni mówi¹?Wychylaj¹c siê, by podkrêciæ g³oœnik, puœci³ dziew-czynê.Bjorg osunê³a siê na pod³ogê, przepe³niona s³odk¹ekstaz¹, nie mog³a bowiem ustaæ na nogach o w³asnychsi³ach.Podtrzymywana ramionami pastora, pospieszniezaczê³a wyg³adzaæ sukniê.- O czym oni mówi¹? O epidemii ospy? Alleluja, a wiêcnadszed³ ju¿ Dzieñ S¹du!Pospiesznie sprawdzi³, czy aby spodnie zbytnio niewydymaj¹ mu siê z przodu, i pobieg³ do wielkiej sali, gdziewierni siedzieli w³aœnie przy œniadaniu.- S³yszeliœcie ju¿? Czy s³yœze³iœcie? S³uchajcie g³osuPana!Pan, który tym razetn przemawia³ bardzo zwyczajnymg³osem spikera radiawego, powtórzy³ informacjê a za-gra¿eniu epidemi¹ ospy, jakie pojawi³o siê w rejonieHalden i Sarpsborg, a nastêpnie nadano kotnunikat, które-go wybrañcy Pruncka do tej pory nie mieli okazji us³yszeæ:- W³adze Halden poszukuj¹ dwóch kobiet, które w nie-dzielê wieczotem pomog³y choremu mê¿czyŸnie wsi¹œæ do³odzi w miejscu przeprawy na Sauoya.Obie proszone s¹o natychmiastowe zg³oszenie siê na policjê lub do lekarza,gdy¿ mog³y zaraziæ siê od chorego.Podajemy ich rysopisy:Niska, szczup³a kobieta, wiek oka³o szeœædziesiêciu lat,ubrana w szary p³aszcz i szary kapelusz.Druga, m³odsza,równie¿ ubrana na szaro, by³a z szarym œredniej wielkoœcipudlem.Jeœli ktoœ rozpazna poszukiwane osoby, proszonyjest o natychmiastowe powiadamienie policji.Spiker zacz¹³ mówiæ o czymœ innym, Prunck wy³¹czy³odbiornik.Na moment w grocie zaleg³a cisza.- Wybi³a godzina triumfu dla nas, wierz¹cych - oœwiad-czy³ z przejêciem pastor.- Gniew Bo¿y obróci³ siê kuniewiernym.Módlmy siê!Wszyscy padli na kolana.Pastor z³o¿y³ d³onie.- Panie, Twój s³uga dziêkuje Ci za to, ¿e zechcia³eœuczyniæ go swym wybrañcem, by jak Noe w arce po-prowadzi³ dalej nowy ród, podczas gdy niewiemi prze¿y-waæ bêd¹ najstraszniejsze mêki przed bramami tej œwi¹tyni.Zgotowa³eœ im œmieræ, na jak¹ sobie zas³u¿yli.Panie, bêd¹gin¹æ powoli, w cierpieniach, w oparach zarazy, tak jakmówi Twoja Ksiêga.Bêd¹.- Lavinia! - zakrzyknê³a Kamma falsetem.Madlitwa ucich³a.Kamma wsta³a i skierowa³a oskar¿ycielski palec nabratanicê mê¿a.Rêka dr¿a³a jej z oburzenia i ze strachu.- Lavinio! Pudel.To Biancheflor! To ty pomog³aœtemu mê¿czyŸnie wsi¹œæ do ³odzi! To ty jesteœ t¹ m³od¹kobiet¹.Vinnie poczu³a na sobie wzrok wszystkich zebranych,jêknê³a przera¿ona.- Ale ja by³am szczepiona.- To nieprawda - zaprotestowa³ Prunck.- Twojaciotka zapewnia³a, ¿e nie by³aœ.- To k³amstwo - ³ka³a Vinnie.- Ja nigdy nie twier-dzi³am, ¿e nie zosta³am zaszczepiona.Proszê tylko spojrzeæna moje ramiê.Zaczê³a ju¿ rozpinaæ sukienkê.- Doœæ tego! - zagrzmia³ Prunck.- Czy wiesz, couczyni³aœ, grzeszna niewiasto? Sprowadzi³aœ tu grzechi owoc grzechu! B¹dŸ przeklêta na wieki! Ty i twój pies!Efekt przekleñstwa zmniejszy³a nieco ostatnia jegoczêœæ, ale pastor tego nie zauwa¿y³.Poczu³ siê naprawdêw swoim ¿ywiole.- Twoj¹ kat¹ bêdzie wygnanie z raju na wieki.- Prunckuniós³ ramiê, przybieraj¹c dramatyczn¹ pozê, jak gdybytrzyma³ w rêku wyimaginowany miecz.- Obosiecznymmieczem wygna³ Pan Adama i Ewê.- Myœla³em, ¿e to zrobi³ anio³ - rozleg³ siê cienkidzieciêcy g³osik.Prunck pos³a³ malcowi zabójcze spojrzenie.- Odejdê - powiedzia³a Vinnie ze spuszczon¹ g³ow¹.Kamma przygl¹da³a jej siê œwidruj¹cym wzrokiem.Myœli b³¹dzi³y jej po g³owie.Jeœli Vinnie zniknie st¹d.I zachoruje.Maj¹tek.- Zabierz ze sob¹ psa! - zawo³a³ pastor, dostrzegaj¹cnareszcie mo¿liwoœæ pozbycia siê bezdusznego potwora.- Blancheflor? Nie! - krzyknê³a Kamma.- Pies musi st¹d odejœæ - oœwiadczy³ Prunck tonem nieznosz¹cym sprzeciwu.- I pamiêtaj, co przysiêg³aœ! Nikomuani s³owa o Œwi¹tyni Pana!Wœród milcz¹cego potêpienia zgromadzonych Vinniezebra³a swoje rzeczy.Wszyscy, stoj¹c nieruchomo, obser-wowali ka¿dy jej najdrobniejszy ruch.- ChodŸ, Blancheflar.- Pokornie podnios³a pieskai wtuli³a twarz w krêcone futerko.- Nie zara¿aj go! - zawy³a Kamma.- Psy nie choruj¹ na ospê - szepnê³a Vinnie w odpowiedzi.Kiedy sz³a w stronê drzwi, wszyscy rozstêpowali siêprzed ni¹.- Przyst¹pmy do oczyszczenia! - zawo³a³ pastor.- Za-trzyjmy œlady grzechu w naszym ma³ym raju.Vinnie opuœci³a grotê.Kobieta, która otworzy³a jejbramê, odskoczy³a jak najdalej.Ostatnie, co Vinnie us³ysza-³a ze œrodka, by³y odg³osy wybuchaj¹cej paniki.- Jesteœmy zara¿emi! Bo¿e, jesteœmy zara¿eni!- Uspokójcie siê! - wrzasn¹³ Prunck.- Pan nie opuszczaswoich wyznawców.Jedynie tych, którzy zachwiej¹ siêw wierze, dosiêgnie kara.My, którzy siê tu zebraliœmy,jesteœmy czyœci.Wydawa³o siê jednak, ¿e wcale nie tak ³atwo jest ichuspokoiæ.Kiedy drzwi zamknê³y siê za Vinnie, dziewczynaus³ysza³a nag³y ³omot, jakby wiele osób jednoczeœnierzuci³o siê do wyjœcia.Drzwi jednak ju¿ wiêcej siê nie otworzy³y.Vinnie sta³a sama w œwietle dnia.Zrobi³o siê nieco cieplej.Zziêbniête zimowe s³oñcetoczy³o walkê, by wlaæ odrobinê ¿ycia w zmarzniêt¹ ziemiê.Niestety, bez powodzenia.Vinnie powinna chyba poczuæ siê upokorzona, opusz-czona, ale ku w³asnemu wstydowi odczu³a ulgê.Mia³a wra¿enie.¿e jest wolna?A przecie¿ nie powinno tak byæ.Natychmiast ogarnê³y j¹wyrzuty sumienia i gotowoœæ poniesienia odpowiedzialnoœ-ci za z³o, które wyrz¹dzi³a, gotowoœæ wys³uchania po³ajañ.Ale Kamma by³a zamkniêta w skalnym schronie!Vinnie ba³a siê.Przypomnia³a sobie spotkanie z chorymmê¿czyzn¹ na przystani.Jego nadgarstki.Pokryte okro-pnymi, przypominaj¹cymi pêcherze wypryskami.Ujê³a goza rêkê, nadal mia³a w pamiêci nieprzyjemne uczucie, gdygo dotknê³a.Vinnie gwa³townie zadr¿aha ze strachu.Do miasta by³ spory kawa³ek.Bli¿ej mia³a do domu, alena razie nie chcia³a tam wracaæ.Musia³a zg³osiæ siê napolicjê, poczucie obowi¹zku by³o w niej silnie zakorzenio-ne.Do lekarza rodzinnego nie chcia³a iœæ, ³¹czy³y siê z tymzbyt przykre wspomnienia.Kamma zawsze jej towarzyszy-³a i wielkim g³osem obwieszcza³a wszystkim obecnymw poczekalni o jej dolegliwoœciach, nawet tych najbardziejintymnych.Musi zg³osiæ siê na policjê, to jasne, ale sk¹d weŸmie nato odwagê?Vinnie nie przywyk³a do samodzielnego dzia³ania.A teraz by³a wypêdzona, odepchniêta [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl