[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– To właśnie stanowi sedno sprawy – odparł Ben.Sięgnął pod tunikę i wyciągnął medalion z wyrytym wizerunkiem Paladyna wyjeżdżającego konno ze Sterling Silver o wschodzie słońca.– Medalion królów Landover przekazany mi, gdy zostałem ściągnięty z mojego świata.Nadaje mi prawo do panowania, daje mi władzę nad Paladynem i robi coś jeszcze.Pozwala mi przechodzić przez czarodziejskie mgły.Zapanowała przedłużająca się cisza.– Zatem sądzisz.– zaczął Strabo i przerwał.– Jest szansa, że moc magiczna talizmanu nie została wywabiona w ten sam sposób, jak wasza, że nasze więzienie jest zaprojektowane, aby uczynić bezużyteczną magię żywych istot, a nie magię rzeczy nieożywionych.– Ben przerwał.– Poza Landover medalion nie udziela mocy do sprawowania władzy i nie pozwala przywoływać Paladyna.Pozwala jednak przechodzić przez czarodziejskie mgły.Być może będzie mógł tego dokonać i tutaj.Zachował swoje więzi ze zbroją Paladyna, mimo że zbroja pojawia się w postaci Haze.Gristlisy rozpoznały go i tym samym ochronił nas przed nimi.Może będzie również mógł nas uwolnić.– Jeśli rzeczywiście jesteśmy uwięzieni w jakiejś części mgieł – zauważył surowo Strabo.– Oczywiście – zgodził się Ben.– Dajesz nam bardzo niewielką nadzieję – powiedział po zastanowieniu tamten.– Ale jedyną, jaką mamy.Strabo pokiwał głową.Jego brzydka twarz była prawie pogodna.– Jedyną.Wtedy Nocny Cień wysunęła się do przodu z chmurą gniewu na twarzy i zatrzymała się tuż przed Benem.– Czy to się naprawdę może powieść? – zażądała odpowiedzi niebezpiecznie cichym głosem.Ich spojrzenia spotkały się.– Myślę, że tak.Będziemy musieli zabrać medalion w mgły i go sprawdzić.Jeśli uczyni to, co powinien, wyłonimy się z mgieł w miejscu, w którym do nich weszliśmy.– Powrócimy do własnych kształtów? – Jej oczy rozbłysły.– Nie wiem, ale myślę, że powinniśmy, skoro będziemy już poza więzieniem i zasięgiem jego mgieł.Skinęła głową.Jej twarz zrobiła się biała jak marmur, a oczy prawie czerwone.Odbijała się w nich taka wściekłość, że aż przebiegł go dreszcz.– Oby tak było, królu-marionetko – powiedziała miękko.– Bo jeśli nie wydostaniemy się z tego szaleństwa, a ja znowu nie stanę się tym, kim byłam, to każda moja część, każdy kawałek tego, kim jestem, spędzi resztę swego życia, czekając na okazję, aby cię zniszczyć.– Naciągnęła dokładnie długi płaszcz, przypominając mrocznego ducha ukazującego się o świcie we mgle.– Masz na to moje słowo.A teraz wydostań nas z tego.Zdawało się, że czas się zatrzymał.Willow szła przez mgły równym krokiem, powoli i ostrożnie stawiając stopy.Nie potrafiła powiedzieć, gdzie idzie.Z trudem widziała grunt, po którym stąpała.Jeśli była to pułapka, to było po niej.Mgła była tak gęsta, że wcześniej by wpadła w pułapkę, niżby ją zauważyła.Posuwała się, wierząc na słowo Dirkowi, ale tam, gdzie chodzi o słowo dane przez istotę czarodziejską, nie można czuć się specjalnie spokojnym.Po jakimś czasie powietrze zaczęło się przerzedzać.Stopniowo zaczęło się rozjaśniać, jakby świt wychodził z mroków nocy, jakby większe ciemności ustępowały miejsca mniejszym.Światło potęgowało swoją siłę, przechodząc od czerni do szarości, lecz wciąż nie było słońca.Mgła stopniowo wycofywała się, aż znalazła się na skraju lasu, oplatając drzewa i zarośla.Willow rozejrzała się.Znajdowała się w dżungli splątanych drzew i pnących roślin, wilgotnej i cuchnącej ziemi oraz kompletnej ciszy.Nie dochodził do niej żaden dźwięk, nie zauważyła wokół siebie żadnego ruchu, jak gdyby życie zostało zniszczone.Zrobiła na próbę kilka kroków do przodu i zatrzymała się.Rozejrzała się jeszcze raz.Omdlewające uczucie rozlało się po żołądku.Wiedziała, gdzie się znajduje.Była w Wielkiej Czeluści, w domu Nocnego Cienia.Przez krótką chwilę myślała, że musi się mylić.Jak to możliwe, aby trafiła tutaj, mając tyle innych miejsc do wyboru? Znowu ruszyła do przodu, badając wzrokiem otaczającą ją dżunglę, starając się przeniknąć gruby baldachim drzew, zobaczyć, co się znajduje poza półmrokiem, przekonać samą siebie, że się myli.Nie potrafiła.Jej instynkt i pamięć były w tym wypadku dość wyraźne.Znajdowała się w Wielkiej Czeluści.Zaczerpnęła powoli powietrze, aby się uspokoić.To mógł być kolejny trik czarodziejskich istot, pomyślała.Mogła to być ich zemsta na niej – pozwolić jej, aby zabłądziła do kryjówki Nocnego Cienia.Ufaj swemu instynktowi – radził jej Dirk ze Skraju Lasu.Nie ufaj kotu.Wypuściła powietrze.Tak czy inaczej musi stąd szybko uciec albo zostanie odkryta.Ruszyła szybko przez gęstą, zieloną plątaninę, chcąc dotrzeć do krawędzi rozpadliny, zanim się ściemni.Chociaż nie nadszedł jeszcze poranek, nie było wykluczone, że może się tułać po czeluści aż do zmroku i nie wydostać się na wolność.Wielu już się to przytrafiło.Wielu nigdy się stąd nie wydostało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Terry Pratchett Straż! Straż!
- Terry Pratchett Straz! Straz! (2)
- Carr, Terry (Ed.) [Anthology] Universe 03 [v1.0]
- Carr, Terry (Ed.) [Anthology] Universe 10 [v1.0]
- Carr, Terry (Ed.) [Anthology] Universe 5 [v1.0] i
- Carr, Terry (Ed.) [Anthology] Universe 1 [v1.0] i
- Carr, Terry (Ed.) [Anthology] Universe 8 [v1.0] i
- Carr, Terry (Ed.) [Anthology] Universe 4 [v1.0] i
- Cormac McCarthy Die Strasse
- Rushdie Salman Sztanskie wersety (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- arsenalpage.keep.pl