[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Młody podkładacz bomby wyglądał po śmierci na niezwykle spokojnego.Ileż odwagi wymagało od niego stanie przed sklepem z tykającą bombą i świadomością, że zaraz wszystko się skończy.Co myślała jego rodzina? Czy zrozumie, czego dokonał? Czy będą w trakcie pogrzebu dumni z syna męczennika?- Nie przejmuj się imamem - powiedział doktor.- Jestem pewien, że da pozwolenie.Teraz się pomodlimy.42Mimo poważnego zatrucia organizmu, podkrążonych oczu, rozszerzonych źrenic, drżących boleśnie trzewi i poważnie zaburzonego zmysłu równowagi, Davidowi jakoś udało się wsiąść do samochodu i dojechać w dwadzieścia minut do szpitala.Poczekalnia izby przyjęć była pełna otępiałych, dotkniętych przez los ludzi, oglądających w telewizji program na kanale „Przyjaciele Mediów Parapsychologicznych”.W okienku rejestracji urzędowała pulchna pielęgniarka o oliwkowej, pełnej czerwonych blizn skórze i nieprzyjemnie zaciśniętych ustach.- Chciałbym się zobaczyć z Arthurem Fitzgeraldem.- David przycisnął się do szklanej przegrody, czując, jak serce wali mu o mostek.Przerzuciła kilka papierów i stuknęła w kilka klawiszy, patrząc na ekran komputera.- Jest pan członkiem rodziny?- Jestem ojcem.- Jego ojciec już tu jest.- Wyciągnęła rękę po słuchawkę dzwoniącego telefonu.- Nikomu poza tym nie wolno wejść.„Jego ojciec już tu jest?” David przez trzy sekundy wpatrywał się w brudną szybę, ale nie dostrzegł swego odbicia.Czyżby już do tego doszło? Znalazł się w ostatniej fazie rozpadu osobowości? Nie tylko krążył po świecie jego obraz, którego nie znał - ale doszła do tego żywa osoba posługująca się jego nazwiskiem? Zaczekał, aż pielęgniarka odłoży słuchawkę.- Co ma pani na myśli mówiąc, że jego ojciec już tu jest? Jestem jego jedynym ojcem.- Czyje nazwisko jest na ubezpieczeniu?- Moje, oczywiście.- Niewiele brakowało, a rozbiłby szybę i złapał babę za gardło.- To moje ubezpieczenie, zapewniane przez system szkolny.Odwróciła się i krzyknęła coś do koleżanki za plecami, potem nacisnęła brzęczyk i otworzyła drzwi.- Nic mu nie jest? - David zauważył, jak bardzo drżą mu ręce.Za drzwiami powietrze całkiem się zmieniło.- To mój syn, rozumie pani?Pielęgniarka ledwie popatrzyła na niego znad klawiatury.- Musi pan o to zapytać lekarza.- Wskazała na odchodzący w lewo korytarz.- Jest w pokoju A - sto dwadzieścia jeden.David poszedł korytarzem wyłożonym podrapanym linoleum.Mijał ludzi i nosze, starszych mężczyzn podłączonych do kroplówek, zza otwartych drzwi migały groteskowe, rozpaczliwe postacie amputowanych i chorych, którym przetaczano krew.Gorzki zapach adrenaliny przyprawił go o skurcz jelit.no dobrze, Panie Boże, ubijmy interes.Znalazł pokój A - sto dwadzieścia jeden i wszedł do środka.Arthur siedział spokojnie ze zwieszonymi nogami na stole do badań w masce zakrywającej mu usta i nos.- Cześć tato - powiedział stłumionym głosem.- To znów była chmura.Renee i Anton stali w głębi i rozmawiali z pielęgniarką o podłużnej twarzy, ubraną w strój koloru wyblakłej zieleni.- Co się stało? - spytał David.- Walczyłem.- Oczy Arthura zabłysły uśmiechem.David popatrzył na niego, nic nie rozumiejąc.Arthur walczył? Zupełnie nie mógł sobie tego wyobrazić - podobnie jak meliny narkotykowej w Greenwich albo biorącego udział w zamieszkach jezuity.- Davidzie, tak mi przykro.- Renee podeszła do niego.Miała zapadnięte policzki i oczy zabrudzone rozmazanym tuszem do rzęs.- Czy ktoś mógłby mi powiedzieć, co tu się dzieje? - spytał David, patrząc nad głową Renee, nie zastanawiając się, czy przeprasza za to, co się stało z powodu gazety, czy za pobyt Arthura w szpitalu.Wbił wzrok w Antona, który poprawił płaszcz na ramionach i odrzucił do tyłu długie włosy.- Nie patrz tak na mnie, człowieku - powiedział.- Jest tu przez ciebie.- Słucham? - David odruchowo zacisnął dłoń i uniósł pięść.Anton podniósł ręce w obronnym geście.- Jesteś w gazecie.Arthur, który wyczuł, że kroi się kłótnia, zaczął kasłać i rzęzić pod maską.- No, proszę państwa, wynocha stąd! - rzuciła pielęgniarka, wchodząc między mężczyzn.- Dajcie nam dwie minuty, a później będziecie się mogli lać.- Niech mi pani tylko powie, czy mojemu synowi nic nie grozi - poprosił David, patrząc na Arthura.- Nic mu nie będzie.- Pielęgniarka zaczęła wypychać całą trójkę na korytarz.- Poczuje się jeszcze lepiej, jak sobie pójdziecie.Wyszli na korytarz i stanęli niedaleko wychudzonego mężczyzny o ziemistej cerze podłączonego do kroplówki, który wyglądał jak rzeźba z drutu ubrana w zapinany na plecach szpitalny kitel.- Co się stało? - spytał David.- Nic wielkiego.- Renee otarła oczy i spuściła wzrok na stopy.- Miał w szkole małą bójkę.Arthur patrzył przez otwarte drzwi na ojca.Uśmiechnął się i pomachał do niego.David próbował odwzajemnić uśmiech, ale mięśnie twarzy miał jak z ołowiu.- Z powodu bójki trafił do szpitala?- Cóż, dostał w trakcie bójki ataku astmy.- Renee wspięła się na palce i trwała tak w napięciu, jakby bała się, że David zaraz zacznie na nią krzyczeć.- Boże.- David przyłożył dłoń do czoła, żeby nie zrobić czegoś głupiego.- A o co się bił?- O ciebie.- O mnie?- Jakiś chłopak zaczepił go na szkolnym podwórzu.- Z wysiłkiem wypowiadała słowa, powiedzenie tego, co zamierzała, przychodziło jej z wyraźnym trudem.- Chodziło o coś w związku z dzisiejszym artykułem w gazecie.Tamten powiedział, że jesteś złym człowiekiem i Arthur go uderzył.Rozumiesz to?- Rozumiem.Pewnie, że rozumiem.- David zamknął oczy.- Doskonale zrozumiałem.Obsuwanie się, które trwało od rana, nagle zniknęło.David poczuł, że coś się odwraca.Jego syn musiał w szkole stanąć w jego obronie.A więc dotarł do dna i teraz należało się od niego odbić.- Co mówi lekarz? - spytał powoli, już panując nad sobą.Podciągnął spodnie i porządnie wetknął w nie koszulę.- Arthur będzie musiał zostać tu na noc?- Dali mu zastrzyk z Ventoliny i uważają, że mogę go zabrać do domu.- Chciała wyciągnąć rękę do Davida, lecz zmieniła zdanie i jej dłoń zawisła w powietrzu.- Co prawda, nikt mnie nie pytał, ale.- wtrącił przeciągle Anton - może lepiej by było, gdyby wszyscy trochę ochłonęli i spróbowali zmienić nastrój.- Co to ma znaczyć? - David odwrócił się ku niemu, szukając okazji do wyładowania złości.- To, że może poszedłbyś do domu.- Anton gniótł w dłoniach czarny beret.- Renee, Arthur i ja jesteśmy zmęczeni.Tworzy to ciężką atmosferę, więc może byś się na jakiś czas ulotnił, ochłonął i nam dał nieco odetchnąć.Weź dwie aspiryny i zadzwoń rano.- Co to ma znaczyć? Zostałeś królem komunałów? Anton wykrzywił zbyt duże usta.- Wiesz, widzę teraz, po kim to ma.- Co, po kim ma?- Arthur.Ten sposób, w jaki działa na nerwy.W tych słowach zabrzmiało coś, co bardzo się Davidowi nie spodobało.- Masz jakiś problem z moim synem?- Skądże.Chcę tylko powiedzieć, że wymaga wiele uwagi.To wszystko.- Ma siedem lat.- Właśnie o to chodzi.- Anton powiedział to tak, jakby się skarżył.- Dlaczego decyduje o naszym życiu? Wszystko kręci się wokół niego.Odprowadź Arthura rano do szkoły, zawieź na plac zabaw, odwieź do szpitala.Wcale nie jest dla niego dobre, że ma tyle władzy.To go rozpieszcza.- Przykro mi, że mój syn jest dla ciebie takim ciężarem.Anton nie zauważył sarkazmu.- Nie ma sprawy, ale mam też własne życie.David zrozumiał, że ten facet jest po prostu dużym dzieckiem.- Miałem nadzieję, że nieco pomożesz Renee wychowywać go.- Zaraz, zaraz, przecież to nie mój dzieciak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl