[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To mogło trwać długie godziny, pół dnia, a prawdopodobnie całą noc.Było tyle niewiadomych.Co zrobi po dzikiej ucieczce wyjściem ewakuacyjnym? Schroni się w ambasadzie? Jego umysł nie był w stanie sięgnąć tak daleko, a strach o własną skórę był teraz najmniejszym spośród gnębiących go zmartwień.Obiad zjadł w ciasnej restauracji w pobliżu Tivoli.Był tam taki tłok, że musiał dzielić stolik z mężczyzną w średnim wieku o wilczym apetycie, czytającym przy jedzeniu gazetę, i dwukrotnie przesuwać futerał, który tamten co chwilę potrącał stopą, uprzejmie przy tym przepraszając.Nie był głodny i tylko się bawił jedzeniem, wypił za to trzy duże whisky i kilka filiżanek mocnej czarnej kawy.Za kwadrans druga wcisnął kelnerowi w rękę parę koron, prosząc go, żeby zadzwonił do Metropolu.I znów to samo: żadnych wiadomości.Niepokój ponownie wygonił go na ulicę, a ciężki futerał wydawał się namacalnym dowodem na to, że wszystko, aż do samego obłędnego końca, potoczy się zgodnie z planami Hartmanna.Poszedł tą samą trasą co poprzedniego wieczora.Kiedy zbliżał się do delikatesów, spojrzał najpierw w stronę okna mieszkania dziewczyny, a później dokładnie naprzeciwko.W oknie Frenzla odbijało się złociste słońce.„Strach potrafi przenosić góry, panie Laker…” Nacisnął dzwonek i pomyślał o Patricku.— Aha — powiedziała na jego widok.Nic więcej.Samo „aha” pozbawione jakiejkolwiek intonacji.Zeszła na dół, otworzyła mu drzwi i ruszyli po stromych schodach.Od rana pokój jakby się skurczył.W popielniczce na szafce nocnej tlił się papieros, pościel zaś była w nieładzie.Postawił futerał u stóp łóżka i przykrył go płaszczem.Dziewczyna miała na sobie czarne obcisłe spodnie i sweter w pasy, a na głowie bladoniebieską aksamitną opaskę.Poprzedniego wieczoru była wesoła, gadatliwa i starała się go rozruszać, odprężyć i rozbawić, nie odpłacił jej jednak odpowiednio, toteż najwyraźniej wciąż miała mu to za złe.Napomknął o kąpieli.— Proszę — powiedziała, kładąc się na łóżku i sięgając po czasopismo.Okno w łazience było wąskie i dosyć wysokie.Laker odsunął plastykową zasłonę i wyjrzał na ulicę.Zdziwiło go, jak wyraźnie było widać pokój Frenzla, kiedy do środka wpadło słońce.Dostrzegł nawet wyłącznik światła przy białych drzwiach, przez które Frenzel miał wchodzić i wychodzić.Nie będzie więc musiał rozszyfrowywać gry cieni, a prędzej czy później Frenzel na pewno stanie w oknie, żeby zasłonić albo odsłonić żaluzje, zresztą nieważne po co.Tych parę sekund, parę uderzeń serca, powinno wystarczyć.Cztery okna w lewo gruby łysy mężczyzna wycierał właśnie szkła okularów.Laker wycelował w niego z wyimaginowanej broni.To nie będzie trudne pod warunkiem, że trafi się odpowiednia okazja, że będzie mógł spokojnie czuwać.Nie poczuł jednak ani odrobiny ulgi.Każda najmniejsza cząstka jego ciała i duszy błagała o ratunek.Za godzinę lub dwie znajdzie jakiś sposób, żeby sprawdzić w Metropolu, czy nie ma dla niego wiadomości, tymczasem musi przede wszystkim umocnić swą pozycję i zrobić coś, żeby czuwanie było możliwe.Wszystko zależało od tego, co powie i jak.Spłukał twarz lodowatą wodą, spojrzał w lustro.Czul się przeraźliwie bezradny i widział swoje odbicie jak przez mgłę.Biznesmen, wdowiec, właściciel domu w Weybridge, w hrabstwie Surrey… w Anglii.A Frenzel? Kim on jest? Frenzel, który nigdy nie pozna Patricka, podobnie jak Patrick nie pozna jego.Co takiego zrobił poza tym, że przeszedł na drugą stronę?… Nie, nie wolno mu myśleć o Frenzlu jak o człowieku.W żadnym wypadku.Musi się skupić na czekającym go zadaniu i znalezieniu sposobu rozwiązania problemu dziewczyny.Przygładził palcami włosy i wrócił do pokoju, starając się trzymać nerwy na wodzy.Posłała mu obojętne spojrzenie znad czasopisma, po czym powróciła do lektury.— Byłaś na dworze?— Nie.— Tracisz przyjemny dzień.Wzruszyła ramionami.Usiadł w fotelu i zawiązał sznurowadła.Być może skuszą ją pieniądze, ale najpierw musi jakoś nawiązać kontakt.Chyba mocno jej zalazł za skórę, spoglądała bowiem z cierpką podejrzliwością.— Gdzie się nauczyłaś mówić tak dobrze po angielsku?— Co?— Pytałem, gdzie się uczyłaś angielskiego.Masz świetny akcent.— W szkole.Tu i ówdzie.— Dobrze ci idzie — powiedział nieprzekonująco.— Pracowałam kiedyś w SAS.Sporo mi to dało.— Latałaś?— Przez pewien czas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Clare Francis Requiem (The Killing Winds) (ep
- Clare Francis A Death Divided (epub)
- Clare Francis A Dark Devotion (epub)
- Clare Francis Night Sky (epub)
- Clare Francis Keep Me Close (epub)
- Clare Francis Betrayal (epub)
- Clare Francis Unforgotten (epub)
- Buthe, Hef Das Erbe der Loge
- Andre Norton Klątwa Zarsthora
- Barton, Beverly Killing time
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- streamer.htw.pl