[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Położyła swoją dłoń na jego dłoni.— Od początku byłam zdania — powiedziała — że trzeba ściślej trzymać się prawdy.Paweł ma rację.Nie będziemy go ośmieszać ani kompromitować.Ale musimy pokazać ludziom, że nawet w trakcie jednego przejścia niepewny siebie i całkiem niedoświadczony turysta może zmienić skórę, poczuć się pewnej i przeżyć satysfakcję z pokonania własnych strachów i niezdarności.Czy tak, Pawle? O to ci chodzi?— Właśnie tak! — krzyknąłem.— Bardzo dobrze, Pawełku — rzekł Profesor, nagle roześmiał się bardzo wesoło.— Przewidując coś podobnego… to znaczy: przewidując podobne lanie, jakie tu dostałem… jestem gotów już w tej chwili przedstawić inną redakcję filmu, która, jak sądzę, zaspokoi żale szanownego młodzieńca nazwiskiem Paweł Kostal oraz pretensje mojego szefa, który… oby był nim zawsze.— A kiedy wasz ślub? — spytał z wielką niby powagą Profesor.To małe pytanko podziałało na tamtych dwoje jak niewidzialna i niesłyszalna, ale za to mocna eksplozja ładunku wybuchowego.Zofija zbladła, Eryk poczerwieniał.Profesor uśmiechnął się, ja też.Mijały sekundy milczenia — a obaj bardzo dobrze wiedzieliśmy, jak ważne są te sekundy dla tamtych dwojga.Pierwsza odezwała się Zofija:— Nie myśleliśmy jeszcze o tym… to znaczy…— Nie myśleliście czy nie mówiliście? — przerwał Profesor.— Nie mówiliśmy — odpowiedziała już z większą pewnością siebie.— Ale ja myślałam… i sądzę…— Zofija! — krzyknął Eryk.— Więc kiedy? — prowadził dalej swoje śledztwo Profesor.— Za rok? Za miesiąc?Eryk podszedł do Zofii, objął ją za ramiona.— Za tydzień! — powiedział jasnym głosem.— Będziecie naszymi świadkami? — spytała nas Zofija z niewiarygodnie pięknym uśmiechem.— Ja tego żądam — stwierdził z powagą Profesor.— Ja też! — krzyknąłem.— Hip, hop, hurra! Ja też!Zofija musnęła wargami policzek Eryka, odsunęła się lekko od niego i znowu mieliśmy przed sobą rzeczową i spokojną kierowniczkę Działu Tras Trudnych.— Czy chcecie obejrzeć drugą redakcję filmu? — spytała głosem tak opanowanym, jakby scena, która rozegrała się przed chwilą (a przecież było to jedno z najważniejszych wydarzeń jej życia) w ogóle się nie odbyła.— Kopia jest prawie gotowa do wyświetlania — dodał z równym spokojem Eryk.Spojrzeliśmy po sobie z Profesorem.Widziałem najwyraźniej, że podobnie jak ja nie ma najmniejszej ochoty na ponowny przegląd filmu.Bardzo chciałem powiedzieć „nie” — ale przecież to ja przyszedłem tu z pretensjami i żądaniami zmian.Po prostu nie miałem moralnego prawa odmawiać.Nie była to tylko moja sprawa.Westchnąłem cicho.— Bardzo proszę — powiedziałem.— Bardzo proszą… o ile nie macie nic przeciw temu.Zofija wprowadziła nas do sąsiedniej niewielkiej salki, w której przyćmiono już światła i rozświetlono ścienny ekran.— Za pół minuty projekcja — odezwał się z ekranu głos Eryka.Zofija siadła między nami.Spojrzała wpierw na Profesora, potem na mnie.— Czy… — spytała cichym głosem — czy dobrze zrobiliśmy?— Tak — powiedziałem.— I koniec dyskusji — zamknął sprawę Profesor.Zaśmiała się prześlicznym swoim głosem, a zaraz potem znów ujrzeliśmy siebie na ekranie i usłyszałem głos Profesora: „Nareszcie ktoś z charakterem”.Niewiele jest tu do opowiadania.Po prostu tym razem było tak, jak było.I jeśli poprzednia redakcja filmu przedstawiała coś w rodzaju bohaterskich przygód dwóch niezwykle dzielnych turystów, to tym razem wszystko działo się w stylu bardzo sympatycznej komedii.Ja przewaliłem się przez łeb, Profesor gderał, potem było lepiej, potem znowu gorzej — zaczęliśmy się śmiać przy scenie nad pierwszą przepaścią, przy drugiej zamilkliśmy z napięcia.Potem znalazł się bardzo komiczny epizod na ścianie, kiedy to zawisłem na linie, a Profesor (zbliżenie) nie omieszkał ponarzekać na swój nieszczęsny los.Zaraz zaś potem okazało się, że zaczynam wspinać się lepiej od niego.No i tak było aż do końca.Chwilami robiło mi się trochę głupio.Ale Eryk ani razu nie przekroczył tej granicy, poza którą człowiek przestaje być śmieszny, a staje się nieszczęsnym ogłupiałym błaznem.Przy tym wszystkim było wyraźnie widać, że Profesor zna trasę wspaniale i przechodzi ją jakby spacerkiem, okazując trochę zabawną skłonność do złości i gderania, ja zaś, choć początkowo zagubiony i niezdarny, z minuty na minutę zyskuję sprawność, orientację i choć do końca gram rolę raczej komiczną, to jednak ani przez chwilę nie wygląda to kompromitujące tylko naprawdę całkiem sympatycznie.Film kończył się, gdy do salki wszedł Eryk.— W porządku? — spytał.Daję słowa honoru, że moja odpowiedź była stuprocentowo szczera [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl