[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mienie jego, czy to przez przypadek, czy przez ludzką złośliwość, rozproszonem zostało: większą część jego książek i papierów spotkała zagłada przy pożarze domostwa (dla którego żadnej przyczyny przytoczyć nie mogę) na drugi dzień po jego śmierci; pewien drobny ułamek, na jego własne żądanie, wraz z nim pochowano; fragment dziennika zachował się w biblyotece jego kollegyum, Kollegyum Wszystkich Świętych w Cambridge.O tym zabytku powiedzmy jeno, iż nie jest wart trudu studyowania, chyba, że przez tych, których ciekawość w sprawach owego barbarzyńskiego jeszcze wieku wystarczy, aby naturalny wstręt do takiego zadania przemóc.Wydawało mi się, że w ostatnim zdaniu dostrzegam coś nieco dziwnego.Dlaczego Thornton, zazwyczaj z zapałem przekazujący czytelnikom swój własny entuzjazm, nawet (może zbyt często) zachęcający ich do samodzielnego skonsultowania cytowanych źródeł, miałby wspomnieć o tym urywku dziennika, wymieniając także miejsce, gdzie można go znaleźć, a potem przestrzec przed podejmowaniem trudu „studyowania” go? Cóż, jutro będę mógł wyjaśnić tę zagadkę.Jeśli na początku dziewiętnastego wieku ów rękopis Underhilla znajdował się w bibliotece Kolegium Wszystkich Świętych, było prawdopodobne, że i dziś można go tam znaleźć.Tak czy tak, rano pojadę do Cambridge i dowiem się, czy tam jest.Sam nie wiem, dlaczego raptem poczułem tak wielką determinację.Pomiędzy stronami Przesądów, opowiadającymi o Underhillu, przechowywałem kilka dotyczących go papierów, które „przejąłem wraz z domem”, głównie niezbyt interesujących wycinków z lokalnej wiktoriańskiej prasy, ale także oświadczenie służącej, pochodzące z wcześniejszego okresu.Dotychczas nie zajmowałem się nim, uznając je za nudne, i nie oglądałem go od czterech czy pięciu lat, ale teraz poczułem, że mogę w nim znaleźć coś ważnego.Rozłożyłem poplamiony, pojedynczy arkusik.#Ja, Grace Mary Hedger, pokoiowa w służbie WPana Samuela Roxborugh, maiąc lat xlix, i będąc Wiary Chrześciiańskiéy, uroczyście zaręczam i oświadczam, iże wczoray wieczorem, trzeciégo dnia Marca, Roku Pańskiego MDCCLX, około godziny v, weszłam do małego salonu [podówczas części obecnej sali restauracyjnej] w moich sprawach, i tam uźrzałam Szlachcica obok okna stoiącégo.Ze stroiu niéco iako stróy starégo Wielebnégo P.Millinshipa którégo małą dziéwczynką będąc widziałam.Jégo cera bardzo blada, lecz czerwienią poznaczona, iégo nos długi i nabok zwrócony, iégo usta iako u niewiasty.Zdawał się być w rozterce.Gdy go spytałam czégo sobie życzy, zniknął, nie wyszedł z pokoiu, nagle zniknął.Bardzo przerażoną byłam i krzyczałam i zemdlałam i moia pani domnie przyszła.Ja za sto funtów niechcę takiego Szlachcica znowu uźrzeć.Na to wszystko się klnę.Grace Mary opatrzyła dokument starannym podpisem, a poświadczył go niejaki William Totterdale, proboszcz parafii, który też go zapewne spisał.Ci dwoje nieco mnie uspokoili, przynajmniej pod jednym względem: trzy dokładnie opisane szczegóły twarzy wystarczyłyby same w sobie, nawet bez wzmianki o dziwnym, jakby duchownym stroju, dla którego Grace mogła znaleźć najbliższy odpowiednik w odzieży starego pastora, którego widziała w latach dwudziestych XVIII wieku.Wypiłem jej zdrowie i pobłogosławiłem ją za zdolność obserwacji i dobrą pamięć.Z drugiej jednak strony, choć nie z jej winy, jej pomoc dla mnie była ograniczona.Nie mogłem powiedzieć Lucy ani nikomu innemu, nawet samemu sobie, że nie czytałem poprzednio oświadczenia.Być może - pomyślałem sobie bez większego przekonania - przeczytawszy już kilkakrotnie dokument, ukryłem jego słowa gdzieś w podświadomości, z której coś wydobyło je na wierzch i oparło na nich moje złudzenie.Sama natura owego tajemniczego „czegoś” pozostawała zagadką, gdyż wszystko, co podówczas myślałem sobie o duchu Underhilla, musiało także zostać głęboko ukryte, ale nie stanowiło to problemu, bo w naszym stroniącym od filozofii wieku brak dowodów absolutnie negatywnych uznaje się za większą część dowodu pozytywnego.Złożyłem oświadczenie Grace i miałem już zamknąć książkę wraz z tym i innymi papierami, gdy zauważyłem jeszcze jedno zapomniane miejsce u Thorntona, a właściwie pojedyncze zdanie w nawiasie, w środku opowieści o niewidzialnym nocnym włóczędze: „którego niektórzy podejrzewają, iż był sługą Doktora”.Natychmiast pojąłem to, co powinienem był pojąć wcześniej, albo co może pojąłem, samemu nie zdając sobie z tego sprawy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl