[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widział, jak bardzo zależy jej na tym chłopaku, wyraźnie zdążyła mu już wybaczyć.Jak te bydlaki zdobywają miłość takich porządnych dziewczyn? A teraz on, Jorgis, musi ją zawiadomić, że chłopak odpłynął godzinę temu promem i nawet nie raczył obejrzeć się za siebie.Trudno będzie znaleźć odpowiednie słowa.– Shane bardzo żałuje tego, co się stało, może panu wydaje się, że jest inaczej, ale ja wiem – zaczęła.– I właściwie dużo w tym mojej winy, powiedziałam mu coś w zupełnie nieodpowiedni sposób, zamiast porządnie wytłumaczyć.– On wyjechał do Aten – powiedział prosto z mostu Jorgis.– Nie, to niemożliwe, nie wyjechałby beze mnie, tak bez słowa.Nie, nie.– Patrzyła na niego z rozpaczą w oczach.– Promem o jedenastej.– I nie zostawił mi wiadomości? Proszę pana, dokąd pojechał? Gdzie mam się z nim spotkać? Przecież nie mógł wyjechać w ten sposób.– Odezwie się do pani, kiedy już coś sobie znajdzie, na pewno tak zrobi.– Ale dokąd wyśle list?– Pewnie tutaj, na posterunek – odrzekł z wahaniem policjant.– Nie, dobrze pan wie, że to wykluczone!– No to może tam, gdzie mieszkaliście razem.– Skąd, na pewno nie zapamiętał adresu Eleni.Muszę złapać następny prom, już ja go znajdę!– Moja droga, Ateny to wielkie miasto.Proszę zostać tutaj.Ma pani tu przyjaciół, proszę zaczekać, aż nabierze pani sił.Fiona się rozpłakała.– Aleja muszę z nim być.– Dziś już żaden prom nie odchodzi z powodu pogrzebu.Proszę, bardzo proszę się uspokoić.To lepiej, że wyjechał.– Nie, nie.Dlaczego lepiej?– Bo inaczej siedziałby za kratkami.A tak przynajmniej jest wolny.– Zostawił mi jakąś wiadomość?– Wyjeżdżał w wielkim pośpiechu.– W ogóle nic?– Ale pytał o panią, zastanawiał się, gdzie pani jest.– Och, dlaczego uciekłam? Do końca życia sobie tego nie daruję! Jorgis poklepał ją niezgrabnie po plecach, Fiona jednak nie przestawała szlochać.Kątem oka zauważył Vonni, która prowadziła grupkę dzieciaków, i wpadł na pewien pomysł.– Andreas mówił, że jest pani pielęgniarką?– Byłam.Tak.– Pielęgniarką jest się raz na zawsze, więc.Czy mogłaby pani nam pomóc? Widzi pani Vonni, tam na dole? Ma zająć się dziećmi w czasie pogrzebu.Na pewno przyda jej się pomoc.– Nie wiem, czy teraz jestem w stanie komuś pomóc.– Zwykle właśnie wtedy najlepiej nam wychodzi.– Jorgis zawołał coś po grecku do Vonni, która odpowiedziała mu tak samo.Fiona siedziała ze smutną miną.– Cóż, gdybyśmy mogli tu zamieszkać, wychować tu nasze dziecko, to też nauczylibyśmy się greckiego i stalibyśmy się częścią tutejszej społeczności.Tak jak ona.– Mówiła na pół do siebie, ale Jorgis słyszał i czuł gulę w gardle.Thomas nie mógł usiedzieć na miejscu; chciał, żeby ten pogrzeb wreszcie się zaczął i jak najszybciej skończył.Nad miasteczkiem zawisła ciężka atmosfera wyczekiwania.Nie będzie spokoju, póki ofiary tragedii nie zostaną odprowadzone na cmentarz.Niechby wreszcie prasa i ekipy telewizyjne się wyniosły, wtedy życie potoczy się wreszcie swoim trybem, jak przedtem.No.niezupełnie jak przedtem.Nie dla rodziny Manosa i innych chłopaków, którzy zginęli.Część turystów zostanie pochowana tutaj, inni wrócą w trumnach do swoich krajów – Anglii i Niemiec.Ale dla wszystkich będzie lepiej, kiedy ten dzień dobiegnie końca.Obiecał Elsie, że po nią wstąpi i razem pójdą do cerkiewki.Miał nadzieję, że Niemka nie spotka tego mężczyzny, którego tak unika i chyba się obawia.Za dużo bólu widać na jej twarzy, gdy o nim mówi.Zanosi się na spory tłok, więc może ów człowiek – kimkolwiek jest – nie zauważy Elsy.– Jestem Fiona – przedstawiła się kobiecie o pomarszczonej, brązowej od słońca twarzy.– Z Dublina?– Tak, a pani? Podobno także jest pani Irlandką?– Owszem, ale z zachodu.Stare dzieje.– Co pani robi z tymi dziećmi?– Ich rodziny są teraz w domu Manosa.– Vonni mówiła po angielsku z irlandzkim akcentem, chociaż trochę tak, jakby to był dla niej drugi język.I pewnie na tym etapie tak właśnie było.– Pomyślałam, że przejdziemy się trochę za miasto i nazbieramy kwiatów, pomożesz nam?– Oczywiście, ale raczej się nie przydam.jak mam do nich mówić?– One mają się uczyć angielskiego.Powtarzaj: „very good” i „thank you”, tyle chyba zrozumieją.– Poorana zmarszczkami twarz rozjaśniła się w promiennym uśmiechu.– Jasne.– Fiona rozchmurzyła się na chwilę i wyciągnęła ręce do dwóch pięciolatków.I w długim szeregu powędrowały z dziećmi ścieżką za miasto, aby narwać kwiatów.Thomas widział idących parami duchownych – wysokich mężczyzn o siwych włosach, w długich szatach i czarnych liturgicznych nakryciach głowy.Mieli blade, uroczyste twarze i Thomas zastanawiał się, co kiedyś skłoniło młodych Greków ze słonecznej wyspy do wyboru takiej drogi życiowej.Ale przecież w równie słonecznej Kalifornii sam znał ludzi, nawet na swoim wydziale, którzy należeli do różnych zgromadzeń: młody ksiądz wykładający mistyczną poezję, kaznodzieja z kościoła metodystów, znawca literatury elżbietańskiej.Wszystkich ożywiała wiara, więc pewnie tak samo było i z tymi kapłanami cerkwi prawosławnej.Thomas uznał, że już pora iść.Zgodnie z umową wstąpił po Elsę, ale zaskoczyły go dobiegające z jej mieszkania głosy.Może jednak spotkała się z tym swoim znajomym?Uczucie rozczarowania szybko minęło, kiedy uświadomił sobie, że to niemożliwe.Przecież facet na pewno filmuje teraz pogrzeb.Zapukał do drzwi i zdziwił się, kiedy otworzył mu David.– To tylko Thomas! – krzyknął w głąb mieszkania.Nie zabrzmiało to specjalnie zachęcająco.– W końcu umówiłem się z Elsą, że pójdziemy razem – wyjaśnił Thomas z urazą w głosie.– Och, przepraszam, sam nie wiem, co się dziś ze mną dzieje.Co słowo to gafa! Wiesz, myśmy po prostu myśleli.obawialiśmy się.Elsa wyszła do nich z pokoju, ubrana już na pogrzeb w kremową lnianą sukienkę i granatowy żakiet.Thomas miał w kieszeni krawat, na wypadek, gdyby okazało się, że wypada go włożyć.No i rzeczywiście: bez tego się nie obejdzie.– Słuchaj, poprosiłam Davida, żeby otworzył, bo już wpadam w paranoję.Wciąż się boję, że Dieter mnie namierzy, wybacz mi!– Co tu jest do wybaczania? – Thomas zawiązał sobie krawat przed lusterkiem w holu.– Też powinienem wrócić do siebie po krawat – zreflektował się David.– Nie musisz, wyglądasz bardzo porządnie – uspokoił go Thomas.Wyszli razem i ruszyli za tłumem w stronę cerkiewki.Ludzie stali po obu stronach ulicy aż do samego portu, niemal w całkowitej ciszy, z pochylonymi głowami.– Ciekawe, gdzie jest Fiona? – szepnął David.– Pewnie wciąż na komendzie.Karmi swojego kochasia ciasteczkami przez kratki – pokpiwał Thomas [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl