[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zielony pyta o coś.Jest wyraźnie zaniepokojony.Pomarańczowy zaczyna kreślić jakieś znaki na otwartym blacie sekretarzyka.— Punkcij ekstra! — ostrzega jego towarzysz.Pomarańczowy kończy kreślenie i mówi:— Gatow! Mam akcić!— Moment.Weźmiem identgraf.— Dobra.Co mu rzec?— Autograf proszę dziękuje — odpowiada zielony, jakby czytał z rozmówek.Pomarańczowy podchodzi do mnie z ołówkiem i wyciąga z niego zwitek białej folii, która sama rozprostowuje się, przybierając postać kartki papieru.— Autograf proszę dziękuje — mówi z głupkowatym uśmiechem i podaje mi ołówek… z secesyjną nasadką.Zupełnie podobny do tego, który mam zwrócić Wotnemu.Biorę pisak, a mężczyzna trzyma przede mną kartkę.— Autograf proszę dziękuje! — ponagla.Folia jest twarda jak metalowa płytka.— Zdziałał! — woła radośnie pomarańczowy na widok mego podpisu i podbiega w podskokach do sekretarzyka.— Akcij! — rozkazuje jego towarzysz.Gwałtowne przyspieszenie.Świat zaczyna wirować.Czuję się jak na rozkołysanej karuzeli.Na moment ogarnia mnie ciemność, to znów oślepiająca biel mgły, a między nimi strzępy obrazów, które pojawiają się i znikają natychmiast, aby ustąpić miejsca innym.Potem nagle wszystko eksploduje jakby feerią sztucznych ogni.Deszcz kolorowych iskier opada wolno, zmieniając się w pulsujące światełka.Jestem chyba półprzytomny, chociaż nie odczuwam już mdłości.Ruch wirowy ustał.Dostrzegam przed sobą nastawnię, w oddali, jakby w świetlistym kręgu, jakiś człowiek… Wotny? Wstaje z klęczek… Biegnie ku mnie… Cofa się.Czyżbym go uderzył?… W jego oczach przerażenie i Upadł.Zielony pochyla się nad nim…Wotny gdzieś się podział.Na podłodze przede mną coś bieleje.Koperta? Nachylam się i podnoszę… Ktoś mi coś czerwonego wciska do ręki.To mężczyzna w pomarańczowym smokingu.Coś, mówi o jakimś „zagubie”, czego nie rozumiem.Róża?…Znów rusza „karuzela” i robi mi się niedobrze.Obrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie.Jeszcze raz pojawia się zielony… I Wotny leżący na podłodze… obok fullera.Martwe ekrany monitorów.Teraz już wszystko zaczyna mi plątać się i rwać, choć z pozoru obrazy wydają się bardziej realne.Nie ma już świetlistego kręgu.Jestem chyba w nastawni.Baśka w roboczym kitlu.Na jej twarzy zaskoczenie, a potem radość.Widzę twarz bardzo blisko, tuż przy mojej.Baśka mnie całuje?…Znów Wotny.Patrzy na mnie z panicznym lękiem.Odpycha mnie.Broni się?…Gdzie ja właściwie jestem? W samochodzie? Prowadzę malucha.Droga przez osiedle.Jest noc…Stoję w progu swego mieszkania, przechodzę przez przedpokój, zapalam światło… Na tapczanie dwa nagie ciała.Mężczyzna i kobieta spleceni w uścisku.Baśka z Tadkiem? Nie, to nie Baśka! To Stenia Szycka! Ale z kim? Wotny? On czy nie on?Mężczyzna unosi głowę.W tym momencie czuję ostry ból pod czaszką.Wszystko zapada się jakby w studnię.Wokół wirują szaleńczo ludzkie postacie.Baśka, Stenia, Wotny, nieznajomy o wyblakłych oczach, jakaś naga kobieta z jasnoblond włosami… Twarze znajome i nieznane…Z chaosu obrazów i dźwięków wydobył mnie i przywrócił do rzeczywistości głos Stasińskiego.— Proszę się odprężyć! Teraz pan zaśnie i obudzi się za dwie minuty zupełnie spokojny i wypoczęty.Będzie pan pamiętał swe przeżycia transowe i opowie nam o nich.Otworzyłem oczy.Leżałem na kozetce.Prezes stał w moich nogach i przyglądał mi się wyczekująco.Na krześle obok kozetki siedziała Szycka i badała mój puls.— No i jak się pan czuje? — zapytał Stasiński.— Świetnie — odpowiedziałem, przede wszystkim, aby mu sprawić przyjemność.— Przypomniał pan sobie, co działo się w czasie awarii? Niestety, musiałem go rozczarować.— Nic z tego nie wyszło.To co pamiętam, to jakiś koszmar.Jar kies męczące majaczenia, bez ładu i składu, nie mające nic wspólnego z awarią.Lęki, ucieczki, pogonie, wędrówki w tunelach, spadanie do szybów czy studni… Zupełnie jak u Moody’ego w „Życiu po życiu”.Spotkania z różnymi ludźmi.Koleżankami, kolegami, ale też jakimiś obcymi kobietami i mężczyznami… Niektórzy ubrani w dziwne stroje, mówiący niby to po polsku, ale zupełnie niezrozumiale.Znane mi i nie znane miejsca i przedmioty.Wszystko pomieszane, jak we śnie… Byłem też w nastawni, nawet parę razy, ale nadal nie wiem, co się ze mną działo tamtego wieczoru.— Ciekawe… — zamyślił się prezes.— Jakieś bardzo nietypowe doznania jak na trans hipnotyczny.Podobne fantastyczne wizje występują raczej we śnie lub pod wpływem narkotyków.Czy jest coś, co pana szczególnie zaniepokoiło w tych przeżyciach?— Trudno powiedzieć.Wszystko, nawet najdziwniejsze halucynacje przyjmowałem bez emocji, dość obojętnie.Teraz, gdy zaczynam się zastanawiać… — urwałem i spojrzałem na Szycka.Czy halucynacja słuchowa, jakiej doznałem w czasie rozmowy telefonicznej Kabackiego z lekarką, mogła wiązać się z tym, co widziałem w transie? Stenia kochanką Wotnego? Może zmusił ją? Może wie coś, co ona chce ukryć?— Czy pani się go boi? — zapytałem cicho.Wydało mi się, że w jej oczach dostrzegam błysk niepokoju.— Kogo?— Wotnego.Widziałem panią… i jego…Wpatrywała się we mnie, ale jakby z ulgą.— Niech się pan uspokoi, panie Adamie.Nic mi ze strony inżyniera Wotnego nie grozi — powiedziała, uśmiechając się nieznacznie, jakby chciała podkreślić, że nie traktuje poważnie moich słów.— Nie każde przywidzenie musi być jasnowidzeniem.Pan jest chyba troszkę o mnie zazdrosny… Prawda?— Jeśliby Wotny próbował zrobić pani jakieś świństwo, to go zabiję! — oświadczyłem buńczucznie, pozostawiając jej uznaniu, czy jest to żart, czy raczej poważna deklaracja.Szycka nie podjęła jednak tematu.— Te koszmary mogą być spowodowane zaburzeniami świadomości po wypadku — orzekła, zamykając sprawę.— Może jednak otworzymy już kopertę.Pan Adam powinien jechać…— Dobrze! — zdecydował Stasiński.Wziął kopertę ze stolika, rozerwał ją i wyjął żółty karton.Był na nim nakreślony czarnym mazakiem wzór: E = mc2— Wspaniale! — zawołał prezes rozpromieniony.— Jeśli myślisz, że we wszystkich kopertach znajdziesz to samo, proszę cię, sprawdź! — zaproponował Szyckiej.Stenia wzięła z teczki inną kopertę i otworzyła.Była tam kolorowa wycinanka łowicka.— A co by było, gdybym wtedy, lub teraz, otwarła tę wylosowaną kopertę? Ja, a nie ty? — spytała niezbyt pewna siebie.— Nie zmieniłoby to faktu, że pan inżynier posiada zdolności jasnowidzenia.Drobne różnice dotyczące okoliczności nie mają znaczenia.Prawie zawsze zdarzają się jakieś odchylenia.— Jest jeszcze druga przepowiednia — podjęła Szycka i mrugając do mnie powiedziała: — Jeśli pan, panie Adamie, pozwoli, proponuję nie dopuścić do potwierdzenia, się przewidywań.Na przykład niech pan wyjdzie stąd sam, a ty, Leonie, poczekasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl