[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kuzyn i jego żona ocaleli, bo gdy wróg nadchodził, ukryli się w ogromnym zbiorniku na nieczystości.Pojemnik ten był tak wysoki jak rosły mężczyzna, a także wystarczająco szeroki, by pomieścić pięciu ludzi.Stał na skraju pola, pełen odchodów przeznaczonych do użyźniania gleby.Do tego to właśnie ogromnego zbiornika wskoczył kuzyn wraz z żoną.Wystawili na zewnątrz tylko nosy, umożliwiając sobie w ten sposób oddychanie.Tak właśnie się uratowali.Jednak potem, choć myli się często i dokładnie, strasznie cuchnęli, a wieśniacy, mimo że zrozpaczeni, śmiali się z nich serdecznie.Syn uczonego kuzyna także zdołał ocaleć, gdyż w chwili wkroczenia do wsi wroga był wciąż nieprzytomny.Matka zatem ukryła go za kuchennym piecem, przykrywając kilkoma wiązkami opału.I żołnierze nie znaleźli chłopaka.Ich dom, jako jedyny w całej wiosce, pozostał nietknięty.Zatem żona uczonego kuzyna, osoba cnotliwa i pobożna, twierdziła, że uratowali ich bogowie.Co do młodego człowieka natomiast, to nikt nie potrafił na razie powiedzieć, czy będzie żył, czy umrze.Bo biedny chłopak nie mógł ani jeść, ani mówić, a ocknąwszy się z jednego omdlenia, popadał zaraz w następne.I na nowo krwawił, gdy tylko go poruszono, jednak wciąż czepiał się życia.Mieszkańcy wioski, jeden po drugim, odwiedzali dom jego rodziców, by go zobaczyć i udzielić rady.Każdy z nich mówił, jak by postąpił, gdyby chłopak był jego synem, a matka biedaka robiła wszystko, co jej radzili.Nie zaniedbała niczego, niczego też nie szczędziła.Istniała więc nadzieja, że życie jej syna da się uratować.Jednak wszystkie inne gospodarstwa w wiosce poważnie ucierpiały.Niektórzy wieśniacy doznali nawet większych krzywd od Ling Tana, ponieważ zabrakło im bystrości umysłu, by wyprowadzić z domu i ukryć swoje kobiety.Skutek był taki, że w wiosce liczącej niecałe sto osób życie straciło siedem młodych dziewcząt, a także cztery dojrzałe kobiety.A ile z nich zostało zhańbionych – tego nikt nie wiedział, bo żaden mężczyzna nie przyznałby, że ucierpiała w ten sposób jego córka lub żona.Wśród tych, co stracili życie, znalazł się także najstarszy w wiosce człowiek.W dniu wkroczenia wroga, po tym jak tamten żołnierz dźgnął go w plecy, położył się po prostu do łóżka.Jego rana była bardzo mała, więc w dniu tak pełnym grozy nikt nie poświęcił mu uwagi.Jednak wieczorem, gdy zainteresowano się nim wreszcie, okazało się, że nie żyje.Ling Tan, choć był tylko jego dalekim krewnym, bardzo po nim rozpaczał.Ostrze, którym go pchnięto, wniknęło głęboko, pomyślał.A stary doskonale wiedział, że skończyły się dla nas dni szczęścia i wolności, więc nie chciał już dłużej żyć.Widząc, ile do tego czasu wycierpiała wioska, Ling Tan spotkał się ze starszymi jej mieszkańcami.Wszyscy oni pragnęli bowiem zapewnić bezpieczeństwo swoim kobietom.Kiedy Ling Tan poinformował sąsiadów, gdzie umieścił córki, synową i żonę, oni postanowili zrobić to samo.Dlatego wkrótce odźwierny w domu za śluzą słyszał co jakiś czas skrobanie gałązką wierzby w bramę.Otwierał ją wtedy i wpuszczał kolejne kobiety i dziewczęta, które biała cudzoziemka przyjmowała pod swoją opiekę.W końcu w wiosce pozostali sami mężczyźni oraz lalka starowinek, a także uczony kuzyn Ling Tana wraz z żoną, która ze względu na syna nie mogła szukać schronienia w mieście.– Zawsze pozostaje zbiornik z nieczystościami – twierdziła spokojnie.– A co się zrobiło raz, można zrobić po raz drugi.Trzeba tu powiedzieć, że z historii ze zbiornikiem wynikły pewne przykre, choć nieco zabawne skutki.Bo oto uczony kuzyn Ling Tana nosił brodę.Wyhodował ją z wielkim trudem, gdyż – jak to zwykle bywa z uczonymi – nie miał bujnego zarostu.I jak każdy człowiek uczony przywiązał się do niej ogromnie.Tymczasem teraz się okazało, że choć myje ją wielokrotnie i dokładnie, nie może pozbyć się okropnego zapachu.Dlatego jego żona, która przecież przez lata tolerowała przykry oddech pochodzący z jego brzucha, zaczęła się domagać, żeby przynajmniej pozbył się brody.Ale on się uparł.Sam nie czując własnego zapachu, nie chciał tego zrobić.Spowodowało to między nimi ostrą kłótnię, a sąsiadom dało asumpt do śmiechu.Wieśniacy przyjęli rzecz z zadowoleniem, bo przecież nie mieli wielu powodów do radości.Ich samotne życie w wiosce było teraz smutne, wszyscy tęsknili za swoimi kobietami, żartowali więc z tego jedynego, który miał żonę przy sobie.– Ach, ty stary głąbie – powiadali.– Co jest więc przedmiotem twojej największej miłości? Żona czy broda?Czasami też, rankiem, ten i ów z rechotem komentował:– Stary dureń wciąż nie pozbył się brody! Nie spotkamy się z nim już więcej! A co do mnie, to wolę, żeby moja żona siedziała gdzieś za murami! Tak, wolę już to, niż gdyby miała spać w moim łóżku i odmawiać spełnienia małżeńskiego obowiązku!Mówili tak, bo żona uczonego kuzyna Ling Tana wystawiła przecież męża na wstyd i pośmiewisko.Opowiadała na lewo i prawo, że będzie odmawiała mu swoich względów, dopóki on nie pozbędzie się swojej małej bródki.Bródka ta stała się więc przedmiotem codziennych żartów.I żartowali sobie z niej teraz wszyscy – oprócz mężczyzny, który ją nosił.Ling Tan sam.nie chodził do miasta.Jednak za pośrednictwem każdego, kto prowadził do białej kobiety swoją żonę, córkę lub siostrę, przekazywał jakiś drobiazg dla Ling Sao.Czarna kura, choć panowały tak ciężkie czasy, zniosła kilka jajek.Przesłał je więc w chusteczce do nosa.Przesłał też złowioną w stawie świeżą rybę zawiniętą razem z solą w liść lotosu.Ściął dla Ling Sao dwie nieduże główki kapusty, które dało się wsunąć pod męski kaftan.Żałował też bardzo, że nie potrafi pisać, a jego żona czytać – bo w tej sytuacji jedyną rzeczą, jaką mógł zrobić, było zaufać uszom i ustom innych ludzi.– Powiedz jej, że wysprzątaliśmy dom i że, choć z trudem, dajemy sobie jakoś bez niej radę – poprosił raz jednego z mężczyzn.– Powiedz też – dodał zaraz – że pogrzebaliśmy zmarłą staruszkę i że sami zbiliśmy dla niej trumnę.I niech nie spieszy się z powrotem do domu, bo słyszeliśmy, że teraz, po zhańbieniu prawie wszystkich kobiet w mieście, żołnierze nieprzyjacielscy codziennie nachodzą jakąś wioskę.My jednak nie boimy się ich, bo wszystkie nasze kobiety uciekły.Nigdy dotąd nie przyszło mu do głowy, że mógłby tęsknić za kimś tak bardzo, jak tęsknił teraz za Ling Sao.I nie chodziło tu o to, że brak mu jej było jako kobiety.Nie.Ling Tan czuł się tak, jakby jego żona była częścią jego samego.Bez Ling Sao nie smakowało mu żadne jedzenie.I nie szła mu żadna robota.Dziwił się trochę, że nie tęskni za nią bardziej jako kobietą.Ale nie.Jego ciało było spokojne.Tak spokojne, jakby był eunuchem.Ling Tan nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak się dzieje.Bo przecież odkąd stał się dojrzałym mężczyzną, zawsze przez wszystkie te lata miał to, czego pragnął.I przyzwyczaił się do tego.Pewnego dnia, kiedy najmłodszego syna nie było w pobliżu, nakierował na ten temat rozmowę z najstarszym.Ale dyskretnie, nie mówiąc o sobie.Zadziałał bowiem wstyd istniejący między pokoleniami.– Jak ty się czujesz, mój synu – zagadnął – gdy matki twoich dzieci nie ma przy tobie tak długo? Czy jesteś nieswój?– Nie, ojcze – odrzekł młody człowiek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl