[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pam Malone była osobą bardzo pobudliwą.Na całe szczęście zdołała się opanować.O tej porze powinna być już z powrotem w Georgii.Tak jednak nie było, o czym świadczyły słowa człowieka, który zadzwonił z Tel Awiwu: „Wygląda na to, że Malone wraz z byłą żoną są obecnie w drodze do Lizbony”.„Co się działo? Dlaczego tam jechali? I gdzie podział się człowiek zwany Szponami Orła?”–Przyjechaliśmy tutaj – zwrócił się do chłopca – żeby pomóc twojemu ojcu.–Tato nie wspominał nic o naszym wyjeździe.Powiedział mi, żebym nigdzie się nie ruszał i miał oczy dookoła głowy.–Powiedział również, żebyś robił to, co ci każę.–Kiedy więc zechce na mnie nakrzyczeć, spodziewam się, że weźmiesz winę na siebie.Henrik uśmiechnął się szeroko.–Z przyjemnością.–Czy widziałeś kiedykolwiek z bliska, jak do kogoś strzelają?Wiedział, że wstrząsające wspomnienia z wtorku na długo pozostaną w pamięci Gary’ego, bez względu na to, jak bardzo pragnął być dzielny.–Kilka razy.–Tato ukatrupił tego faceta.Ale wiesz co? Wcale się tym nie przejmuję.Pokiwał głową z dezaprobatą, słysząc tak buńczuczne słowa.–Ostrożnie, Gary.Niech ci nigdy nie przyjdzie do głowy, że zabijanie to rzecz, do której można się przyzwyczaić.I nie ma przy tym znaczenia, jak bardzo ktoś zasłużył na śmierć.–Nie to miałem na myśli.Chodzi mi wyłącznie o to, że to był zły człowiek.Groził mamie, że ją zabije.Minęli marmurowe kolumny, które otaczały posąg Diany.Lekki wiatr muskał liście drzew, na falującej murawie igrały z sobą rozedrgane cienie.–Twój ojciec zrobił to, co musiał zrobić.Choć wcale mu się to nie podobało.Po prostu to zrobił.–Też bym to zrobił.Przeklęta genetyka.Gary był synem Malone’a.I chociaż chłopiec miał dopiero piętnaście lat, z pewnością łatwo wpadał w gniew – podobnie jakjego ojciec – zwłaszcza kiedy ktoś bliski znajdował się w niebezpieczeństwie.Gary wiedział, że rodzice pojechali do Londynu, nie miał jednak pojęcia, że jego matka wciąż była zaangażowana w bieg zdarzeń.Zasługiwał na prawdę.–Twoja matka i twój ojciec jadą teraz do Lizbony.–O tym rozmawiałeś w pokoju przez telefon?Skinął głową, przytakując, po czym uśmiechnął się, uzmysławiając sobie, jak dorośle chłopiec radzi sobie z nowinami.–Dlaczego mama wciąż jest z nim? Nie wspominała nic o tym, że zamierza zostać, kiedy dzwoniła wczoraj wieczorem.Nie pozostają z sobą w najlepszych stosunkach.–Nie mam pojęcia.Musimy zaczekać, aż któreś z nich ponownie zadzwoni.Sam również desperacko chciał poznać odpowiedź na to pytanie.Przed sobą zobaczył miejsce, do którego zmierzali.Pawilon z kolorowego marmuru, zbudowany na planie koła i zwieńczony daszkiem z pozłacanego żelaza.Otwarta balustrada wychodziła na stawek o kryształowo czystej wodzie, której srebrzystej, ocienionej i gładkiej tafli nie zakłócała nawet jedna zmarszczka.Weszli do pawilonu i zbliżyli się do balustrady.Duże donice z wonnymi kwiatami stanowiły wspaniałą ozdobę wnętrza.Jak zawsze Hermann dbał o to, żeby jego posiadłość prezentowała się nienagannie pod każdym względem.–Ktoś tutaj idzie – zauważył Gary.Thorvaldsen nie obejrzał się za siebie.Nie musiał.Widział ją oczyma duszy.Niska, przysadzista, oddychająca głośno, kiedy szła.Nie przestawał patrzeć w stronę stawu i rozkoszował się słodkim zapachem traw, kwiatów oraz urokiem chwilowego doznania.–Czy ona idzie pospiesznym krokiem?–Skąd wiedziałeś, że to kobieta?–Nauczysz się, Gary, że nie można wygrać walki, jeśli twój przeciwnik, przynajmniej do pewnego stopnia, nie jest przewidywalny.–To córka pana Hermanna.Wciąż podziwiał staw, obserwując, jak rodzina kaczek przemieszcza się ku brzegowi.–Nie odzywaj się za wiele.Słuchaj.Tym sposobem dowiesz się tego, co potrzebujesz wiedzieć.Usłyszał odgłos butów stukających o kamienną posadzkę pawilonu, kiedy Margarete podeszła bliżej.–W rezydencji powiedziano mi, że wybraliście się tutaj – powiedziała na przywitanie.– Pamiętam, że to jedno z twoich ulubionych miejsc.Uśmiechnął się do niej, w najmniejszym stopniu nie kryjąc satysfakcji.–Chodzi o prywatność.Daleko stąd do château.Drzewa zapewniają niczym niezmącony spokój.Naprawdę lubię ten zakątek.O ile sobie przypominam, było to również ulubione miejsce twojej matki.–Ojciec zbudował ten pawilon specjalnie dla niej.Tu spędziła ostatni dzień życia.–Tęsknisz za nią?–Umarła, kiedy byłam jeszcze mała.Nigdy więc nie nawiązałyśmy bliskiej więzi.Ale ojciec bardzo za nią tęskni.–Nie tęskni pani za swoją matką? – zdziwił się Gary.Chociaż chłopiec złamał zalecenie, jakie mu wcześniej przedstawił, Thorvaldsen nie miał nic przeciw postawionemu pytaniu.Na dobrą sprawę, sam był ciekaw.–Oczywiście, że mi jej brakuje.Chodzi mi tylko o to, że nie łączyła nas bliska więź między matką i córką.–Można odnieść wrażenie, że odziedziczyłaś po ojcu zainteresowanie rodzinnym biznesem oraz zakonem.Patrzył, jak myśli powoli docierały do jej umysłu.Odziedziczyła więcej z surowej austriackiej urody ojca niż z pruskiego piękna rysów matki.Nie była kobietą szczególnie atrakcyjną – ciemne włosy, brązowe oczy, cienki i zadarty do góry nos.Kim jednak był, żeby dokonywać osądu, uwzględniwszy jego skrzywiony kręgosłup, zmierzwione włosy oraz ogorzałą cerę? Zastanawiał się, czy ma adoratorów starających się o jej rękę, ale doszedł do wniosku, że ta kobieta nigdy nikomu się nie odda.Potrafiła wyłącznie brać.–Jestem jedynym żyjącym potomkiem Hermannów.Dodała do tego uśmiech, jaki zapewne miał emanować duchowym ciepłem, lecz zamiast tego był przesycony rozdrażnieniem.–Czy to oznacza, że odziedziczysz to wszystko?–Oczywiście.Dlaczego nie miałabym?Wzruszył ramionami.–Nie mam pojęcia, jak zapatruje się na to twój ojciec.Z własnego doświadczenia wiem jednak, że na tym świecie nie ma nic pewnego.Dostrzegł, że konkluzja płynąca z jego słów niezbyt przypadła jej do gustu.Nie pozostawił jej czasu na reakcję.–Dlaczego twój ojciec chciał skrzywdzić tego chłopca? – zapytał bez ogródek.To zaskakujące pytanie wprawiło ją w konsternację, której nie była w stanie ukryć.Najwidoczniej również nie była mistrzem w zachowaniu stoickiego spokoju – tym razem inaczej niż jej ojciec.–Nie mam pojęcia, o czym mówisz.Przez chwilę się zastanawiał.Być może Hermann nie wtajemniczył jej w swoje plany?–A zatem nie masz pojęcia, co porabia człowiek zwany Szponami Orła?–To nie wchodzi w zakres moich obow… – Przerwała w pół słowa, uświadamiając sobie, że dała się zaskoczyć.–Nie ma powodów do obaw, moja droga.Wiem o nim.Zastanawiałem się tylko, czy ty o nim wiesz.–Ten człowiek stanowi zagrożenie.Teraz wiedział, że ona nie uczestniczyła w intrydze.Zbyt dużo informacji zostało wymienionych swobodnie.–Zgadzam się z tobą całym sercem.Ale, jak sama stwierdziłaś, żadne z nas nie odpowiada za jego działania.Jedynie krąg.–Nie zdawałam sobie sprawy, że członkowie zakonu wiedzą o nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- [ICI][PL] Dumas Aleksander (o) Krolowa Margot
- [ICI][PL] Dumas Aleksander (o) Towarzysze Jehudy
- [ICI][PL] Dumas Aleksander (o) Hrabina de Charny
- [ICI][PL] Dumas Aleksander (o) Dwie Diany
- Arcymag Kreol z Ur 01 Rudazow Aleksander
- [ICI][PL] Dumas Aleksander (o) Naszyjnik krolowej
- Barrington, Commander James Die Virus Waffe
- Cooper, James Fenimore The Pioneers, or the Sources of
- Burnside, John In hellen Sommernaechten
- Birkner Friede Radosc zycia(1)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- streamer.htw.pl