[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętała dokładnie tamto uczucie, smutek, gdy włosy nie przepływały już między palcami i gdy nie musiała ich obiema dłońmi unosić nad kołnierzykiem.To było okropne, ale oczywiście obu złoczyńców spotkała tylko drobna kara.- Włosy przecież odrosną, dziecko - pocieszyła ją matka i tym samym temat zostałzamknięty.Jej matka.Zobaczyła kobietę w średnim wieku, która pomimo cienkich, zaciśniętych warg sprawiała wrażenie łagodnej, nawet dobrotliwej.Jej surowe rysy twarzy dzięki brązowym oczom z gęstymi rzęsami sprawiały wrażenie bardziej miękkich.Zobaczyła chustę w brązową i ciemnozieloną kratę, którą matka zawsze nosiła przy pracy na powietrzu, i czepek, który wyjmowała tylko wtedy, gdy przychodzili goście lub gdy w niedzielę szli do kościoła.I zobaczyła stwardniałe dłonie matki, silne przedramiona, na których pojawiały się żyły, gdy wyżymała pranie lub zagniatała ciasto.Zobaczyła kostki z siatką cieniutkich, błękitnych żyłek, które błyskały latem spod długiej, surowej spódnicy.W innych porach roku matka nosiła grube pończochy.Poza tym przypominała sobie wyraźnie, jak bardzo fascynowała ją wątrobowa plama na podbródku matki, skąd wyrastał jeden szczecinowaty włos.Na myśl o plamach wątrobowych w jej głowie pojawił się kolejny obraz, ale nie mogła go uchwycić.Miał jakiś związek ze znamionami, było w tym coś niepokojącego lub brzydkiego.Nie, choć długo się nad tym zastanawiała, po prostu nie mogła sobie przypomnieć.Może najlepiej będzie, jeśli poczeka, zamiast wysilać swój umysł.Najwyraźniej było tak, że najstarsze wspomnienia powracały jako pierwsze.Na pewno wkrótce zobaczy także te nowsze, a kiedyś zdoła nawet połączyć wszystkie wrażenia w sensowną całość.Bardziej martwił ją fakt, że nie potrafiła zapamiętać niczego na dłużej niż pięć minut.Słowa, których nauczyła ją Teresa - dobrze, że choć zapamiętała jej imię - ulatywały po zaledwie kilku minutach.Gdy wychodziła z pokoju, już w sieni nie wiedziała, dokąd idzie.Poprzedniego dnia rozpoczęła robótkę ręczną, ale dziś nie pamiętała, co miała przedstawiać.Poprosiła Teresę gestami o igłę, przędzę do haftowania oraz kawałek materiału.Murzynka dała jej to wszystko, więc usiadła na werandzie i zaczęła wyszywać skomplikowany wzór.To wszystko jeszcze pamiętała.Wyraźnie przypominała sobie radość Teresy, gdy ta przyniosła jej przybory do robótek i duży kawałek materiału z grubo tkanego lnu.Miała dokładnie przed oczami, jak usiadła w cieniu i z zapałem zabrała się do pracy.A dziś? Zaczęty wzór mógł być zarówno kwiatem, jak i literą z zawijasami.I co właściwie chciała ozdobić? Powłoczkę na poduszkę? Ściereczkę do naczyń? A może zamierzała wyhaftować złotą myśl, tak jak na makatce wiszącej niegdyś w jej kuchni -„Własny piec cenniejszy niż złoto”? Irytowało ją, że potrafiła przypomnieć sobie taki nieistotny szczegół z przeszłości, ale nie to, jaką robótkę sobie wczoraj zaplanowała.Nie, żeby było to ważne - dziś będzie po prostu dalej pracować nad ściereczką do naczyń lub kwiecistym wzorem i mieć nadzieję, że przypomni sobie jutro.Ale.dlaczego wcześniej nie przyszło jej to do głowy? Po prostu sobie wszystko zapisze! Zrobi ściągawkę, albo lepiej kilka.Będzie wszystko zapisywać, zarówno plany takie jak ta robótka, jak imiona i nowo poznane słówka.Nigdy więcej nie będzie musiała znosić pełnych współczucia spojrzeń Teresy i tego mężczyzny, gdy musieli jej wciąż powtarzać te same słowa lub nazwy.Doprawdy, wystarczająco źle było mieć niesprawną pamięć.Nie zamierzała uchodzić za upośledzoną umysłowo.Rozdział Dziewiąty.W wieku dziewiętnastu lat wciąż nie włożyłam czepka.Nadal cierpiałam z tego powodu, że Michel zostawił mnie tak haniebnie.Dobrze, że nie uległam jego naciskom, przynajmniej nie tak, jak sobie to wyobrażał.Całowaliśmy się i dotykaliśmy w miejscach, które powinni znać u siebie tylko małżonkowie - zachowałam jednak cnotę.Gdy opuszczałHunsriick, by szukać szczęścia gdzie indziej, nie chciał mnie zabrać ze sobą.- Tak mogę jeszcze latami czekać, aż wyjdę na swoje.Było dla mnie niezrozumiałe, dlaczego nie chciał mnie poślubić.Ciągle zapewniał, jak wielką darzy mnie miłością.Nie odważył się jednak uczynić pierwszego kroku, który sprawiłby, żebym się mu oddała, czyli poprosić o moją rękę.- Nie martw się - pocieszała mnie Hildegarda.- Ten typ i tak się do niczego nie nadawał.Chce tylko żony z pokaźnym posagiem, żeby nie musiał za dużo pracować.- I tak był za ładny - wtrącił się Theo.- Dla takiego nie bylibyśmy dość dobrzy.- Fakt, że tak właśnie powiedział, dał mi do myślenia.Czy byliśmy dość dobrzy tylko dla krzywych parobków?Theo od dawna już mnie denerwował, ponieważ zachowywał się jak pan domu, odkąd ojciec nie wstawał z łóżka, a dziadek Franz zmarł.Moi bracia, którzy w zasadzie powinni rządzić, pozwalali mu sobą komenderować, jakby to oni byli parobkami, a nie on.Z drugiej strony dzięki swojej dalekowzroczności i pracowitości Theo rzeczywiście sprawił, że jako tako stanęliśmy na nogi.Odkąd był u nas, każdej zimy mieliśmy dość opału i pożywienia, co nigdy nie udało się ojcu ani braciom.Może było prawdą to, co Theo zawsze o nas powtarzał, że byliśmy samymi nicponiami i marzycielami, wałkoniami i próżniakami.Uznawałam tę ocenę za bardzo surową, przecież wszyscy pracowaliśmy w zasadzie przez okrągłą dobę.Ale cóż robić, gdy grad niszczy pszenicę, a świnie zdychają od pomoru?- A ty zawsze byłaś największą marzycielką ze wszystkich, prawda? - ciągnął Theo swoją przemowę, którą słyszałam już tysiące razy, choć w innych słowach.- Mnie traktowałaś z góry, jakbyś była królową a ja trędowatym.Nigdy nie przyszło ci do głowy, że w rzeczywistości może być inaczej, że tak naprawdę to ty jesteś dla wszystkich ciężarem.Ponieważ żaden mężczyzna nie jest dla ciebie dość dobry, musimy karmić cię z czystej miłości bliźniego.Ale wiesz co, droga szwagierko, nie będę się temu dłużej przyglądał.Proponuję, żebyś jak najszybciej wyszła za Konrada.To porządny chłopak, pracowity jak żaden z twoich braci, uczciwy, nie pije i prowadzi bogobojne życie.Jest dla mnie zagadką co w tobie widzi, ale każdy wie przecież, że zakochał się po uszy.Poślubisz go.- Tak? - Uważałam Konrada za śmiertelnego nudziarza, choć nie tak nieznośnego jak szwagier Theo.- A kim ty jesteś, że chcesz mi nakazywać, kogo mam poślubić? Nie posiadasz nawet ziemi, którą obrabiasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl