[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z najwyższym trudem zachowała kamienną twarz.Po chwili postanowiła jednak przyoblec ją we współczucie.Jeżeli ten facet jest na tyle głupi, żeby odstawić taki numer w takiej chwili, to może i na to da się nabrać? Mógł na nią teraz patrzeć, a jej, jako kobiecie i matce, nie wypadało śledzić tej wzruszającej sceny z twarzą pokerzysty.Przechyliła lekko głowę w prawo, by lepiej widzieć prezydenta i by on mógł zauważyć jej wyraz twarzy w tej chwili.To mu się powinno spodobać.Jeszcze z minutę tej szopki i sięgnie po chusteczkę do torebki.Powinien to zauważyć…* * *–Żałuję, że nie miałem okazji lepiej poznać waszej matki.Myśleliśmy z Cathy, że będziemy na to mieli czas później, współpracując z waszym ojcem.Chciałem, żebyście się zaprzyjaźnili z Sally, Katie i Jackiem juniorem, mówiłem o tym z waszym tatą jeszcze tego ostatniego dnia.Obawiam się, że nie wyjdzie to tak, jak sobie zaplanowaliśmy.– Ta myśl uderzyła Jacka jak obuchem w żołądek.–Pewnie chcielibyście wiedzieć, dlaczego to się zdarzyło.Nie wiem, dzieciaki.Nie wiem, choć chciałbym wiedzieć.Chciałbym, żeby ktoś to wiedział i żebym mógł go o to zapytać.Ale takiej osoby zapewne nigdy nie znajdziemy.* * *–Jezu! – jęknął Clark, patrząc na ekran stojącego w jego gabinecie w Langley telewizora.– Też parę razy takiego faceta szukałem.–Wiesz co, John? – zapytał Chavez, który trochę lepiej to znosił.W jego kulturze mężczyzna był od tego, żeby w takich przypadkach zachowywać zimną krew, by kobiety i dzieci miały u kogo szukać pociechy.–Co takiego, Ding?–On to rozumie.Pracujemy dla kogoś, kto rozumie.John obrócił się ku swemu młodemu współpracownikowi.Któż by w to uwierzył? Dwaj specjaliści od mokrej roboty, którzy mają te same myśli, co ich prezydent.To miło znaleźć potwierdzenie, że właściwie odczytał tego człowieka od pierwszej chwili.Cholera, był dokładnie taki sam, jak jego stary.A potem zastanowił się, czy Jackowi powiedzie się jego prezydentura.Nie zachowywał się tak, jak wszyscy pozostali.Reagował jak prawdziwy człowiek.Czy to aż taki grzech?* * *–Chciałbym, żebyście wiedzieli, że zawsze możecie przyjść do mnie i Cathy.Nie jesteście sami na tym świecie.Nigdy nie będziecie sami.Macie swoją rodzinę, wśród której teraz siedzicie, ale macie także moją rodzinę – obiecał znad pulpitu.Roger był przyjacielem, a trzeba się troszczyć o dzieci przyjaciół.Robił to dla rodziny sierżanta Bucka Zimmera, a teraz zrobi to także dla dzieci Rogera.–Chciałbym, żebyście byli dumni z mamy i taty.Wasz ojciec był wspaniałym człowiekiem i dobrym przyjacielem.Pracował bardzo ciężko, by ludziom było lepiej na świecie.To wielka praca i zabrała mu wiele czasu, który powinien spędzić z wami, ale to był wielki człowiek, a wielcy ludzie robią wielkie rzeczy.Wasza matka zawsze była przy nim i ona też dokonywała wielkich rzeczy.Dzieci, miejcie ich zawsze w swoich sercach.Wyprostował się i rozluźnił uścisk na pulpicie, mając nadzieję, że choć trochę pomógł osłabić cios, wymierzony im przez los.Czas już było kończyć.–Marku, Amy, Bóg zdecydował się zabrać wam matkę i ojca.On nie wyjaśnia swoich decyzji w sposób zrozumiały dla nas, śmiertelników i nie możemy… nie potrafimy się przeciwstawić jego woli, kiedy wprowadza ją w życie.Nie potrafimy… – Dopiero teraz głos mu się załamał.* * *To bardzo odważne z jego strony, tak uzewnętrzniać emocje, pomyślał Koga.Ta mowa do dzieci to wspaniały chwyt socjotechniczny, pomyślał na początku.Potem, widząc panikę wśród otoczenia prezydenta, uświadomił sobie, że to nie żaden chwyt.Prezydent pokazał, że jest człowiekiem.Nie jest aktorem, nie ma zahamowań przed pokazaniem wewnętrznej siły i charakteru.Koga wiedział, skąd się to brało.Lepiej niż ktokolwiek z obecnych w katedrze.Rozszyfrował go już pierwszego dnia.Ryan był samurajem.Więcej nawet – miał siłę robić, to co uważał za stosowne i nie przejmować się opiniami innych.Japoński premier miał nadzieję, że nie jest to błąd z jego strony, śledząc jak Ryan schodzi z mównicy w głębokiej ciszy, jaka zapadła w katedrze i podchodzi do dzieci zabitego prezydenta.Objął je ramionami i doskonale widać było łzy, spływające mu po policzkach.Wokół słychać było pociąganie nosami, ale wiadomo było, że to w większości gra, a w najlepszym przypadku przelotny przejaw głęboko zduszonej lepszej natury, drzemiącej w politykach.Żałował, że nie może się do tego przyłączyć, ale jego kultura narzucała bardzo twarde reguły tego, co jest dopuszczalne w miejscu publicznym.Poza tym nie mógł sobie na to pozwolić, jako przedstawiciel państwa, na którym spoczywała odpowiedzialność za tę tragedię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl