[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz wystarczy tylko tak siê ustawiæ,abynast¹pi³a zgodnoœæ fazy i wiem ju¿, w jakim kierunku nale¿y iœæ.Jak da³abym sobie radê bez tego „kompasu”? Szlak biegnie teraz przez spiêtrzonerumowiska.Nieustannie muszê szukaæ niemal po omacku oparcia dla nóg i r¹k, wspinaæ siê toznówschodziæ na czworakach z pogruchotanych bloków skalnych.Jest ju¿ zupe³nieciemno i cokilkanaœcie metrów muszê siê zatrzymaæ, aby okreœliæ prawid³owy kierunek.Na szczêœcie, uczucie zagro¿enia, widocznie pod wp³ywem pastylki, ust¹pi³oniemal zupe³nie.Powróci³o za to ze zdwojon¹ si³¹ zmêczenie.Odpoczywam teraz czêœciej, a nawetgaszê latarkê, aby przedwczeœnie nie wyczerpaæ baterii.Zegarek wskazuje kwadrans po jedenastej, gdy docieram wreszcie do skalnegoprogu nadgrot¹.St¹d droga biegnie ju¿ bardzo stromo w dó³, lecz szlak jest wyraŸniewytyczony iumocniony.Chocia¿ noc jest bezksiê¿ycowa, gwiazdy œwiec¹ bardzo jasno i jakbybli¿ej, taki¿ w ich œwietle, nawet bez pomocy latarki, potrafiê zejœæ z progu.Zastanawiamsiê teraz, co80powiem Maksowi.Chyba najlepiej: ¿e posz³am na spacer i zab³¹dzi³am.Trzebajednak ukryægdzieœ latarkê i „pamiêæ drogi”, bo to by wskazywa³o, i¿ przewidywa³am powrótnoc¹.Po kilkunastu minutach jestem na dole.Latarkê i „pamiêæ drogi” chowam podkamieniemna dnie wyschniêtego potoku i idê w kierunku groty.Teraz wystarczy wspi¹æ siêpo naturalnychstopniach wy¿³obionych erozj¹ w œcianie jaru.Ju¿ dosiêgam krawêdzi i wdrapujêsiê nabrzeg.W tej chwili dostrzegam tu¿ przed sob¹ wielkie wojskowe buty i ciemn¹ postaæludzk¹stoj¹c¹ nieruchomo na brzegu w¹wozu.Znów czujê nag³y przyp³yw strachu.Czyj¹twarz bêdziemia³o tym razem widmo? Chcê cofn¹æ siê, zeskoczyæ na dno jaru, lecz rêka„upiora”chwyta mnie brutalnie za ramiona i wyci¹ga na brzeg.Odruchowo siêgam do pasapo maczetê.– Rzuæ to „¿elastwo”, dziecinko! – s³yszê nad sob¹ gniewny szept Maksa.To zpewnoœci¹nie jest halucynacja.Czujê ogromn¹ ulgê.Wstajê z ziemi.– Przestraszy³ mnie pan – próbujê od razu „wyjaœniæ” sprawê.– Posz³am siêprzejœæ i zab³¹dzi³am.– Ciszej! – syczy mi nad uchem.– A bajeczki to mo¿esz opowiadaæ, ale niemnie.– wykrêcami rêce do ty³u, skuwa kajdankami i popycha naprzód.Przed wejœciem do groty spotykamy Ellen.Ma na sobie mój czarny p³aszcz zkapturem,przez ramiê przewieszony automat.– Niech pani tu poczeka, panno Parker – mówi Maks do Ellen œciszonym g³osem.–Piêæminut i bêdê z powrotem.W przedsionku jest zupe³nie ciemno, ale to tylko dlatego, ¿e w przejœciu wisz¹dwie nieprzepuszczaj¹ceœwiat³a kotary, których przedtem nie zauwa¿y³am.Maks prowadzi mnieprzez „sypialniê”.Œwiat³o jest przyæmione, a Quinta nadal tkwi przy radiu.Idziemy dalej –w¹skim, dobrze mi znanym korytarzem przez „kuchniê” – do warsztatu Berga.Makska¿e miusi¹œæ na sk³adanym fotelu, który ustawi³ na œrodku komory, chwilê wpatruje siêwe mnie wmilczeniu, potem mówi rozkazuj¹cym tonem:– Teraz gadaj komu dawa³aœ sygna³y?!Pytanie jest dla mnie ca³kowitym zaskoczeniem.Wiêc nie chodzi o wydanie mnie¿andarmom„marsza³ka”? A wiêc o co?– O czym pan mówi? Nie rozumiem – odpowiadam szczerze.– Nie zgrywaj siê, dziecinko.Obserwowa³em ciê przez lornetkê.Sygnalizowa³aœ zgórylatark¹.Co to za „goœcie”?– Ja nie sygnalizowa³am! Nic nie rozumiem.To jakieœ nieporozumienie.Maks uœmiecha siê drwi¹co.– B¹dŸ rozs¹dna, dziecinko.Widzia³em jak b³yska³aœ latark¹.Zaczynam rozumieæ o co Maksowi chodzi.– Ja tylko oœwietla³am sobie drogê – próbujê wyjaœniæ nieporozumienie.– No i gdzie masz tê latarkê? – pyta przymilnie.– Zgubi³am, schodz¹c do jaru.– Nie rób ze mnie idioty.Widzia³em jak chowa³aœ pod kamieniem.I nie tylkolatarkê.Milczê, nie wiedz¹c, co odpowiedzieæ.– O której godzinie opuœci³aœ bazê? – pada kolejne pytanie.– Oko³o szesnastej.Ale ja naprawdê tylko oœwietla³am sobie drogê!– Sk¹d wiedzia³aœ, ¿e sieæ alarmowa jest wy³¹czona?Teraz ju¿ nic nie rozumiem.– Jaka sieæ?Maks z zawodow¹ wpraw¹ uderza mnie w twarz.– Doœæ ¿artów! Nie mam czasu na zabawê! Gadaj kto to? – zamierza siê ponownie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl