[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Œmiej¹c siê wychylili napój do dna.- Do widzenia! Nie zapominajcie przys³aæ mi s³Ã³wka, gdybyœcie w waszejojczyŸnie us³yszeli coœ o ¿onach entowych – powiedzia³ Drzewiec.Macha³wielkimi rêkami na po¿egnanie kompanii, kiedy ruszy³a w drogê, a potem zawróci³i znikn¹³ miêdzy drzewami.Jechali jeszcze szybciej zmierzaj¹c ku Bramie Rohanu.Aragorn po¿egna³ siê znimi wreszcie opodal miejsca, w którym ongi Pippin zajrza³ w kryszta³ Orthanku.Hobbitów zasmuca³o rozstanie.Aragorn przecie¿ nigdy ich nie zawiód³ w ¿adnejpotrzebie i pod jego przewodem wyszli ca³o z wielu niebezpieczeñstw.- Chcia³bym mieæ taki kryszta³, w którym mo¿na widzieæ wszystkich przyjació³ -rzek³ Pippin.- Chcia³bym znaæ sposób, ¿eby z wszystkimi rozmawiaæ choæby zdaleka.- Jeden tylko zosta³ teraz kryszta³, którego móg³byœ u¿ywaæ - odpar³ Aragorn.-Tego bowiem, co pokaza³by ci kryszta³ z Minas Tirith, z pewnoœci¹ wola³byœ nieogl¹daæ.Lecz palantir Orthanku zatrzyma sam król, ¿eby wiedzieæ wszystko, codzieje siê w jego pañstwie i co robi¹ jego podw³adni.Pamiêtaj, Peregrinie, ¿epasowano ciê na rycerza Gondoru, a ja nie myœlê zwalniaæ ciê ze s³u¿by.Puszczam ciê na urlop, ale mogê wezwaæ ciê wkrótce znowu.Pamiêtajcie te¿,przyjaciele z Shire'u, ¿e królestwo moje obejmuje równie¿ pó³noc; któregoœ dniaprzybêdê tam z pewnoœci¹.Z kolei Aragorn po¿egna³ siê z Kelebornem i Galadriel¹.- Kamieniu Elfów! - powiedzia³a pani z Lorien.- Przez Ciemnoœci doszed³eœ doziszczenia nadziei i masz dziœ wszystko, czego pragn¹³eœ.U¿yj jak najlepiejdanych ci dni!- ¯egnaj, krewniaku - rzek³ Keleborn.- Oby los by³ ³askawszy dla ciebie ni¿dla mnie! Obyœ skarb swój zachowa³ do koñca!Z tym siê rozstali.S³oñce w³aœnie zachodzi³o i gdy hobbici po chwili odwrócilisiê, ujrzeli króla na koniu, poœród rycerzy; w blasku zachodu zbroje œwieci³yjak czerwone z³oto, a bia³y p³aszcz Aragorna zdawa³ siê p³omieniem.Królpodniós³ w górê swój zielony klejnot i szmaragdowy ogieñ roziskrzy³ mu siê wrêku.Uszczuplona gromadka wkrótce stanê³a nad Isen¹, przeprawi³a siê na drugi brzeg,gdzie ci¹gnê³y siê rozleg³e pustkowia, i skrêcaj¹c ku pó³nocy, posuwa³a siêwzd³u¿ granic Dunlandu.Mieszkañcy tutejsi uciekali kryj¹c siê przed nimi,bardzo bowiem lêkali siê elfów, chocia¿ elfy rzadko odwiedza³y ich kraje.Wêdrowcy natomiast nie bali siê Dunlandczyków; byli przecie¿ w doœæ jeszczelicznej kompanii i zaopatrzeni dobrze.Jechali wiêc swobodnie, rozbijaj¹cnamioty, gdzie im siê podoba³o.Tymczasem lato up³ywa³o.Za Dunlandem znaleŸlisiê w krainie bezludnej, gdzie nawet zwierza lub ptaka rzadko siê widywa³o, ijechali przez las schodz¹cy tu ze wzgórz u podnó¿y Gór Mglistych, które mieliteraz wci¹¿ po prawej rêce.Wydostaj¹c siê z lasu znowu na otwart¹ przestrzeñ,dogonili starca wspieraj¹cego siê na lasce i odzianego w ³achmany brudnobia³ejbarwy; trop w trop za nim wlók³ siê drugi ¿ebrak, zgarbiony i pochlipuj¹cy.- Dok¹d to, Sarumanie? - spyta³ Gandalf.- Co ci do tego? - odpar³ starzec.- Czy chcesz nadal mi rozkazywaæ? Czy niedoœæ ci mojej klêski?- Znasz z góry odpowiedŸ na wszystkie trzy pytania: nic, nie i nie! Ale czasmoich trudów dobiega koñca.Brzemiê z mych barków przej¹³ król.Gdybyœ by³poczeka³ w Orthanku, ujrza³byœ go i przekona³ siê o jego m¹droœci imi³osierdziu.- Tym bardziej cieszê siê, ¿e nie czeka³em - rzek³ Saruman - bo nie chcê mu niczawdziêczaæ.Jeœli chcesz znaæ odpowiedŸ na swoje pierwsze pytanie, i wiedz, ¿eszukam wyjœcia poza granice jego królestwa.- W takim razie znowu obra³eœ z³¹ drogê - odpar³ Gandalf.- na tej bowiem niewidzê dla ciebie nadziei.Czy wzgardzisz nasz¹ pomoc¹? Bo ofiarujemy ci pomoc.- Mnie? - rzek³ Saruman.- Nie, nie uœmiechaj siê do mnie.Wolê ju¿, kiedymarszczysz czo³o.A co do pani, któr¹ widzê w waszym gronie, to nie ufam jej;zawsze nienawidzi³a mnie i spiskowa³a na twoj¹ korzyœæ.Pewnie umyœlniesprowadzi³a ciê na tê drogê, ¿eby naigrywaæ siê z mojej nêdzy.Gdyby mnieprzestrze¿ono o tym poœcigu, postara³bym siê nie dostarczyæ wam tejprzyjemnoœci.- Sarumanie - powiedzia³a Galadriela - mamy inne zadania i inne troski,pilniejsze w naszych oczach ni¿ tropienie ciebie.Powinieneœ cieszyæ siê, ¿enas spotka³eœ.To uœmiech szczêœcia, ostatnia twoja szansa.- Bêdê siê cieszy³, jeœli naprawdê oka¿e siê ostatni¹ - odpar³ Saruman - abymnie musia³ drugi raz trudziæ siê odrzucaniem jej.Moja nadzieja runê³a.Ale niechcê dzieliæ waszej.Jeœli j¹ macie.- Oczy rozb³ys³y mu na chwilê.- Tak!Nie na pró¿no œlêcza³em tyle lat nad tajemnymi ksiêgami.Wiem, ¿e wy te¿jesteœcie skazani na zag³adê.Wy tak¿e o tym wiecie.Bêdzie to pewn¹ pociech¹dla tu³acza, ¿e niszcz¹c mój dom, zburzyliœcie tak¿e swój w³asny.Jaki¿ statekponiesie was z powrotem przez tak wielkie Morze? - spyta³ szyderczo.- Ach,szary statek pe³en widm - zaœmia³ siê, ale g³os jego skrzecza³ szkaradnie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl