[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pociesz siê,Piemurze.S¹dz¹c po tym, jak pracowali dzisiaj, skoñczenie tego domu nie zajmieim wiele czasu.Ale co ty masz na myœli mówi¹c o tych Siostrach Œwitu?- One po prostu nie zachowuj¹ siê jak prawdziwe gwiazdy.Nigdy nie zauwa¿y³eœ?- Nie.Ale my siedzieliœmy przewa¿nie wieczorami w domu, a o œwicie to ju¿zawsze.- Wiêkszoœæ gwiazd zmienia swoje po³o¿enie.A one nigdy.- Ale¿ na pewno zmieniaj¹.W Ruatha s¹ niemal niewidoczne, tu¿ nadhoryzontem.Piemur potrz¹sn¹³ g³ow¹.- One s¹ sta³e.To w³aœnie mam na myœli.W czasie wszystkich pór roku by³yzawsze w tym samym miejscu.- Niemo¿liwe! Po prostu niemo¿liwe.Wansor mówi, ¿e gwiazdy poruszaj¹ siê poutartych szlakach na niebie jak.- One s¹ sta³e! S¹ zawsze w tej samej pozycji!- A ja a mówiê, ¿e to niemo¿liwe.- Co jest niemo¿liwe? I przestañcie warczeæ na siebie - powiedzia³a Sharrapowracaj¹c z tac¹ wysoko za³adowan¹ jedzeniem i z buk³akiem przerzuconym przezramiê.Podawszy Fiemurowi jedzenie, nape³ni³a wszystkim czarki.Piemur rykn¹³ œmiechem, siêgaj¹c po ¿eberko.- No, ja przynajmniej mam zamiar wys³aæ wiadomoœæ do Wansora.Wed³ug mnie tocholernie dziwne zachowanie jak na gwiazdy!Jakaœ zmiana w bryzie obudzi³a Mistrza Harfiarza.Zair æwierkn¹³ cichutko,zwiniêty w k³êbuszek na poduszkach ko³o ucha Robintona.Nad g³ow¹ Harfiarzarozpiêto daszek od s³oñca, ale ze snu wyrwa³ go ten duszny upa³.Tym razem nikt nie siedzia³ na stra¿y obok niego.To wytchnienie w nadzorzeprzynios³o mu zadowolenie.Wzrusza³a go troskliwoœæ ich wszystkich, chocia¿czasami wydawa³o mu siê, ¿e udusi siê od ich us³u¿noœci.Powœci¹gn¹³ swoj¹niecierpliwoœæ.Nie mia³ wyboru.By³ zbyt zmêczony i s³aby, ¿eby nie poddaæ siêopiece.Dzieñ dzisiejszy musi byæ jeszcze jednym drobnym sygna³em ogólnejpoprawy jego zdrowia: zostawili go samego.Rozkoszowa³ siê t¹ samotnoœci¹.Nawprost niego leniwie trzepota³ kliwer; s³ysza³ jak z ty³u.na rufie, poprawi³siê.g³Ã³wny ¿agiel równie¿ dudni w bezwietrznym powietrzu.Statek zdawa³y siêpopychaæ jedynie ³agodnie przewalaj¹ce siê fale.Z ufryzowan¹ pian¹ na grzywachhipnotyzowa³y swoim rytmem - musia³ ostro potrz¹sn¹æ g³ow¹, ¿eby przestaæ siêim przygl¹daæ.Podniós³ wzrok nad wzburzone morze i jak zwykle dooko³a niezobaczy³ nic oprócz wody.Nie zobacz¹ l¹du jeszcze przez kilka dni, jakwiedzia³, chocia¿ Mistrz Idaloran mówi³, ¿e posuwaj¹ siê na po³udniowy wschód zdobr¹ szybkoœci¹, od kiedy trafili na Wielki Pr¹d Po³udniowy.Mistrz Rybacki by³ równie zadowolony z tej wyprawy, jak wszyscy, którzy brali wniej udzia³.Robinton parskn¹³ z rozbawieniem.Wszyscy inni w oczywisty sposóbodnosili korzyœci z jego choroby.No, no, zbeszta³ sam siebie, nie b¹dŸ zgorzknia³y.Po co tyle czasu spêdzi³eœna szkoleniu Sebella, je¿eli nie po to, by umia³ ciê zast¹piæ, kiedy nadejdziekoniecznoœæ? Tylko, ¿e, myœla³ Robinton, nigdy nie przypuszcza³em, ¿e tonast¹pi.Przelotnie zastanowi³ siê, czy Menolly wiernie przekazuje mu codziennewiadomoœci od Sebella.Ona i Brekke mog³y œmia³o zmówiæ siê, ¿eby ukrywaæ przednim wszystkie problemy.Zair pog³adzi³ go po policzku swoim delikatnym ³ebkiem.By³ najlepszymwskaŸnikiem nastroju, jaki cz³owiek móg³ mieæ.Malutki jaszczur ognistyorientowa³ siê w humorach ludzi otaczaj¹cych Robintona z wyczuciem dalekowykraczaj¹cym poza jego w³asne, niema³e przecie¿ zdolnoœci, oceny emocjonalnegoklimatu.¯a³owa³, ¿e nie potrafi pozbyæ siê tej leniwej ospa³oœci i skuteczniewykorzystaæ czasu w podró¿y - odrabiaj¹c zaleg³oœci w sprawach Cechu,komponuj¹c piosenki i rozmyœlaj¹c nad ró¿norodnymi projektami, które przynat³oku zajêæ, zesz³y na plan dalszy.Ale Robinton nie mia³ ¿adnych aspiracji:okaza³o siê, ¿e sprawia mu to przyjemnoœæ, kiedy le¿y na pok³adzie szybkiegostatku Mistrza Idalorana i nic nie robi.Siostra Œwitu, tak j¹ nazywa³ MistrzIdaloran.£adna nazwa.To mu coœ przypomnia³o.Musi dziœ wieczorem po¿yczyædalekowidz Rybaka.By³o coœ osobliwego w tych Siostrach Œwitu.Widoczne by³ywy¿ej, ni¿ powinny byæ na niebie, zarówno o œwicie, jak i o zmierzchu.Ale oneprzede wszystkim pojawia³y siê na niebie o zachodzie s³oñca.Gwiazdy chyba niepowinny zachowywaæ siê w ten sposób.Musi pamiêtaæ, ¿eby napisaæ notkê doWansora.Poczu³, ¿e Zair siê poruszy³, i us³ysza³, jak z sympati¹ æwierkn¹³ napowitanie, zanim dobieg³y go ciche kroki.Zair w myœli pokaza³ mu Menolly.- Nie podkradaj siê do mnie - powiedzia³ z wiêkszym rozdra¿nieniem, ni¿ by³o tojego zamiarem.- Myœla³am, ¿e œpisz!- Spa³em.A có¿ innego robiê przez ca³y dzieñ? - Uœmiechn¹³ siê, ¿eby jegos³owa nie wydawa³y siê takie pe³ne rozdra¿nienia.Ku jego zdziwieniu uœmiechnê³a siê szeroko i zaproponowa³a mu czarkê sokuowocowego lekko zaprawionego winem.Byli teraz m¹drzejsi i nie proponowali muju¿ samego soku.- Nastrój ci siê poprawi³.- Mnie? Jestem zrzêdz¹cy jak Stary Wujek! Musicie do tej pory mieæ ju¿serdecznie dosyæ moich d¹sów.Usiad³a obok niego, k³ad¹c d³oñ na jego rêce.- Tak siê cieszê, ¿e jesteœ w stanie siê d¹saæ - powiedzia³a.Robinton by³ zaskoczony, widz¹c b³ysk ³ez w jej oczach.- Moja droga dziewczyno.- zacz¹³, nakrywaj¹c jej rêkê swoj¹.Menolly po³o¿y³a g³owê na niskim tapczniku; twarz odwróci³a w jego stronê.Zairzaæwierka³ z zatroskaniem, jego oczy zaczê³y kr¹¿yæ szybciej.Piêkna wybuchnê³anagle w powietrzu tu¿ nad g³ow¹ Menolly i trajkota³a, wtóruj¹c jej strapieniu.Robinton odstawi³ swoj¹ czarkê i uniós³ siê na jednym ³okciu, pochylaj¹c siê ztrosk¹ nad dziewczyn¹.- Menolly, ja czujê siê œwietnie.Wstanê i ju¿ lada dzieñ zacznê siê ruszaæ,tak mówi Brekke.- Harfiarz pog³aska³ j¹ po w³osach.- Nie p³acz.Nie teraz!- To g³upio z mojej strony, wiem.Wracasz do zdrowia, a ju¿ my dopilnujemy,¿ebyœ nigdy wiêcej siê nie sforsowa³.Menolly niecierpliwie otar³a oczygrzbietem d³oni i poci¹gnê³a nosem.By³a to urocza, dziecinna czynnoœæ.Nagle wyda³a mu siê tak podatna nazranienie, ¿e Robintonowi za³omota³o serce od wstrz¹su.Uœmiechn¹³ siê czule,odgarn¹³ pasemka w³osów z jej twarzy.Wzi¹³ j¹ pod brodê i poca³owa³ wpoliczek.Poczu³, jak jej d³oñ konwulsyjnie zacisnê³a siê na jego ramieniu,poczu³, jak wtula siê w ten jego poca³unek, odwzajemniaj¹c go tak, ¿e a¿ obiejaszczurki zaczê³y powabnie nuciæ.Mo¿e wywo³a³a to reakcja ich przyjació³, a mo¿e fakt, ¿e sam by³ zaskoczony;Robinton zesztywnia³, ale Menolly odwróci³a siê ju¿ od niego.- Przepraszam - powiedzia³a z opuszczon¹ g³ow¹ i przygarbionymi ramionami.- I ja te¿, moja droga Menolly - powiedzia³ Harfiarz tak ³agodnie, jak tylkomóg³.W tym momencie po¿a³owa³, ¿e jest taki stary, a ona taka m³oda, ¿e takbardzo j¹ kocha.a nigdy nie bêdzie móg³ siê z ni¹ kochaæ.i ¿e jegos³aboœæ spowodowa³a, i¿ dopuœci³ do siebie te wszystkie myœli.Menolly zpowrotem odwróci³a siê do niego, z oczami p³on¹cymi z emocji.Podniós³ rêkê w górê, zobaczy³ nag³y ból w jej oczach, kiedy leciutkiepotrz¹œniêcie jego palców uprzedzi³o wszystko, co chcia³a powiedzieæ.Westchn¹³, zamykaj¹c oczy przed bólem w jej kochaj¹cych oczach.Nagle poczu³siê wyczerpany t¹ wymian¹ myœli, która zajê³a tylko chwilê [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl