[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tablicê wyciêto na kszta³t wskazuj¹cego palca.- W dodatku to ca³kiem przyzwoita droga - papla³a niania.K³Ã³tnia uspokoi³a siê trochê, po prostu dlatego ¿e obie zaanga­¿owane stronynie rozmawia³y ze sob¹.Nie zwyczajnie powstrzymy­wa³y siê od komunikacjig³osowej - to tylko brak mowy.Zjawisko przekracza³o ten opis i siêga³o nadrug¹ stronê, ku straszliwym, gniewnym s³owom: Nierozmawianie Ze Sob¹.- ¯Ã³³ta ceg³a - mówi³a niania.- Czy kto kiedy s³ysza³, ¿eby bu­dowaæ drogê z¿Ã³³tej ceg³y?Magrat i babcia Weatherwax sta³y odwrócone plecami do sie­bie, ze skrzy¿owanymina piersiach rêkami.- Okolica weselej od tego wygl¹da - uzna³a niania.- To pew­nie dlatego.Na horyzoncie Genoa iskrzy³a siê wœród zieleni.Przed nimi droga opada³a wdolinê usian¹ ma³ymi wioskami.Rzeka wi³a siê, zd¹¿aj¹c w stronê miasta.Wiatr szarpa³ spódnice niani.- Nie polecimy przy takiej wichurze - powiedzia³a, wci¹¿ po kobiecemu usi³uj¹csamodzielnie podtrzymywaæ rozmowê trzech osób.- No to musimy iœæ pieszo, co? -uzna³a, po czym doda³a, po­niewa¿ iskierka z³oœliwoœci tli siê nawet w duszachtak niewinnych jak niani Ogg: - Ze œpiewem na ustach.Co wy na to?- Z pewnoœci¹ nie do mnie nale¿y krytykowanie tego, co inni postanowi¹ robiæ -rzek³a babcia.- To nie moja sprawa.Ale przy­puszczam, ¿e niektórzy, zw³aszczatacy, co maj¹ ró¿d¿ki i wielkie pla­ny, pewnie chcieliby wyraziæ opiniê.- Ha! - powiedzia³a Magrat.Ruszy³y ceglan¹ drog¹ w kierunku dalekiego miasta.Sz³y gê­siego, z niani¹ Ogg- niczym ruchomym pañstwem buforowym - poœrodku.- Niektórym - odezwa³a siê Magrat do œwiata jako takiego - przyda³oby siêtrochê serca.- Niektórym - oznajmi³a babcia Weatherwax, zwracaj¹c siê do zachmurzonego nieba- przyda³oby siê o wiele wiêcej rozumu.Po czym przytrzyma³a kapelusz, ¿eby wiatr go nie zdmuchn¹³.A mnie, pomyœla³a niania Ogg z przekonaniem, przyda³by siê solidny drink.Trzy minuty póŸniej spad³a jej na g³owê wiejska chata.***Przez ten czas czarownice zwiêkszy³y odstêpy miêdzy sob¹.Babcia Weatherwaxkroczy³a gniewnie na czele, a Magrat wlok³a siê nad¹sana z ty³u.Niania sz³apoœrodku.Jak póŸniej opowiada³a, nawet nie próbowa³a œpiewaæ.W jed­nej chwilidrog¹ sz³a niska, pulchna czarownica, a w nastêpnej sta³ tam rozsypuj¹cy siêdrewniany domek.Babcia Weatherwax odwróci³a siê i odkry³a, ¿e stoi przed krzy­wymi,niemalowanymi drzwiami frontowymi.Magrat niemal wpad³a na drzwi kuchenne ztego samego szarego, wyblak³ego drewna.Panowa³a cisza, zak³Ã³cana tylko trzeszczeniem osiadaj¹cych belek.- Gytho! - zawo³a³a babcia.- Nianiu! - krzyknê³a Magrat.Obie otworzy³y drzwi.Domek by³ zbudowany wed³ug prostego planu, z dwoma po­kojami na parterzeprzedzielonymi korytarzem biegn¹cym od fron­tu na ty³y.Poœrodku korytarza, wotoczeniu po³amanych, przeora­nych przez termity desek pod³ogi, pod wbitym a¿po brodê szpiczastym kapeluszem tkwi³a niania Ogg.Nigdzie nie by³o ani œla­duGreeba.- Co siê sta³o? - powtarza³a.- Co siê sta³o?- Domek spad³ ci na g³owê - poinformowa³a Magrat.- Aha.Jeden z tych.- stwierdzi³a niezbyt sensownie niania.Babcia chwyci³aj¹ za ramiona.- Gytho? Ile widzisz palców? - spyta³a niespokojnie.- Jakich palców? Jest ca³kiem ciemno.Magrat i babcia z³apa³y rondo kapeluszaniani i czêœciowo zdjê­³y, a czêœciowy odkrêci³y go z jej g³owy.Zamruga³a.- To wiklinowe wzmocnienia - stwierdzi³a, chwiej¹c siê lek­ko, kiedy szpiczastykapelusz, niczym powstaj¹ca z martwych para­solka, z trzaskiem powróci³ dozwyk³ego kszta³tu.- Kapelusz z wikli­nowym wzmocnieniem wytrzymuje uderzeniem³ota.To dziêki tym wspornikom.Rozk³adaj¹ si³ê.Muszê napisaæ do panaVernissage.Magrat ze zdziwieniem rozgl¹da³a siê dooko³a.- Ten domek po prostu spad³ z nieba! - powiedzia³a.- Pewnie gdzieœ by³o jakieœ solidne tornado albo co - mówi³a niania.- Porwa³ogo, rozumiesz, a kiedy wiatr zel¿a³, dom spad³.Przy ostrych wiatrach zdarzaj¹siê dziwne rzeczy.Pamiêtasz ten hu­ragan w zesz³ym roku? Jedna moja kwokacztery razy znosi³a to sa­mo jajko.- Ona majaczy - wystraszy³a siê Magrat.- Nie, wcale nie.Zawsze tak mówiê.Babcia Weatherwax zajrza³a do pokoju.- Pewnie nie znajdzie siê tu nic do jedzenia i picia - mruknê³a.- Mog³abym siê chyba zmusiæ do prze³kniêcia odrobiny bran­dy - zapewni³a szybkoniania.Magrat zajrza³a na schody.- Hej! - zawo³a³a zduszonym g³osem kogoœ, kto chce byæ us³y­szany, niedemonstruj¹c przy tym z³ych manier i nie podnosz¹c g³o­su.- Jest tam kto?Niania zajrza³a pod schody.Greebo by³ skulon¹ kulk¹ sierœci w samym k¹cie.Wyci¹gnê³a go za skórê na grzbiecie i poklepa³a nie­pewnie.Mimokapeluszniczego arcydzie³a pana Vernissage, mimo spróchnia³ej pod³ogi, nawetmimo legendarnych twardych czaszek Oggów czul¹ lekkie oszo³omienie, a tak¿eprzyp³yw pewnej nostalgii.W rodzinnych stronach nikogo nie wal¹ domami pog³owie.- Wiesz, Greebo - powiedzia³a.- Chyba nie jesteœmy w Lancre.- Znalaz³am d¿em! - zawo³a³a babcia Weatherwax z kuchni.Niewiele trzeba by³o,¿eby poprawiæ humor niani Ogg.- Œwietnie! - krzyknê³a w odpowiedzi.- Przyda siê do chleba krasnoludów.Wróci³a Magrat.- Nie jestem pewna, czy powinnyœmy wyjadaæ cudze zapasy - oœwiadczy³a.-Przecie¿ ten dom musi do kogoœ nale¿eæ.- Och.Czy¿by ktoœ coœ mówi³, Gytho? - spyta³a dumnie bab­cia Weatherwax.Niania przewróci³a oczami.- Chcia³am tylko zauwa¿yæ, nianiu - wyjaœni³a Magrat - ¿e to nie naszaw³asnoœæ.- Mówi, ¿e to nie nasze, Esme - przekaza³a niania.- Przeka¿ wszystkim zainteresowanym, Gytho, ¿e to tak jak ³a­dunek uratowany zwraku - powiedzia³a babcia.- Mówi, ¿e kto znalaz³, ten ma - powtórzy³a niania.Coœ poruszy³o siê za oknem.Magrat wyjrza³a przez brudn¹ szybê.- Zabawne.Ca³a grupa krasnoludów tañczy dooko³a domku.Babcia zesztywnia³a.- Czy one.To znaczy, zapytaj j¹, Gytho, czy œpiewaj¹.- Œpiewaj¹, Magrat?- Coœ s³yszê.Brzmi jak „ding-dong, ding-dong”.- Tak, to piosenka krasnoludów - stwierdzi³a niania.- Tylko oni potrafi¹ przezca³y dzieñ ci¹gn¹æ jedno hej-ho.- Wydaj¹ siê bardzo zadowolone - doda³a Magrat ze zdziwie­niem.- Bo to pewnie by³ ich domek i ciesz¹ siê, ¿e go znalaz³y.Ktoœ zastuka³ dokuchennych drzwi.Magrat otworzy³a.Kilku jaskrawo ubranych i wyraŸniezak³opotanych krasnoludów odst¹pi­³o czym prêdzej i przyjrza³o siê jejczujnie.- Tego.- odezwa³ siê jeden z nich, najwyraŸniej przywódca.- Czy staraczarownica nie ¿yje?- Która stara czarownica? - upewni³a siê Magrat.Przez chwilê krasnoludwpatrywa³ siê w ni¹ z szeroko otwarty­mi ustami [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl