[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrzy³a na Premiera i otaczaj¹cych go ludzi, podczas wieczoru swego przybycianiby na³ogowcy pij¹cych w jej obecnoœci wodê ¿ycia.Opuœci³a wtedy portgwiezdny i wróci³a do miasta, ujawniaj¹c nieobecnoœci¹ gniew.Nie mog³a jednakzlekcewa¿yæ wszystkich zaplanowanych uroczystoœci, bo w ten sposób przyzna³aby,¿e utraci³a twarz, i pozwoli³a, by pozaziemcy zagrozili jej pozycji.Dlategouczestniczy³a we wszystkich, czy raczej jej cia³o, choæ myœlami by³a daleko,wœród merów, przykuwa³a je do szerszego obrazu, którego nigdy teraz nie mog³atraciæ z oczu.A¿ wreszcie bez przyjemnoœci i z³udzeñ dotrwa³a do tego ostatniego balu.Niewielu spoœród uczestników poznawa³a, wiedzia³a zreszt¹, ¿e gdyby zdjêlimaski, to i tak nie ukaza³yby siê twarze, jakie pragnê³a widzieæ.Zrobi³o siêpóŸno, t³umy rzednia³y w miarê dobierania siê par, które chcia³y razem spêdziæresztê nocy – podczas której zgodnie z tradycj¹ wszystko by³o dozwolone, anawet obowi¹zkowe, kiedy to odrzucano wszelkie zahamowania, odk³adano smutki dorana, by o œwicie symbolicznie wrzuciæ je do morza.Spêdzenie tej nocy samotnie, bez kochanka, by³o uwa¿ane za z³y omen.Poprzedni¹Noc Masek spêdzi³a ze Sparksem.Po³¹czeni po d³ugiej roz³¹ce patrzyli naprzysz³oœæ jako na nie koñcz¹ce siê pasmo radoœci.Dziœ jednak nie by³o gonawet w tej sali, wymówi³ siê, twierdz¹c, ¿e przed odlotem Zgromadzenia chcespêdziæ czas z ojcem.Przypuszcza³a, ¿e to prawda, choæ by³a jednoczeœniepewna, i¿ nie wróci przed ranem, bez wzglêdu na to, jak spêdzi noc.Nie by³o tak¿e Tammisa, nawet siê nie wyt³umaczy³ przed Merovy; podobnomieszkaj¹ osobno, ale ¿adne z nich nie przysz³o, by jej o tym powiedzieæ.AAriele.tylko Pani wie, co robi dzisiaj i z kim.Plotkowano o jakimœpozaziemcu.Tor widzia³a ich razem, powiedzia³a, ¿e trochê siê zaniepokoi³a.Ariele od tygodni nie zbli¿a³a siê do pa³acu; zdumia³a Moon, ¿e raczy³a siêzjawiæ na przyjêciu w porcie gwiezdnym – i ¿e wysz³a z niego wraz z reszt¹rodziny, gdy tylko zjawi³a siê woda ¿ycia.Nigdy nie rozumia³a swej córki,nigdy.Premier i kilku innych goœci, byæ mo¿e jej rodacy kryj¹cy siê za anonimowoœci¹takich samych, masowo produkowanych masek, przyszli ¿yczyæ jej dobrej nocy.Zdo³a³a odpowiedzieæ z wdziêkiem, ulga nada³a jej s³owom wiêksz¹ szczeroœæ, ni¿na ni¹ zas³ugiwali.Rozpozna³a g³os Vhanu, komisarza Policji; w sali przebywa³okilku Sinych, w mundurach i bez masek, czuwaj¹cych nad bezpieczeñstwemdostojników.Zaciekawi³o j¹, gdzie dziœ jest Jerusha.Pewnie na s³u¿bie dlaHegemonii; nagle, boleœnie zabrak³o jej starej przyjació³ki.Nikogo.Podnios³a d³oñ do twarzy, zamiast na cia³o natrafi³a niespodzianie napowierzchnie maski.Opuœci³a rêkê.Ca³y wieczór szuka³a w t³umie czarnego munduru G³Ã³wnego Sêdziego, srebrzystegob³ysku koniczynki wœród oœlepiaj¹cego przepychu bi¿uterii i medali.Nieznalaz³a go.BZ w czasie dni miêdzy straszliwym bankietem powitalnym a tymbalem maskowym uczestniczy³ we wszystkich innych uroczystoœciach; niekiedysiedzia³ obok niej, lecz zdawa³ siê równie ma³o bawiæ, co ona sama.Widzia³a wjego oczach przeprosiny i rezygnacjê, rozmawiali z sob¹ tylko wtedy, gdy by³oto konieczne.Dziœ musia³ wyjœæ wczeœnie – jeœli przyszed³ w ogóle, bo przykryj¹cych twarze maskach wszystko by³o mo¿liwe.Zaczê³a przesuwaæ siê powoliw stronê schodów w tyle sali.Premier wyszed³, nie musia³a ju¿ na nikogoczekaæ.Nagle b³ysnê³o jej w oczy odbite œwiat³o.Odwróci³a siê i spostrzeg³a maskê,wyró¿niaj¹c¹ siê wœród pstrokacizny barw.Podobnie jak jej, nie mia³a nicwspólnego z powtarzalnymi wzorami.Coœ powiedzia³o Moon, ¿e maska zosta³azrobiona przez Fate Ravenglass, ale przecie¿ zna³a wszystkie jej dzie³a, by³oich tylko kilkanaœcie, po po odzyskaniu wzroku nie zd¹¿y³a wiêcej wykonaærêcznie, tradycyjn¹ metod¹.Fate podarowa³a je Moon, jej rodzinie, Tor i paruinnym osobom, które uzna³a za bliskich przyjació³.Byli jeszcze inni maskarze,niektórzy wrócili do dawnego zawodu i rêcznie zrobione maski sprzedawalipozaziemcom i bogatym Tiamatañczyków.Uwa¿ana za najwiêksz¹ mistrzyniê Fatestwierdzi³a jednak, ¿e tym razem wszystkie jej dzie³a bêd¹ darem przyjaŸni.Moon zastanawia³a siê, kto otrzyma³ dar maskarki, lecz ze sporej odleg³oœcipotrafi³a jedynie dojrzeæ, ¿e to mê¿czyzna.Blask maski znowu uderzy³ w jejoczy, nosz¹cy ni¹ zbli¿y³ siê do królowej, jakby wyczu³, ¿e jest obserwowany.Powierzchnia maski by³a lustrem odbijaj¹cym œwiat³a, barwy i ruchy, skupiaj¹cymje w gwiazdê otoczon¹ nocn¹ czerni¹.Moon sta³a nieruchomo, patrz¹c napodchodz¹cego do niej przez t³um nieznajomego, hipnotyzowa³o j¹ w³asne odbicie,coraz lepiej widoczne w zwierciadle jego oblicza, coraz wiêksze i wyraŸniejsze.Nagle pozna³a go po ruchach, tak samo jak mistrzostwo autorki maski.– BZ – powiedzia³a miêkko i z przekonaniem, choæ nie by³ w mundurze.Poda³a murêkê.– Moon.– To jego g³os, jego oczy, patrz¹ce na ni¹ ze œrodka w³asnegodziwacznego, okrytego mask¹ oblicza.Uj¹³ jej rêkê, przycisn¹³ d³oñ wrozgrzewaj¹cej pieszczocie.Splót³ swe palce z jej, nie wypuszcza³.– Myœla³am, ¿e nie przyjdziesz – mruknê³a.– Ju¿ prawie po wszystkim.– O ma³o co bym nie przyszed³.– Pokrêci³ g³ow¹, maska zaklekota³a jak w cichymœmiechu.– Gdyby Fate nie przys³a³a mi maski.Zhañbi³bym jej dar, gdybym nieza³o¿y³ go dzisiaj.Opuœci³a wzrok na jego d³oñ ci¹gle obejmuj¹c¹ jej, zobaczy³a swe palceczepiaj¹ce siê jego, niezdolne do ich wypuszczenia.Unios³a oczy, spojrza³a woczy Gundhalinu, czerñ kosmosu i odbijaj¹cy siê wokó³ nich dziki przepychwiosny.– Gdzie Sparks? – zapyta³ i Moon poczu³a, jak jej serce zaczê³o biæ szybciej.–Nie ma go tutaj?– Chcia³ pobyæ z ojcem.– Dzisiaj?– Jutro jego ojca ju¿ nie bêdzie.– No tak, ale to przecie¿ Noc Masek.– Wiem.– Spojrza³a znowu na ich d³onie, nadal ciasno z sob¹ splecione, wi¹¿¹cesiê nawzajem.Spróbowa³a wyswobodziæ palce.BZ uniós³ drug¹ rêkê, z³apa³ jej woln¹ d³oñ.– W takim razie zatañcz ze mn¹.Jeszcze gra muzyka, zd¹¿ymy.Zesztywnia³a, gdy przyci¹gn¹³ j¹ ³agodnie, lecz silnie, poczu³a siê nagleniezdarn¹ prowincjuszk¹.– Nie znam waszych tañców.– Kiedyœ uczy³em tw¹ pamiêæ – mrukn¹³, otaczaj¹c j¹ ramionami, wci¹gaj¹c wnieokreœlony ruch.– Niewa¿ne, co robimy, bylebyœmy robili to razem, bylebymmóg³ ciê obejmowaæ, przyciskaæ.Rêce Moon nie znalaz³y dla siebie innego miejsca ni¿ wokó³ jego cia³a.Poczuciemiêœni pleców pod g³adk¹, niemal jedwabn¹ tkanin¹ koszuli wywo³a³o w niejgwa³town¹ falê gor¹ca.– To niepodobne do ciebie – mruknê³a i rozeœmia³a by siê, gdyby tylko jejoszo³omione, roz¿arzone cia³o mog³o oddychaæ.Odpowiedzia³ dziwnym dŸwiêkiem, który tak¿e nie by³ œmiechem.– A co jest do mnie podobne? Spêdzanie ostatnich dni na ¿a³osnym, smêtnymwpatrywaniu siê w ciebie w zat³oczonych salach, obawa przed powiedzeniem czegoœwiêcej ni¿ “Dzieñ dobry, Pani”? Bycie G³Ã³wnym Sêdzi¹ Gundhalinu – ju¿ nieKharemoughi, a jeszcze nie Tiamatañczykiem, ni psem, ni wydr¹? [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl