[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyspa Haiti pod względem powabów zewnętrznych, rozkoszniejszą jeszcze była od Kuby.Mieszkańcy jej, przyjemnej powierzchowności i słodkich obyczajów, już w znacznej liczbie nosili złote ozdoby; zaraz więc rozpoczęto z nimi handel zamienny, w którym Hiszpanie rządzili się naturalnie chciwością ludzi cywilizowanych, podczas gdy dzicy nad wszystkie inne przedmioty przenosili dzwonki, przyczepiane wówczas do szyi ptaków łowieckich.Płynąc wzdłuż brzegów do 20 grudnia, Kolumb dotarł nareszcie do punktu wskazanego mu jako sąsiadujący ze stolicą wielkiego kacyka zachodniej części wyspy.Książę ten, imieniem Guakanagari, miał kilku lennych kacyków, a sam, o ile można było wnosić z niezrozumiałych podań krajowców, bardzo był kochanym.Dwudziestego drugiego grudnia, w dwa dni po wpłynięciu okrętów do zatoki Akul, ujrzano zbliżające się czółno, na którym poseł wielkiego kacyka przybywał z podarunkami dla cudzoziemców i z prośbą do admirała, aby okręty swe posunąwszy o kilka mil ku wschodowi, zarzucił kotwicę pod stolicą książęcą.Gdy z powodu przeciwnego wiatru nie można było zaraz życzeniu temu zadośćuczynić, wyprawiono więc posłańca ze stosowną odpowiedzią, Luis, znudzony długą bezczynnością, pragnął zwiedzić wnętrze kraju, a zapoznawszy się z młodzieńcem należącym do orszaku posła, zwanym przez towarzyszy Mattinao, prosił admirała o pozwolenie towarzyszenia mu w powrocie.Kolumb, chociaż niechętnie, uległ wreszcie natarczywości Luisa, zalecając mu tylko ostrożność i przydając do boku Sancha.Ponieważ w ręku tuziemców nie widziano dotąd innej broni prócz przytępionych strzał, młody hrabia de Llera nie chciał włożyć kolczugi, biorąc lekką tylko tarczę i miecz, którego brzeszczota doświadczył nieraz na karkach pohańców.Przyniesiono mu rusznicę, ale ją odrzucił jako niegodną rycerza; Sancho jednakże nie tyle sumienny, zabrał ją ukradkiem.Aby nie zwrócić uwagi majtków na ten wyjazd przeciwny prawom okrętowym, admirał kazał wysadzić na brzeg Luisa z towarzyszem, których w pewnym dopiero oddaleniu zabrała łódź kacyka.ROZDZIAŁ XXIIMimo wrodzonej odwagi, Luis, zostawszy sam na sam z Haitańczykami dziwnego doznał uczucia.Jednakże dalekim będąc od obawy; usiłował porozumieć się z nimi za pomocą znaków, a kiedy niekiedy słów kilka po hiszpańsku zwracał do Sancha.Zamiast zdążać za szalupą.„Santa Maria", na której znajdował się poseł, łódź obróciła się więcej na wschód; podług umowy bowiem Luis miał się przedstawić kacykowi, dopiero po przybyciu okrętów.Tkliwie kochający nasz bohater nie mógł pozostać obojętnym na powaby przyrodzone Hispanioli.Jak na wybrzeżu Morza Śródziemnego, dzikość okolic łagodzoną tu była wdziękiem niezrównanym, podobnym do tego, jaki uśmiech nadobny przydaje licu pięknej kobiety.Młodzieniec niejednokrotnie wydawał okrzyki uwielbienia, a Sancho wtórował mu po swojemu, mniemając zapewne, że obowiązkiem jest wiernego sługi podzielać zachwyt poetyczny swego pana.— Przekonany jestem, senior, rzekł stary marynarz, gdy łódź oddaliła się o mil parę od miejsca, w którym szalupa przybiła do brzegu, że waszej ekscelencji wiadomo dokąd płyniemy z takim pośpiechem.Ci nadzy wioślarze muszą przecież dążyć do jakiegoś portu, w znaczeniu przynajmniej moralnym.- Czy boisz się, przyjacielu Sancho?- Jeżeli się boję, mości hrabio, to jedynie dla rodziny Bobadilla, która straciłaby naczelnika, w razie gdybyś wasza ekscelencja uległ jakiemu wypadkowi.- Cóż by ci szkodziło ożenić się z księżniczką indyjską i zostać synem przybranym wielkiego chana, zamiast powrócić do Moguer?- To tak zupełnie, jak gdyby mnie kazano wybierać czy nosić mam kaftan i jeść zwierzynę, albo chodzić nago i napychać żołądek owocami.Sądzę, że wasza ekscelencja nie zmieniłbyś zamku Llera na pałac wielkiego kacyka.- Masz słuszność, Sancho; wartość każdego dostojeństwa względną jest dla społeczności w jakiej żyjemy.Szlachetny Kastylijczyk nie może pozazdrościć udzielnemu książęciu Hispanioli.- Mianowicie od czasu, kiedy admirał nasz oświadczył uroczyście, że kacyk jest poddanym naszej królowej, odpowiedział Sancho.Poczciwy ten naród, a zwłaszcza naczelnik jego, dostojny Guakanagari, nie domyśla się pewnie zaszczytu jaki mu przeznaczono.— Bądź roztropnym, Sancho, i wstrzymuj się od uwag niepotrzebnych.Spójrz, wioślarze nasi dążą ku ujściu owej rzeki, i zdają się chcieć wylądować.W istocie krajowcy skierowali się ku strumieniowi, co płynąc z głębi kraju rozkoszną przerzynał dolinę.Była to rzeczka niewielka i płytka, ale żaglowna dla lekkich łodzi tubylców, brzegi jej wieńczyła gęstwina rozłożystych drzew, a Luis upatrzył niejedno rozkoszne miejsce, w którym chętnie by osiadł na zawsze z ukochaną.Jednakże, wyobrażając sobie wśród tej dziczy postać Mercedes, widział ją przybraną w aksamit i koronki, z urokiem wykwintności, właściwej osobom wyższego urodzenia.Gdy łódź wpłynęła do rzeki, Sancho zwrócił uwagę młodego hrabiego na kilka czółen przybywających od wschodu w kierunku zatoki Akul, które zdawały się iść na spotkanie cudzoziemców.Towarzysze ich ujrzeli także ową flotyllę, płynącą pod żaglem.Mattinao wydobył własną złotą opaskę i włożył ją na głowę jak koronę.Wtedy wszyscy krajowcy powstali z uszanowaniem, a Luis, widząc, że ta ozdoba oznacza godność kacyka lennego, poszedł za ich przykładem.Młody kacyk porzuciwszy z przekroczeniem granic podwładnego sobie kraju skromną rolę wioślarza, przybrał właściwą stopniowi swemu powagę i usiłował zawiązać z gościem rozmowę.Wymawiał często wyrazy Ozema, a Luis mniemał, że to jest imię ulubionej jego żony; kacykowie bowiem, chociaż poddanym wzbraniali wielożeństwa, sami po kilka przybierali małżonek.Przebywszy rzeką parę mil, łódź zatrzymała się przy dolinie, odzianej w cały powab podwzrotnikowej przyrody.Krajobraz czysto pierwotny miał wygląd; ale odwieczna praca mieszkańców okrzesała go z dzikości.Wszystko tchnęło owym wdziękiem niezrównanym, który zaciera się zwykle dopiero pod wpływem cywilizacji.Mieszkania były składane, chociaż proste, jak potrzeby ich właścicieli.Kwiaty cudownej woni i barwy rozkwitały na kobiercu z zieleni, a gałęzie uginały się pod ciężarem wybornych owoców.Mattinao z żywą ciekawością przyjęty był przez poddanych swego kraju.Niewinne dzieci przyrody otoczyły Luisa i Sancha, patrząc na nich jak na zesłańców nieba, chociaż słyszeli o przybyciu ich morzem.Sancho, skutkiem zapewne swych prostych obyczajów, odpowiadających naiwnemu usposobieniu Indian, został wkrótce ulubieńcem tłumu.Luis udał się do mieszkania kacyka, starego zaś marynarza gromada zaprowadziła do wioski.Gdy Mattinao pozostał sam na sam z Luisem i dwoma przybocznymi, powtórzył znów kilkakrotnie imię Ozemy.Po chwili udzielił towarzyszom zlecenia, którego Luis nie zrozumiał, po czym kacyk zdjął opaskę, ubrał się w suknię bawełnianą i dał znak gościowi, aby szedł za nim.Zarzuciwszy tarczę na ramię i przypasawszy miecz, tak aby nie przeszkadzał w chodzeniu, Luis udał się w drogę, równie spokojny jak gdyby przebywał ulice Sewilli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl