[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może sprzedawała kalie.Tytuł oryginału The Kiss.Pierwodruk w „Harper's and Queen” 1977, następnie publikacja w zbiorze Black Venus, wyd.cyt.Pocałunek reprezentuje nowelistykę lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w antologii 37 opowiadań angielskich pod red.A.S.Byatt: Oxford Book of English Short Stones, OUP, 1998.1 Tamerlan (właśc.Timur) Wielki, najpotężniejszy z władców azjatyckich, którego imperium ze stolicą w Samarkandzie rozciągało się od Moskwy po Delhi i od Kaszgaru po Bagdad.Przeszedł do legendy i literatury; m.in.jest bohaterem dramatu Christophera Marlowe'a Tamerlan Wielki (1590).Spoczywa w Samarkandzie w grobowcu Ghori Amir.Niedawno pomnik Tamerlana postawiono w Taszkiencie na miejscu pomnika Karola Marksa.2 W oryginale arum lilies (zob.przyp.1 do Krwawej komnaty).UWERTURA I OPRAWA MUZYCZNA DO „SNU NOCY LETNIEJ”1Mówcie mi Złoty Hermo.Urodziła mnie matka w południowej dziczy2, ale „śmiertelną będąc, przy tym chłopcu zmarła”3, jak mówi ciotka Tytania, chociaż chłopiec w tych okolicznościach to z lekka naciągane, ona mnie tu najwyraźniej cenzuruje, pozbawia wieloznaczności, żeby oszczędzić kłopotów reżyserowi.„Chłopiec” bowiem jest określeniem poprawnym, tyle że niewystarczającym.Słodkie Południe też nie jest żadną dziczą, oj, co to, to nie! To piękny kraj, gdzie cytryna dojrzewa w ilościach daleko przekraczających granice waszej przytępionej europocentrycznej wyobraźni.Dziecięciem słońca jestem i bryz soczystych jak owoce mango, mitotwórczo pieszczących daleki Coromandel na indyjskim wybrzeżu z porfiru i lapis-lazuli, gdzie wszystko jest lśniące i wyraziste jak laka.Ciotka Tytania.Nie - spieszę zapewnić - ciotka rodzona, żadnych więzów krwi, żadnej pępowiny pokrewieństwa, ale najlepsza przyjaciółka mojej matki, której ta, przed odejściem, mnie powierzyła, i przeto zawsze nazywam ją „ciocią”.Tytania, wielka, tłusta, wspaniała, różowa blondyna, Memsahib, mówię o niej, ciocia Cyc-cyc-cycania (bo najpierw zauważa się jej cycki wielkości balonów zaporowych).Cyc-cyc-cycomania zamknęła mnie w kufrze kupionym w Army and Navy Stores, przykleiła nalepkę „Niezbędne w podróży” (o tak! nie ulega wątpliwości!) i przywiozła tu statkiem.Tu! żebym - apsik! - zaziębił się na śmierć w tym mokrym sakramenckim gaju.Pada, pada, pada, pada, pada!4- Czerwiec jak cholera - mruczą sarkastyczne elfy z ponurymi minami i trudno się dziwić biedactwom, skoro do grzbietów przykleiły im się przemoczone skrzydełka, tak nasiąkłe wodą, że sztuką jest wzbić się w powietrze, a jeśli to się nawet elfom uda, natychmiast przytapia je bombardująca ulewa i z głośnym piskiem lądują gwałtownie w gęstym żywopłocie paproci.- Ale pogoda - narzekają elfy, wyhamowując na krzakach dzikich róż (które, muszę przyznać, trzymają kwiecisty, acz pastelowy fason w tej niełaskawej aurze), zaś z płaskich bladych kielichów sypią się zebrane krople deszczu, gdy krzewy drżą od wibracji iluś tuzinów cieniutkich, maleńkich kichnięć, jako że elfy na swoich filigranowych ciałkach nie posiadają miejsca na chusteczkę, a są przeziębione równie potwornie jak ja.Nic w moim książęcym, pysznym, pawio-brylantowym dziedzictwie nie przygotowało mnie na takie wilgotne, szare, angielskie lato.Koszmar nocy letniej, tak to nazywam.Szalejące wichury odłupały gałęzie nawet z największych dębów i powaliły na ziemię bardziej chwiejne wiązy, które leżą teraz w poprzek opuszczonych rusałczanych pierścieni5 niby poprzewracani pijacy.Gromy, błyskawice, a w nocy płonące gwiazdy lecą ze świstem z nieba i bombardują las.żadnego umiaru w twoim umiarkowanym klimacie, moja droga, robię wymówki ciotce Tytanii, ale ona zwala całą winę na wuja Oberona, którego gniew wyraża się grzmotami i który sprowadza deszcz, kiedy przeklina samego siebie, co chyba robi cały czas, myśląc niewątpliwie bez przerwy o mnie.O MNIE!Oberon miota się, pełen wściekłości,Gdyż skradła chłopca niezwykłej pięknościKrólowi Indii.Ma w służbie młodzieńca,Świat piękniejszego nie widział odmieńca.Oberon, gniewny z zawiści i chory,Chce go mieć giermkiem i chodzić z nim w bory”.Znowu „chłopiec”, widzicie, a to ledwo połowa.Dezinformacja.Wersja patriarchalna.Żaden król nie miał tu nic do roboty, wszystko przecież zostało załatwione między matką a ciocią.Poza tym, czy dziecko się kradnie? Albo darowuje? Albo bierze? Albo sprzedaje w niewolę, do cholery? Wszystkie te angielskie blond elfy to agenci protokolonializmu?Temu wszystkiemu ja, chcąc zachować swoją złożoną całość, przeciwstawiam fasadę biernego oporu.Jestem tu.Jestem.Jestem Hermo, skrót od hermaphrodite verus, jedno jądro, jeden jajnik, pół na pół, ale w komplecie i coś dużo, dużo więcej niż suma moich części.Ten tutaj elegancko cofający się wyrostek.to n i e jest dobrze rozwinięta łechtaczka lesbijki, ale najprawdziwsza reprodukcyjna wzwodna tkanka, natomiast aksamitnie wargowy, rozkosznie przymykający się otwór poniżej to, zapewniam was, funkcjonalny pasaż z wyposażenia drugiej płci.Więc.Przypatrzcie się.Ja się nie wstydzę.Robi wrażenie, co?A nazywam się Złoty Hermo, bo jestem cały złoty; kiedy się urodziłem, mikre, maleńkie, figlarne amorki nabrały powietrza w policzki i płuca i dmuchały, dmuchały listkowe złoto na moje niemowlęce członki, do których to złoto przywarło na zawsze.Patrzcie, jak się świecę!I oto stoję pod kapiącymi drzewami w długiej, bujnej, mokrzuteńkiej trawie pośród flejtuchowatych stokrotek i rozgałęzionych świeczników jaskrów, którym zacinający deszcz poobrywał wszystkie płatki, zostawiając łyse, pokryte brodawkami główki.I cholernego geranium.I parzących pokrzyw, tych leśnych meduz, które tyle razy paskudnie mi dopiekły na początku naszej znajomości.I groszków, i gorczyczek7, a także nieprzebranej masy najrozmaitszego zielska nie znanego mi z nazwy, koszmarnego, mokrego, w różu, żółci, turkusie.Nudziarstwo.W poszyciu leśnym, zawilgoconym i kwiecistym niby tapeta Williama Morrisa w opuszczonym domu, ja, żeby zachować równowagę fizyczną i psychiczną, medytuję w pozycji jogi znanej jako Drzewo, to jest na jednej nodze.Wyposażony zarówno w strzałę, jak w tarczę, w ranę i w łuk, w łyżkę i w miskę, w lewej ręce trzymam lotos, nieco już wymiętoszony.Wąż owija mi drugie ramię.Jestem złoty, golusieńki i dwudzielny.Na moim złotym obliczu przyklejony archaiczny uśmiech.Chyba że.Apsik!Przeklęty zachodni pospolity wirus grypy.Apsik!Złoty Hermo stał w zielonym gaju.Gaju oczywiście próżno by szukać w pobliżu Aten, scenariusz jest istnym labiryntem mylnych wskazówek.Naprawdę gaj znajduje się gdzieś w środkowych hrabstwach Anglii, niewykluczone, że koło Bletchley, gdzie usytuowana była wielka maszyna dekodująca8.Poprawka: ów gaj z n a j d o w a ł się w hrabstwach środkowej Anglii, dopóki parę lat temu nie wykarczowano jesionów i tarniny, żeby zrobić miejsce dla autostrady [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl