[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jako pierw-szej, uda³o siê to Angie.- Obudzi³am ciê - poinformowa³a Rrrnlfa.- Musia-³am uk³uæ ciê szpilk¹ w palec.Czy bardzo bola³o?- Nie bardzo - odpar³ olbrzym, masuj¹c palec.- Tyl-ko trochê.Wyprostowa³ siê i popatrzy³ na zebranych z góry.- Dlaczego to zrobi³aœ? - zapyta³.- Bo jesteœ nam potrzebny.Jim, ty mu powiedz.- Poczekaj - odezwa³ siê Carolinus.- Ju¿ ja siê tymzajmê.Rrrnlfie, masz zanieœæ Sir Johna Chandosa domiejsca, gdzie zbiera siê armia.Nikt nie ma prawa zrobiæmu krzywdy, szczególnie wê¿e morskie.- Ha! Jeœli bêdê go niós³, nic mu nie zrobi¹.Alechwileczkê, ma³y Magu.Nie mogê siê st¹d nigdzie ruszyæ.Przybêdzie tu Essessili i muszê na niego czekaæ.- To w tej chwili nie jest najwa¿niejsze.Musisz zabraæSir Johna - nie ustêpowa³ starzec.- Jeœli Essessili zjawisiê podczas twojej nieobecnoœci, dopilnujemy, ¿eby pozosta³,a¿ wrócisz.Nie s¹dzê, aby ta misja zajê³a ci wiêcej ni¿ dzieñ.- Zapewne nie - przyzna³ Diabe³ Morski.- Przykromi jednak, ma³y Magu, ale nie mogê wam pomóc.Niemam zamiaru utraciæ mo¿liwoœci odzyskania mojej uko-chanej Damy tylko dlatego, ¿e chcecie, ¿ebym zaniós³gdzieœ kogoœ akurat wtedy, kiedy zjawi¹ siê tu te glisty.- Rrrnlfie! - przemówi³ Carolinus i choæ nie urós³ anio centymetr, jego g³os zabrzmia³ potê¿niej ni¿ g³os olb-rzyma.- Nie proszê ciê, ale rozkazujê, powo³uj¹c siê naswoj¹ rangê maga: zanieœ Sir Johna do dowódców armii!- Ju¿ powiedzia³em, ¿e nie.Rrrnlf nagle zamilk³ i znikn¹³.Wszyscy wpatrywali siêw miejsce, gdzie sta³ jeszcze przed chwil¹.- Gdzie on jest? - zdziwi³ siê Brian, rozgl¹daj¹c siêwokó³.- Nigdzie go nie widzê.- Nie ruszaj siê! - warkn¹³ starzec.- Niech nikt niewa¿y siê ruszyæ.To rzek³szy, wskaza³ na ziemiê u swoich stóp.Wszyscy spojrzeli w tê stronê, w³¹cznie z Brianem, który,aby to zrobiæ, omal nie skrêci³ sobie karku, bowiemdos³ownie zastosowa³ siê do poprzedniego polecenia Maga.Carolinus wskazywa³ du¿ego, czarnego chrz¹szcza.¯uksta³ na tylnych nogach, œrodkowe zwiesza³y mu siê bez-w³adnie, a przednie, szeroko roz³o¿one, trzyma³ uniesionew górê.- Nie ¿yczê sobie takiego tonu, mój panie! - powie-dzia³ Mag do chrz¹szcza.-Wiêcej kultury! Jesteœ ¿uczkiemi zostaniesz nim, jeœli nie przywrócê ci zwyk³ej postaci.S³yszysz mnie? Odpowiadaj!Zapad³a chwila ciszy.- Nie, nie bêdê mia³ dla ciebie litoœci! Pozostaniesztym, czym jesteœ, dopóki nie zgodzisz siê zanieœæ Sir Johnagdzie trzeba!Rrrnlf stan¹³ przed nimi ponownie na ca³¹ wysokoœæswoich dziewiêciu metrów i potulnie spojrza³ w dó³ naCarolinusa.- Ma³y Magu! - rzek³ z ¿alem w g³osie.- Przez ciebienie odzyskam mojej Damy.Czujê, ¿e tak bêdzie.- Nonsens! - zaprotestowa³ starzec.- Dajê ci s³owo,s³owo Maga, ¿e dostaniesz swoj¹ Damê z powrotem, gdytylko zjawi siê tu ten Essessili.A teraz zdecydujmy, w jakisposób odbêdzie siê ta wyprawa.Po krótkich naradach i dziêki pomys³owoœci Jima, przypomocy cieœli i kowala, zbudowali konstrukcjê, któr¹ uda³osiê solidnie przytwierdziæ do prawego barku olbrzyma,a do niej z kolei zamocowaæ siod³o Sir Johna.Sir Johnwraz z Brianem uda³ siê do zamku przywdziaæ zbrojê.Diabe³ Morski le¿a³ cierpliwie na ziemi podczas przy-miarek i mocowania konstrukcji.Gdy praca ta zosta³azakoñczona, przeskoczy³ mur i po³o¿y³ siê poza fos¹.Po chwili pojawi³ siê gotowy do drogi Chandos, po¿egna³siê ze zgromadzonymi i wyszed³ przez otwart¹ bramê pozamury.Zbli¿y³ siê do Rrrnlfa i wspi¹³ na siod³o, staraj¹c siêzachowaæ spokój, jakby dosiada³ w³asnego rumaka.Olb-rzym podniós³ siê ostro¿nie i ruszy³ na pó³nocny wschód,szybko znikaj¹c za drzewami.- No có¿, panie - odezwa³ siê Brian.- Proponujêwydaæ rozkaz, by zamkniêto bramê, podniesiono mostzwodzony i opuszczono kratê.Wtedy bêdziemy moglispokojnie przejœæ do Wielkiej Sieni, gdzie nad kubkiemwina przedyskutujemy, jak broniæ siê, kiedy dotr¹ tu wê¿e.- Jeœli pozwolisz, panie - rzek³ Dafydd - pozostanêna murach i bêdê wypatrywa³ jakiegoœ zab³¹kanego wê¿a.Pragnê bowiem wypróbowaæ pewien rodzaj strza³ i ustaliæ,które czêœci cia³a tych stworów s¹ najbardziej czu³e natrafienia.Na pewno oczy, ale podejrzewam, ¿e strza³awbita g³êboko w gard³o te¿ zrobi swoje, a mo¿e znajdê coœjeszcze.- Dobrze - powiedzia³ Smoczy Rycerz.- Brianie,obawiam siê, ¿e wraz z Carolinusem bêdziecie skazani naw³asne towarzystwo.Muszê bowiem udaæ siê z powrotemdo izby, zostawiæ tam swoje ubranie i przemieniæ siêw smoka.Wystartujê z dachu wie¿y i polecê na wschódoraz po³udnie, ¿eby przyjrzeæ siê wê¿om, o których wspo-mnia³ Secoh.Mo¿e polecisz ze mn¹? - zaproponowa³smokowi.- Och, tak! - ucieszy³ siê ten.- Z przyjemnoœci¹,panie.- Jeœli zaœ chodzi o pozosta³e smoki - rzek³ Jim,zwracaj¹c siê w ich stronê - bez w¹tpienia pragnieciezanieœæ do swoich towarzyszy informacje o podjêtych tuustaleniach.- Tak, to prawda - przyzna³ Egnoth.- I to najszyb-ciej, jak siê tylko da.Jim popatrzy³ na pozosta³e.- Mo¿e któreœ z was ma do mnie jakieœ pytanie lubchce tu jeszcze pozostaæ? - zapyta³.Wszystkie smoki zgodnie pokrêci³y ³bami.Stoj¹cy wokó³ludzie ze zdziwieniem obserwowali, jak rozpostar³y potê¿neskrzyd³a i kilkoma ich machniêciami wzbi³y siê w powietrze,odlatuj¹c w ró¿nych kierunkach.Smoczy Rycerz zabra³ worek z klejnotami i pod¹¿y³ zaBrianem do Wielkiej Sieni, a nastêpnie, ju¿ samotnie, uda³siê do izby, ¿eby przygotowaæ siê do rekonesansu nadwybrze¿em, gdzie zapewne wci¹¿ jeszcze przebywa³y wê¿emorskie.Rozdzia³ 34Jim móg³ bezpiecznie obserwowaæ wê¿e ze znaczniemniejszej wysokoœci ni¿ siê spodziewa³.Secoh mia³ racjê - pe³zaj¹ce stwory nie spogl¹da³yw górê.Widocznie uniesienie g³owy na szyi nieco tylkocieñszej od reszty cia³a nie by³o ³atwe i wymaga³o prze-krêcenia siê na bok.Na wszelki wypadek trzymali siê jednak pu³apu ponadtrzystu metrów, wiêc nawet gdyby zostali dostrze¿eni z tejodleg³oœci, nie da³oby siê ustaliæ z ca³¹ pewnoœci¹ czy tosmoki, czy tylko du¿e ptaki.Dziêki temu Smoczy Rycerz móg³ obj¹æ wzrokiemznaczny obszar.Nie by³o w¹tpliwoœci, ¿e wê¿e dokona³y inwazji i corazto nowe ich zastêpy wychodzi³y na brzeg.£¹cznie tworzy³yfront szeroki na jakieœ siedem kilometrów, którego czo³owdar³o siê ju¿ w g³¹b l¹du prawie na kilometr.Zauwa¿y³, ¿e z daleka omijaj¹ wszystkie strumienie.W miejscu tym grunt by³ kamienisty i doœæ stromo wznosi³siê od strony morza.Stromizna nie by³a jednak tak du¿a,by wê¿e mia³y problemy ze wspinaczk¹.Z powietrza ich zielone cia³a wygl¹da³y na ma³e i nie-groŸne.Trudno by³o wyobraziæ sobie, ¿e ich d³ugoœæ od ³bado koñca ogona przewy¿sza³a wzrost Rrrnlfa.Nie by³yoczywiœcie tak potê¿nej budowy jak Diabe³ Morski i niemia³y zapewne jego si³y.Jednak cz³owiek w ¿aden sposóbnie zdo³a³by zatrzymaæ tych machin bojowych, zbudowa-nych z cia³a i koœci.liniowi a¿ zrobi³o siê s³abo na myœl o konsekwencjachwys³ania Chandosa z wiadomoœci¹, by armia odciê³a imdrogê odwrotu do morza.Jak ludzie mogliby stan¹æ dowalki z tak potê¿nymi i groŸnymi istotami?Sun¹ce obok siebie wê¿e przypomnia³y Smoczemu Ryce-rzowi plagê zielonych liszek, które kiedyœ zaatakowa³ydrzewa rosn¹ce na terenie Riveroak College, kiedy wrazz Angie pracowali tam w dwudziestowiecznym œwiecie.G¹sienic tych by³a niezliczona iloœæ, tak samo jak obecniewê¿y morskich.Pierwsze wra¿enie, ¿e poruszaj¹ siê w tak nie zor-ganizowany sposób jak liszki, okaza³o siê jednak mylne.Kiedy przyjrza³ siê im uwa¿niej, dostrzeg³, ¿e tworz¹ zwarteszyki.Mo¿na by³o to okreœliæ batalionami, poniewa¿ z góryoddzia³ mia³ postaæ prostok¹ta utworzonego z oko³o tysi¹capiêciuset wê¿y, poruszaj¹cych siê w jednym rytmie.Gdy tylko na brzegu zebra³a siê odpowiednia liczbamorskich potworów, oddzia³ rusza³ w kierunku zamkuMalencontri
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Jerzy.Brzezinski. .Metodologia.Badań.Psychologicznych.(2004).(PWN)
- Broszkiewicz Jerzy Moj ksiezycowy pech
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow 03 Bialy Smok
- Clive Cussler Smok
- psychologia emocji
- Robert Ludlum Klatwa Prometeusza
- Card Orson Scott Szkatulka
- Clark, Mary Higgins Denn niemand hoert dein Rufen i
- Clark, Mary Higgins Wenn die Nacht beginnt
- Terry Pratchett Wyprawa Czarownic (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.htw.pl