[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy możesz poczęstować mnie papierosem?Howarda ściskało w gardle, ruchy miał niepewne.Zapalniczka drżała mu w rękach.Zadawanie pytań, do których popychały go nerwy, zagrażało zdemaskowaniem.Ze zgrozą przyglądał się welonowi dymu unoszącemu się nad oświetloną lampionem twarzą Gillian.- A jak rozgrywa?- Ach, proponuje wysoką stawkę.- Spojrzała na niego z tępym wyrazem twarzy.- Jak sam cholernie dobrze wiesz, nie ma w tym na ogół żadnej prowokacji.- Była tylko lekko wstawiona, ale nie mogła tego ukryć.-”Płatki róż na wietrze czerwieńsze niż krew.” - zanuciła, półdeklamując z uśmiechem.- Czy pamiętasz ten refren? Pamiętasz Miradouro?- Oczywiście.- Przed oczyma miał Macerdę wycie rającego ręce w toalecie męskiej, gdzie czekał na niego.- Jakie informacje chce przekazać?- Kogo to obchodzi?- Mnie - wygadał się.- Mnie.to interesuje.- O tej porze?.- Zawsze.- A więc zwariowałeś.- Spojrzała na niego z mieszaniną agresji i kokieterii.- Howard, na litość boską.- Przykro mi - powiedział, już kontrolując swoje słowa.Zaczął gorączkowo rozmyślać.Musi to z niej wydusić.Garner spadł na drugi plan.Okazało się nagle, że klęska czai się z zupełnie innej strony i w każdej chwili może się na niego zwalić.Tonem, który miał ją przekonać, że w gruncie rzeczy to nią jest zainteresowany, spytał:- Jeszcze tylko jedno.Szalenie jestem ciekaw, jak on to rozgrywa?- Najpierw zapłać, potem się dowiesz - nie ma nic za nic.- Geoffrey zapewne nie przystał na to.- Nie przy mnie odbywał się targ.Howard zapłacił rachunek i skierowali się do wyjścia.Gillian trochę się chwiała.Gdy mijali salę restauracyjną, ujęła go pod ramię i czule się przytuliła.W taksówce dość szybko się zorientowała.- To nie jest droga do mojego hotelu.Nie odpowiedział.W głowie wirowały mu myśli, ale zdawał sobie sprawę, że jej ręka błądzi po jego ciele.Wrócił pamięcią do kontaktów z Macerdą.Należało bardziej go się obawiać, nie poprzestawać na podejrzeniach i pogardzie.Od samego początku było oczywiste, że Macerda wyjdzie któregoś dnia z nory, by zaproponować handel tym, co posiada.Jakiej ceny żądał? I za co? Za co, dokładnie, żądał zapłaty?Gdy dojechali do Tottenham Court Road, objął Gillian.W Camden Town pocałował ją.Ona wie, pomyślał, może nie wszystko, ale zapewne wystarczająco dużo.Jego przyszłość wisiała na włosku.Człowiek, któremu kiedyś przyprawiał rogi, miał szansę zemścić się.Jeszcze tysiąc lub dwa escudo i dowie się wszystkiego.Nadzieja w tym, że Shelley był zawsze bardzo ostrożny i skąpy, nie należał do rzutkich kupców.Od jak dawna Macerda był z nim w kontakcie? Powiedziała, że od dwóch dni? Czyż nie?.Howard nie odważył się ponownie o to spytać, a przynajmniej jeszcze nie teraz.Gdy taksówka podjeżdżała na wzgórze, zmierzch ustąpił ciemności nocy.Zapłacił kierowcy nie podjeżdżając do bloku i poprowadził Gillian skrótem przez trawnik, czujnie wystrzegając się, by nie zobaczyła ich June.W hallu nie było nikogo, ale gdy otworzyła się winda, wyszedł z niej samotny, nieznany mu mężczyzna.- Które piętro? - spytała Gillian.- Lubię naciskać guziki.- Trzecie.Wpuścił ją do mieszkania i zapalił światła.Stał oparty o ścianę, gdy ona głośno chwaliła go za gustowność urządzenia saloniku.- Śliczny, Howard.Bajeczny.Kto wybrał to wszystko?.No dobrze, wycofuję się, nie będę pytała.- Wybrałem sam - odparł i usłyszał swój śmiech.- Nie wierzysz mi? Czego się napijesz?- Nie sądzę, bym powinna jeszcze pić.- W porządku.A zatem gin.Gin z tonikiem.Przyniósł z kuchni lód, a ona nie odstępowała go na krok.Czuł, że rośnie w nim niepokój, jakby płynął pod prąd wartkiej rzeki.Gillian podeszła do niego i przechylając szklankę z ginem wspięła się na palcach i musnęła wargami brzeżki jego ust.- Pamiętasz? - oczy jej błyszczały.- Udowodnij, że pamiętasz.Stało się, jak chciała, ale tuląc ją do siebie miał pod zamkniętymi powiekami obraz Macerdy.Odsunęła się z ociąganiem i odstawiła szklankę z ginem.- Masz tutaj za dużo drzwi - stwierdziła i zachichotała.Z posępną miną zaprowadził Gillian do sypialni, z wprawą rozpiął suwak sukni i powalił ją na łóżko gniotąc małe usta swoimi wargami.Chciał wyrwać z niej informacje i wiedział, że musi za to zapłacić.- Howard.Piersi miała obwisłe.Szybko ściągnął ubranie, a ona chłonęła go oczyma, błędnie rozumiejąc ten pośpiech.Łóżko się zatrzęsło pod ich ciężarem.Wiła się w jego ramionach, jęczała.- Howard.Ile to czasu upłynęło, Howard?Ciągle nie mogąc otrząsnąć się z rozpaczy wyciągnął dłoń, by zgasić światło.Upłynęło parę godzin, odkąd wspomniała Macerdę, a panika go nie opuszczała.Ciężki oddech Gillian przebijał ciemności.Zrobił, czego od niego oczekiwała, ale zdawało mu się, że zdarzyło się to komuś innemu, nawet gdy usłyszał jej okrzyk ekstazy.Potem, gdy wyczerpani siedzieli z dala od siebie, z papierosami rozżarzającymi się i gasnącymi w ciemności, zaczął się zastanawiać, jak wydobyć z niej to, czego potrzebował.Był delikatny jak kasiarz, pamiętając o jej przewrażliwieniu i nie chcąc wzbudzić podejrzeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl