[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej miłość była wystarczająco silna, ale czy jego również? Zawsze tak myślała i nadal nie przestawała w to wierzyć.Usłyszała, jak w pokoju obok zamknęły się drzwi, a kiedy jej nie zawołał, chwyciła delikatnie klamkę i zajrzała.Siedział, trzymając się za głowę – cóż to za straszne zmartwienie na niego spadło?– Allennie!Podskoczył na dźwięk jej głosu, jak gdyby zapomniał, że tam jest, a następnie opuścił dłonie.– Allennie, co się dzieje? – zawołała, po czym prędko weszła i klękła przy nim.– Allennie, powiedz! Jak poszło?Wstydził się jej powiedzieć.Jakże mógłby jej wyjaśnić, dlaczego prawo zabrania im być razem, co – jak zresztą podejrzewał – było prawdą? Jak wyjaśnić coś niewytłumaczalnego, a mianowicie to, że wpadła w sieć zarzuconą na innych ? Jakże wyjaśnić fakt, że siatka zawieszona przeciwko osom separowała również od motyla!?– Matka nie czuje się najlepiej – rzekł z zakłopotaniem.– Ojciec mówi, że musimy poczekać, dopóki nie wydobrzeje.W każdym razie musimy znaleźć jakieś miejsce, gdzie ułożymy sobie życie.Kiedy zobaczył, że zmienia się wyraz jej twarzy, pospiesznie dodał:– Wiesz, Dzióbeczku – tak ją żartobliwie nazywał – w Ameryce nie mieszka się z rodzicami, zapewniam cię.Tutaj większość młodych ludzi nie zniosłaby tego i nie sądzę, by starsi również tego chcieli na dłuższą metę.Być może do świąt Bożego Narodzenia pojedziemy do nich, tymczasem.Wstał i włożył ręce do kieszeni, po czym zaczął chodzić po pokoju.Klęczała i patrzyła na niego.Wodziła za nim wielkimi, czarnymi pozbawionymi wyrazu oczyma, a na jej białej twarzy malował się spokój.– Nowy Jork to miejsce dla nas, wielkie miasto, gdzie żyją najrozmaitsi ludzie i to razem.Spójrz, Dzióbeczku, moje miasto rodzinne jest takie małe, każdy żyje tam od pokoleń.Jakiś tuzin rodzin, ich służba i satelity, że tak powiem.Myślę, że nigdy nie widzieli Japonki.– Ale to jestem ja.Zbyt dużo mu umknęło.Zatrzymał się przed nią i usiłował się uśmiechnąć, kiedy patrzył na jej zwróconą ku niemu twarz.– Pamiętasz, co myślał o mnie twój ojciec, prawda?!– Ale żeby w Ameryce.?– Och, tak, kochanie, w Ameryce! Zwłaszcza tutaj! Zapomniałaś? Kiedy byłaś dziewczynką, żyłaś w Los Angeles.Nie pamiętasz? – rzekł rozgoryczony.O tak, pamiętała.Pochyliła głowę i na jej długich prostych rzęsach zawisły łzy.– Myślałam, że to się zmieniło – wyszeptała.– Być może się zmienia – przyznał.– Ja jestem częścią tej zmiany i ty również.Na słowa te uniosła głowę i zlękniona spojrzała mu w oczy.– Czuję się przez to taka samotna – powiedziała cicho.– Dwie błąkające się gwiazdy – zgodził się – które usiłują stworzyć swój własny wszechświat.Dzióbeczku, to jest możliwe.Ujął jej dłonie i podniósł ją z kolan.– Pani Kennedy, proszę więcej nie klękać.I chyba już przestanę nazywać cię Dzióbeczku.To było dobre podczas podróży poślubnej.Lecz maleńka, koniec miesiąca miodowego.Czas zacząć normalne życie.Będę nazywał cię Jo Kennedy.Niezłe.Brzmi amerykańsko, nie?Odważnie się gniewał i dzielnie buntował.– Do diabła – pomyślał – z przeszłością i z tym, co stare.– Wystąpi z wojska, pojedzie do Nowego Jorku i znajdzie pracę.Będzie dobrym mężem i żywicielem rodziny.Ojcem? Wzdrygnął się na samą myśl.No cóż, jeśli tak, znajdą nierzucające się w oczy miejsce bez żadnych sąsiadów, skrawek w ulu, gdzie nikt nikogo o nic nie zapyta, małe mieszkanko.– Chodź, Jo – zawołał i mocno ją przytulił.Był to uścisk pełen gniewu, a nie namiętności.–Pozbieraj swoje rzeczy.Jedziemy na północ.Na pozór zmiany zachodziły szybko.Bez trudu udało mu się znaleźć pracę w redakcji tygodnika, kiedy okazał autentyczne świadectwo pracy z sił zbrojnych.Miał znakomite referencje, atrakcyjny wygląd i doświadczenie.Jego zarobki wystarczyły na opłacanie małego mieszkanka, które znalazł przy Riverside Drive.Josui zdążyła poznać nowych przyjaciół: Chinkę i jej męża, studenta Uniwersytetu Columbia, oraz parę Japończyków, którzy studiowali pedagogikę i psychologię dziecięcą.Również między nią a Allenem coś się zmieniło.Pomimo że każde z nich zaczęło wieść w samotności sekretne życie, uparcie trwali przy sobie w wielkiej miłości, w której raz na jakiś czas pojawiała się namiętność intensywniejsza, niż kiedykolwiek doświadczyli.Nie byli dziećmi slumsów, dla których to małe zadbane mieszkanko byłoby rajem.Nie byli nawet dziećmi bloków, wind, małych tarasików i wysokich, czarnych od sadzy dachów.Byli dziećmi przestrzeni i dostatku.Josui sprzątała maleńką kuchenkę i myślała o panoramach swojego domu w Kioto, rozsuniętych parawanach z płatów papieru i pokojach otwierających się jeden na drugi jak okiem sięgnąć.Allen zaś wieszał ubrania w szafie wnękowej o powierzchni jednego metra kwadratowego i myślał o swych pokojach w dużym podpartym filarami domu, który otrzyma kiedyś w spadku, o własności, której nikt mu nie odbierze, gdyż był jej prawowitym spadkobiercą.W tajemnicy przed sobą myśleli o ogrodach i sadzawkach, a Josui śniła nocami o szumie oddalonego o tysiące kilometrów wodospadu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl