[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pssst.Tak.A więc, co.?- Pasowałaby nam godzina czwarta, dzisiaj po południu - powiedziała Diana.- Wspaniale.Możemy.- Gdzie? - zapytała Joyce.- Myślałem o pokoju numer osiem w oficynie.Aż do poniedziałku będzie wolny.Szepnęsłówko Davidowi, a on dopilnuje, żeby nikt nam nie przeszkadzał.- Co mu powiesz?- Coś tam wymyślę.I szepnąłem słówko Davidowi, tak jak już kilkakrotnie przedtem, kiedy podejmowałem usiebie damy, choć nie prosząc go, jak przedtem, o przygotowanie w pokoju butelki szampana,wiaderka z lodem i kieliszków, nie tyle z oszczędności, a dlatego, że nie zdobyłem się na to,by zażądać trzech kieliszków.Rozmawiałem z nim tuż po ponurym obiedzie w salirestauracyjnej na dole.Obecny był na nim proboszcz, który odzyskał już w pełni animusz pocięgach, jakie sprawiły mu dziewczęta, i tryskał radością do tego stopnia, ze przy kawiezaczął bezczelnie flirtować z Nickiem (o czym Nick powiedział mi potem), a odjechał ostatni,stosownie zalany, uwożąc w żołądku trzy kieliszki mojego Taylora 1955.W duchuprzekląłem jego ogrodowe barbecue w Newnham.Kiedy wreszcie zniknął, poszedłem dokantorka, zamknąłem się w nim na klucz, wyłączyłem telefon i spróbowałem pomyśleć omoim ojcu.Próbowałem raczej bez skutku, może dlatego, że tak trudno było znaleźć związek międzymyślami o jego pogrzebie a myślami o nim samym, może dlatego, że wciąż pamiętałem otym, co miało się stać o czwartej (choć nie uświadamiałem sobie tego), może dlatego, że takwiele czasu mija, zanim zaczniemy traktować ludzi, którzy jeszcze niedawno żyli, jakonaprawdę zmarłych, a może była to wina pigułek Jacka.W moim mózgu krążyły zimne,pozbawione znaczenia frazesy: zmarł bez cierpień, dał mi życie, był w podeszłym wieku,zmarł ze spokojnym sumieniem, poświęcił mi swe życie, wiedział, że jego syn i wnuk żyjądostatnio, na pewno spodziewał się tego (jakby to mogło stanowić jakąś pociechę), i odszedłdo lepszego świata, umarł ciałem, ale nie duchem - do tego trudno mi było coś dodać, nawettrudno mi było znaleźć prawdę w tych zdaniach, gdy przypomniałem sobie, w jakich czasachprzyszło mi żyć.Wyglądało na to, że z jakiegoś bezsensownego, okrutnego powodu idiota-proboszcz miał jednak rację.A przecież wierzyłem w to, co powiedziałem mu o dowodachprzeżycia w sprawie Uriderhilla.Więc to inny przypadek, odległy, tyczący kogoś, kto jużprzestał być człowiekiem, po kim pozostało tylko nazwisko, słowa i kości i, być może - nie, zpewnością - duch.Nieśmiertelność wydawała się pojęciem zbyt egzotycznym i zbytniedokładnym, aby można było odnieść je do kogoś, kogo tak długo znałem w ziemskiejpostaci.Być może zdołam, że tak powiem, zająć się tym problemem od drugiej strony - byćmoże uda mi się postrzec Underhilla jako bardziej rzeczywistego, jako prawdziwą osobę,naprawdę obecną, choć oddaloną, obecną w ten sam sposób, co mój ojciec.Otworzyłem zamek w szufladzie biurka i spod stosu rachunków bankowych izrealizowanych czeków wyciągnąłem szkatułkę z posążkiem i rękopisem.Wczoraj w nocybyłem zbył zmęczony, aby je oglądać, a dziś nie miałem jeszcze ani czasu, ani ochoty na to.Teraz gorliwie przystąpiłem do ich zbadania podszedłem z posążkiem do okna i obróciłem gow jaskrawym świetle słońca.Poza okolicami szyi i krocza nie był on zbytnio skorodowany,ale inne jego części wyglądały na gładko wytarte.I korpus, i kończyny miały kształt mniejwięcej walcowaty, talia, łokcie i kolana były ledwo zaznaczone, a jedyna zachowana dłoń,choć nieproporcjonalnie duża, pozbawiona była kostek i stawów palców.Na podobny sposóbgłowa prawie wcale nie zwężała się ku podbródkowi, szczyt czaszki był niemal płaski, a rysytwarzy przedstawione zostały jedynie symbolicznie; tylko usta, ułożone w szerokim, prostymuśmiechu, który odsłaniał kilkanaście zębów mniej więcej jednakowej wielkości, zostałyoddane dość dokładnie.Czułem pewność, że przedmiot ten nie pochodzi z żadnego zakątkazachodniej Europy, a przekonany byłem, że i Wschód nie wchodzi w rachubę.Być możeAfryka, lecz moim zdaniem było to wielce nieprawdopodobne, choćby ze względu na okresżycia Underhilla.Nowy Świat, kultury prekolumbijskie - tak: widziałem dokładnie ten samwyraz radosnego, zachłannego okrucieństwa na twarzach azteckich rzeźb.Taki przedmiotmiałby mnóstwo czasu, bo aż półtora stulecia, aby dotrzeć z podbitego Meksyku do Angliiczasów Underhilla, choć może trudno wyobrazić sobie prawdopodobną jego trasę; myśl oprzechwyconym hiszpańskim statku z zagrabionymi skarbami nasuwała się natychmiast, ibyła całkiem wiarygodna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl