[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każde neutrino powstałe w jądrze słonecznym wylatuje stamtąd z prędkością światła, docierając do powierzchni Słońca w niespełna 3 sekundy i dobiega do Ziemi (jeżeli akurat podąża w jej kierunku) po upływie 8 minut.Neutrina są trudne do wykrycia, ponieważ tylko bardzo niewiele z nich oddziałuje z materią — a jeżeli tych oddziaływań nie ma — są w ogóle nie do wykrycia.Jednakże jakieś badania można, mimo olbrzymich trudności, prowadzić i naukowcy robią to przy pomocy olbrzymich detektorów umieszczanych głęboko w kopalnianych szybach, gdzie nie może już przeniknąć żadna inna postać promieniowania.I tu zaczynają się problemy.Ilość neutrin wykrywana podczas tych badań jest znacznie mniejsza niż wynikałoby to z teorii.W przeważającej liczbie przypadków, ilość neutrin docierających do nas z wnętrza jądra słonecznego stanowi zaledwie jedną trzecią ilości, której moglibyśmy oczekiwać.Sprawdzono detektory i wydaje się, że można na nich polegać; zweryfikowano teorie astronomiczne i te też wydają się być nie do podważenia.Jednak coś przecież musi być nie w porządku.Istnieją jednakowoż co najmniej trzy różne rodzaje neutrin, a detektory są w stanie wykryć tylko jeden z nich — ten, który, jak się spodziewamy, powstaje wewnątrz Słońca.Istnieje pewne prawdopodobieństwo, iż neutrina potrafią zmieniać swoją tożsamość i że w czasie drogi ze Słońca na Ziemię przekształcają się w mieszaninę wszystkich trzech rodzajów, tak że w końcu wykrywamy tylko jedną trzecią ich początkowej ilości.Wszystko to jednak nie jest niczym innym, jak tylko pewną szansą.Jeżeli jednak takie zjawiska nie zachodzą, wtedy pozostaje jedyna możliwość — naukowcy nie mają pojęcie jakie procesy zachodzą we wnętrzu jądra słonecznego — wydaje się bowiem, że nie ma już żadnej innej możliwości.Naukowcy rozważyli dotąd wiele różnych, najbardziej dziwacznych hipotez, próbując wyjaśnić „zagadkę brakujących neutrin”.Być może jednym z najdziwaczniejszych jest przypuszczenie, że procesy, jakiegokolwiek rodzaju, będące źródłem energii, w pewnych okresach życia Słońca ulegają, z tego czy innego powodu, zahamowaniu i że teraz właśnie jest okres, kiedy Słońce wchodzi w taką fazę.Energia wytworzona w jądrze Słońca potrzebuje milionów lat, aby wydostać się na zewnątrz.Ale ponoć właśnie teraz ekspandująca powłoka mniejszej energii przedziera się ku powierzchni.Za jakiś czas Słońce więc przygaśnie i „wyłączy się” nie wiadomo na jak długo — i cała Ziemia zamarznie — ostatecznie i „na śmierć”.To wszystko jest zupełnie nieprawdopodobne, ale jest to przykład podany po to, by dać czytelnikowi pojęcie, do jakiej desperacji muszą być doprowadzeni naukowcy, że wymyślają podobne rzeczy.Niewątpliwie tajemnica wyjaśni się w jakiś prostszy sposób, lecz wymagać to będzie dalszych badań neutrin słonecznych — przy pomocy lepszych instrumentów i być może na drodze dalszych postępów fizyki jądrowej.Tym samym jednak nie zbliżyliśmy się jeszcze do rozwiązania zagadki.John Eddy, astronom, który potwierdził występowanie minimów Maundera, przeszukiwał zachowane relacje mówiące o rozmiarach tarczy słonecznej i doszedł do przekonania, że Słońce z pewnością coraz bardziej się kurczy.Jeśli to prawda, oznacza to, że Słońce powoli zapada się i jego średnica zmniejsza się w tempie 1400 kilometrów na stulecie.Jeżeli miałoby się kurczyć nadal z tą samą prędkością, to w ciągu 100 000 lat skurczy się do zera.Oczywiście nie ma żadnych szans na to, by miało się kurczyć w nieskończoność (w rzeczywistości kilku astronomów badających inne relacje twierdzi, że nie ma mowy o żadnym kurczeniu się Słońca).Istnieje natomiast duże prawdopodobieństwo, że Słońce podlega powolnym pulsacjom — ograniczonym skurczom, po których następuje wzrost objętości, itd.Jeżeli istotnie takie procesy zachodzą, bylibyśmy ciekawi, jak mocno kurczy i rozszerza się, jak długo trwa cały cykl oraz jaki to ma wpływ na Ziemię.Oczywiście nie wiemy.Może mieć wpływ bardzo niewielki albo żaden.Stopień kurczenia się i rozszerzania może być nieznaczny.Faktem jest, że mniejsze Słońce ma mniejszą powierzchnię emitującą ciepło.Ale za to sam skurcz powoduje wzrost temperatury, a więc każda jednostka powierzchni dostarcza więcej ciepła, co z kolei neutralizuje zmniejszenie się powierzchni.Podobnego argumentu, tyle że na odwrót, użyć by należało dla przypadku ekspansji.Jak na razie niewiele wiemy naprawdę.Podsumowując zatem: możemy stwierdzić, że ludzkość jest całkowicie uzależniona od pewności działania tego gigantycznego zakładu energetycznego, jakim jest Słońce.Nawet najmniejsze zakłócenie (na skalę słoneczną) — niewielka nieregularność promieniowania, mały jego wzrost lub spadek, niewielkie odstępstwa od normalnego przebiegu cyklu plam słonecznych lub jakiekolwiek inne zaburzenia w pracy machiny słonecznej — mogą prowadzić do tragicznych dla ludzkości skutków.W ostatnich latach dowiedzieliśmy się, że Słońce jest dużo bardziej złożoną maszyną cieplną niż sądziliśmy, jeszcze bardziej, niż mogliśmy w ogóle przypuszczać i że istnieje dużo większe prawdopodobieństwo wystąpienia nieregularności, o których nawet nie śniliśmy.To chyba wystarczy, by nas odrobinę zdenerwować!Niebo księżyców JowiszaDzięki sondom typu Voyager dowiedzieliśmy się wiele nowego o czterech dużych galileuszowskich księżycach Jowisza: o wulkanicznym Io, o lodowcu pokrywającym Europę, o zimnych kraterach Ganimedesa i Callisto* [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl