[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani Hopple zawsze z radością witała każdy pretekst, by przejechać się po okolicznych drogach swoim kabrioletem marki Ferrari.A teraz właśnie wybierała się na farmę truskawkową po świeżo zebrane owoce i do mleczarskiego gospodarstwa, by zaopatrzyć się tam w tłustą śmietankę.Przede wszystkim pobiegła na górę, by znaleźć jakąś chustę, którą będzie mogła upiąć włosy.Mijając drzwi do apartamentu zajmowanego przez gang, usłyszała wydawane przez Donalda te śmieszne odgłosy, na które koty odpowiadały donośnym miauczeniem.Już położyła dłoń na klamce, ale w ostatniej chwili rozmyśliła się, postanawiając, że nie będzie wtrącać się do zabawy swojego synka.Gdy po kilku chwilach wracała, ubrana w kaszmirowy sweterek i w jedwabnej chustce na głowie, Donald właśnie wychodził z kociego apartamentu, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony.- Dobrze się bawisz, kochanie? - spytała.- Był tam Wąsacz - powiadomił ją.- Wspiął się po kole młyńskim i zaglądał przez okno.Wpuściłem go do środka.Strasznie lubi nasze koty.- Powiedziałabym, że raczej „bardzo lubi nasze koty”, kochanie.Mam nadzieję, że zamknąłeś potem okno.Przecież nie chcemy, żeby nasz gang wymknął się na zewnątrz, prawda?Cała w skowronkach udała się do garażu i usadowiła się w wygodnym fotelu samochodu.Nacisnęła guzik pilota, by otworzyć bramę, i przekręciła kluczyk w stacyjce.Nic jednak się nie wydarzyło.Silnik nawet nie zakaszlał, a solidna brama ani drgnęła.Pani Hopple powtórzyła próbę po raz drugi.I jeszcze raz, wkładając w to całą siłę woli.Na próżno.Konserwator nie przywiózł jeszcze z powrotem mercedesa, którym odwiózł bliźnięta do domu, ale przecież miała do dyspozycji jeszcze trzy inne samochody.Wsiadła do rollsa, który również nie zapalił.Cadillac także nie zareagował.Podobnie jak i dżip.Cóż za tajemnicza sprawa - pomyślała - coś tu jednak jest nie tak.Konserwator z pewnością stwierdziłby, że to wina KGB albo kwaśnych deszczów.Zdecydowanym krokiem pomaszerowała do domu i natychmiast udała się do gabinetu swego męża, który był bardzo zajęty swoim komputerem, neseserem i dyktafonem.Wysłuchał jednak cierpliwie jej nieprawdopodobnej historii, westchnął ciężko i udał się do garażu, by osobiście zbadać sytuację.Pani Hopple tymczasem wykonała serię ćwiczeń oddechowych, by odzyskać utraconą równowagę.- Wszystko w porządku - oznajmił pan Hopple po powrocie.- Wszystkie samochody działają, a brama się otwiera.Myślę, kochanie, że przyda ci się nieco urozmaicenia.Zjedzmy dziś kolację w restauracji.Włożysz swoją nową sukienkę od Saint Laurenta, pojedziemy do klubu.Suzette da chłopcu kolację.- Nie możemy, mój drogi.Obiecałam Donaldowi, że dziś na deser będą truskawki z bitą śmietaną.Tak więc państwo Hopple zostali w domu i spędzili rodzinny wieczór w tradycyjnym stylu.Kolację podano na tarasie, po czym na gazonie odbyła się partyjka krokieta, a następnie prażenie kukurydzy na gorących węglach ogrodowego kominka.Donald nie wspominał już o Wąsaczu, a jego rodzice nie zadawali pytań na temat niezwykłego kota.Wczesnym rankiem w niedzielę, kiedy czerwcowe słońce i świergoczące ptactwo bezskutecznie próbowały obudzić wszystkich, którzy jeszcze spali, dokonał tego dzwonek telefonu, który rozdzwonił się w Hopplewood Farm.Pan Hopple - bardzo jeszcze senny - uniósł się na łokciu i rzucił okiem na cyfrowy radiobudzik.- Czwarta trzydzieści! Któż to dzwoni o tak nieludzkiej godzinie?Pani Hopple uniosła się do pozycji siedzącej.- Ten stary zegar nad kominkiem pokazuje piątą dwadzieścia pięć.To znaczy, że znowu była przerwa w dostawie prądu.Jej małżonek odkaszlnął i podniósł słuchawkę: - Tak?- Witam, panie Hopple.Tu mówi Bobbie Wynkopp.Proszę wybaczyć, że dzwonię tak wcześnie, ale sam pan powiedział, że jeżeli cokolwiek zobaczę.- Tak, tak, Bobbie.O co chodzi?- Chciałem spytać.to wypalone miejsce na łące, które pan widział.jakich było rozmiarów?- Bo ja wiem.Na ile mogłem to ocenić z powietrza.hm.to był krąg o średnicy rzędu trzech metrów.- Otóż to.Właśnie pojawił się drugi.- Co takiego? Czy widziałeś jakichkolwiek intruzów? - pan Hopple całkiem już się rozbudził.Po chwili milczenia Bobbie odezwał się:- Panie Hopple, obawiam się, że pan mi nie uwierzy, ale dziś w nocy obudziłem się, bo nagle w moim pokoju zrobiło się strasznie jasno.Wie pan, śpię na strychu, a okno mam od strony łąki.To było takie dziwne zielone światło.Otóż wyjrzałem przez okno.ale nie uwierzy mi pan, panie Hopple.- Bardzo proszę, Bobbie, mów dalej.- No.tam lądował jakiś.pojazd.Nie taki jak pański samolot, panie Hopple.Był cały okrągły, coś na kształt frisbee.Opadał prosto w dół - bardzo powoli, zupełnie bezgłośnie, wie pan.No i bardzo jasno świecił.- Bobbie, jeżeli chcesz mi wmówić, że pojawił się tam latający spodek, to mogę tylko powiedzieć, że coś ci się przyśniło.albo miałeś jakieś urojenia.- Nic podobnego, proszę pana.Przysięgam, absolutnie nie spałem! A nie zażywam niczego takiego, co to wie pan.Może pan spytać, kogo pan chce.- Dobrze, dobrze.Mów dalej, Bobbie.- Najdziwniejsze było to, że.ten pojazd był bardzo mały! O wiele za mały, żeby pomieścić jakąkolwiek załogę, wie pan, chyba że ci.no, kosmici.mieliby po trzydzieści centymetrów wzrostu.No więc wylądował i coś zaczęło się wokół niego dziać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl