[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie będziesz miał żadnych problemów.Po prostu parę nazwisk i wypuścimy cię w miejscu, z którego cię zabraliśmy.– I uwierz mi, T, nie chcesz wkurzyć tego faceta – dodał Venables.– Wy, gliniarze, nic mi nie zrobicie, chyba że chcecie dostać po dupie w sądzie.Cove wpatrywał się w niego przez chwilę, a potem powiedział:– Teraz akurat, T, lepiej bądź dla mnie naprawdę miły.Z różnych powodów nie czuję się dobrze i gówno mnie obchodzi, czy ktoś mnie pozwie czy nie.– Odpieprz się.– Sonny, skręć w następną po prawej.Weź kurs na Aleję GW.Jest tam dużo spokojnych miejsc – dodał złowieszczo.– Robi się.Po kilku minutach byli na Alei George’a Washingtona, zwanej Aleją GW, i kierowali się na północ.– Skręć w następny zjazd – powiedział Cove.Zatrzymali się przy punkcie widokowym dla turystów, skąd roztaczał się piękny widok na Georgetown i płynącą daleko w dole rzekę Potomac.Murek z kamieni odgradzał platformę od stromego zbocza.Zapadł już zmierzch i nie parkowały w tym miejscu inne samochody.Cove rozejrzał się, otworzył drzwi i wyciągnął T.– Jeśli mnie aresztujecie, chcę mieć adwokata.Venables też wysiadł i omiótł wzrokiem okolicę.Przyjrzał się skarpie, zerknął do tyłu na Cove’a i wzruszył ramionami.Cove chwycił niedużego T w pasie i podniósł go.– Co ty, do diabła, robisz, człowieku?Cove przeszedł przez kamienny murek, a T szarpał się na próżno.Był tam wąski pasek ziemi, a potem mniej więcej trzydziestometrowa stromizna opadająca ku rzece pełnej kamieni.Trochę dalej, na przeciwległym brzegu stało kilka budynków pomalowanych na jaskrawe kolory, zajmowanych przez miejscowe kluby wioślarskie.Ich członkowie pływali po wodach rzeki w czółnach, skullach, kajakach i rozmaitych innych jednostkach poruszanych siłą mięśni.Kilka z nich było w tej chwili na wodzie i T miał okazję zobaczyć odwrócony widok tego malowniczego krajobrazu, bo Cove trzymał go za nogi nad urwiskiem.– Ja pierdolę! – wrzasnął miotający się T, spoglądając w dół, gdzie mógł się stoczyć ku zapomnieniu.– No więc tak, możemy to zrobić w łatwy albo w trudny sposób i musisz się zdecydować naprawdę szybko, bo nie mam już czasu ani cierpliwości – powiedział Cove.Venables kucnął na murku i patrzył, czy nie nadjeżdżają jakieś samochody.– Lepiej słuchaj uważnie, T, ten facet nie kłamie.– Ale wy jesteście gliniarzami – jęczał T.– Nie możecie zrobić czegoś takiego.To jest, kurwa, niezgodne z konstytucją.– Wcale nie mówiłem, że jestem gliniarzem – zauważył Cove.T zesztywniał, a potem rzucił okiem na Venablesa.– Ale, do cholery, on jest z policji.– Hej, nie odpowiadam za tego gościa – powiedział Venables.– Poza tym i tak przygotowuję się do przejścia na emeryturę.Olewam to.– Oxy – odezwał się spokojnie Cove.– Chcę wiedzieć, kto to kupuje w Dystrykcie.– Jesteś jakimś pojebem czy co?! – wrzasnął T– Tak, jestem.– Cove przesunął trochę dłonie i T opadł o jakieś piętnaście centymetrów.Teraz Cove trzymał mężczyznę tylko za kostki.– O Boże, o słodki Jezu, pomóż mi – piszczał T.– Nie mów do Jezusa, T, nie po tym, co robiłeś w życiu – odpowiedział Venables.– Jeszcze pośle piorun, a ja stoję o wiele za blisko.– Mów – nakazał Cove spokojnie.– Oxy.– Nie mogę ci niczego powiedzieć.Wtedy będą chcieli mnie dopaść.Cove znów przesunął dłonie.Teraz trzymał tylko stopy mężczyzny.– Jesteś w mokasynach, T – powiedział.– Mokasyny łatwo się zdejmuje.– Idź do diabła.Cove puścił jedną nogę T i teraz trzymał go tylko za jedną stopę obiema rękami.Popatrzył za siebie na Venablesa.– Sonny, chyba będzie lepiej, jak go wrzucimy do rzeki i pojedziemy znaleźć kogoś innego, kto jest trochę bystrzejszy.– Znam odpowiednią osobę.Jedźmy.Cove zaczął rozluźniać uchwyt.– Nie! – wrzasnął T.– Będę mówił.Powiem wam.Cove zastygł w bezruchu.– Nie, to znaczy postaw mnie i ci powiem.– Sonny, idź zapalić silnik, a ja wrzucę to gówno do Potomacu.– Nie! Będę mówił, tutaj.Przysięgam.– Oxy – przypomniał Cove.– Oxy – powtórzył T i zaczął szybko mówić, o wszystkim, co interesowało Cove’a.Claire wprowadziła volvo na podjazd i zgasiła silnik.Mieszkała na ładnym osiedlu, położonym niezbyt daleko od jej gabinetu, i na szczęście kupiła tu dom, zanim ceny nieruchomości gwałtownie wzrosły.Zarabiała dość dobrze, ale koszty utrzymania stały się w północnej Wirginii absurdalnie wysokie.Przedsiębiorcy budowlani upychali domy na każdym skrawku ziemi, jaki udało im się znaleźć, a jednak nie brakowało ludzi gotowych je kupić.Ona mieszkała w domku typu Cape Cod z trzema sypialniami, ładnym trawnikiem od frontu, kwiatami w skrzynkach na parapetach, dachem z cedrowych balików i garażem na dwa samochody połączonym z domem zadaszonym przejściem.Ulica była wysadzana drzewami i osiedle skupiało spokojną mieszankę młodych i starych, przedstawicieli prestiżowych zawodów i robotników.Claire od lat pozostawała rozwódką i prawie pogodziła się z tym, że resztę życia spędzi samotnie.W kręgach towarzyskich, w których się obracała, było niewielu wolnych mężczyzn i żaden z nich nie wzbudził jej zainteresowania.Miała czujne przyjaciółki, które zawsze pragnęły ją umówić z kolejnym minipotentatem z branży technicznej albo prawnikiem, ale okazywali się oni tak egocentryczni, że w jej odczuciu małżeństwo z jednym z nich nie różniłoby się zbytnio od pozostawania bez pary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Brin, David Die Clans von Stratos
- Buszujacy w zbozu Jerome David Salinger
- Bischoff David Kruk Slowo Kruka(1)
- Barrel Fever David Sedaris
- Brin David Stare jest piekne
- Brin David Wyslannik przyszlosci
- Brin, David Copy
- Ambrose, David Level X
- Harris Robert Vaterland
- Alexander, Tamera Geliebte Faelscherin
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- streamer.htw.pl