[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— O tym, że Mario jest w Instytucie, wiedzieliśmy już przed południem — wtrąciła pani Dolores.— Mecenas otrzymał wiadomość… I właśnie przyjechaliśmy zabrać Maria.Gospodarz z trudem ukrył zaskoczenie.— Ma pan świetnych informatorów.Moje gratulacje! — zaśmiał się nieszczerze.— Czyżby ksiądz…Pomyślałem, iż nadarza się okazja, aby zapobiec dwuznacznej sytuacji, jaką z pewnością spowoduje spotkanie Dolores z Katarzyną.— Otrzymałem tę wiadomość od doktor Dali.Niewykluczone, iż spotkamy ją u profesora Bonnarda.Gospodarz wpatrzył się we mnie przenikliwie.— Czy pani doktor Dali orientuje się w sytuacji? — zapytał akcentując ostatnie słowa.— Sądzę, że w pełni! — odrzekłem tym samym tonem i spojrzałem odruchowo na Alberdiego.W kącikach ust księdza błąkał się ironiczny uśmiech.XIIByło już zupełnie ciemno, gdy opuszczaliśmy „casa grande”.Da Silva odprowadził nas jak zwykle aż do samochodu.Z pozoru był w świetnym humorze, ale czułem, iż w rzeczywistości denerwuje się nie mniej od nas.Świadczył o tym chociażby fakt, iż tuż przed odjazdem odwołał na stronę panią de Lima i tłumaczył jej coś przez chwilę ściszonym głosem, co z pewnością kłóciło się z manierami „dżentelmena w każdym calu”.Co prawda przeprosił nas później za ten incydent, zaczął nawet coś wyjaśniać, ale nie dokończył, bo w tym właśnie momencie Dolores spostrzegła, iż zostawiła w salonie szminkę.Wrócił więc i po kilku minutach wręczył jej ołówek do warg, w błyszczącej plastykowej oprawie, jakich widzi się wiele w każdej perfumerii.Ruszyliśmy w noc.Księżyc jeszcze nie wzeszedł i światła reflektorów rozcinały ciemność długimi snopami, załamując się na pniach drzew i przydrożnych zaroślach.Po ożywionej dyskusji w „casa grande” nikt z nas nie kwapił się do rozmowy.Siedzący obok mnie Alberdi z rzadka tylko rzucał jakieś pojedyncze słowo, wskazując mi kierunek, zresztą zupełnie niepotrzebnie, gdyż zdążyłem się już zorientować w okolicy.Gmach Instytutu im.Burta nie był oświetlony.Jedynie na parterze w oszklonym hallu paliły się przyćmione, nocne światła.Zatrzymałem wóz na podjeździe i wysiedliśmy.Teraz dopiero zauważyłem, iż Dolores jest wpółprzytomna ze zdenerwowania, a może nawet strachu.Uczepiła się kurczowo mego ramienia i czułem, jak dosłownie trzęsą się jej ręce.Za to Alberdi zachował nie tylko całkowity spokój i równowagę, ale nawet, w porównaniu z bierną postawą w „casa grande”, jakby nabrał życia.Wyprzedzając nas, pierwszy wszedł na schody i nie czekając, aż my podejdziemy do drzwi, zadzwonił.Czekaliśmy dość długo, zanim zabłysło światło.Były to właściwie dwa silne reflektory ukryte w głębi hallu, które oślepiły mnie do tego stopnia, że dopiero po chwili, przysłaniając dłońmi oczy, spostrzegłem jakąś barczystą postać, stojącą tuż przy schodach.Mężczyzna nie podchodził do drzwi, tylko przyglądał nam się przez dłuższą chwilę, a potem gdzieś zniknął.Reflektory zgasły i wydało mi się, że ogarnęła nas nieprzenikniona ciemność.Ale to było złudzenie.W hallu paliło się nadal mdławe zielonkawe światło.Znów upłynęło parę minut.Pani de Lima drżała coraz bardziej i zaczynałem się już zastanawiać, czy nie wrócić do samochodu i nie odwieźć jej do „casa grande”.Spróbowałem zresztą o tym napomknąć, ale spotkało się to natychmiast z gwałtownym sprzeciwem z jej strony.Lecz oto wreszcie w hallu zabłysło normalne światło.Z bocznego korytarza wyszła Katarzyna w towarzystwie młodego, barczystego Indianina, który po chwili odszedł i szklane drzwi stanęły przed nimi otworem.Weszliśmy do hallu.Katarzyna powitała nas skinieniem głowy, lecz nie odezwała się ani jednym słowem.Alberdi i pani de Lima milczeli również, nie wiedząc, jak się zachować.— Niezbyt przyjemnie witacie gości tymi reflektorami… — odezwałem się przerywając kłopotliwą ciszę.— Zupełnie jakby w jakiejś twierdzy.Katarzyna zaśmiała się sztucznie.— Rzeczywiście.Trafiłeś w sedno.Czujemy się tu jak w oblężonej twierdzy.Przed godziną wybito szyby w gabinecie profesora Bonnarda.— Wybito szyby?! — powtórzył ze zgrozą Alberdi.— Któż to mógł zrobić? — dorzuciła niepewnie Dolores.— Pani się o to pyta?! — parsknęła ze złością Katarzyna.Nie widziałem jej jeszcze nigdy w takim stanie.— Czy wezwaliście policję? — zapytałem nie kryjąc niepokoju.Katarzyna wzruszyła ramionami.— Profesor próbował dzwonić na posterunek, lecz telefony nie działają.Jest tu, co prawda, krótkofalówka, ale przecież trudno wszczynać alarm z powodu jednego incydentu.— A personel? Jaką macie ochronę?— W Instytucie mieszka kilka osób.Reszta pracowników, niestety, wyjechała.Jutro przecież święto.Miałeś przyjechać sam — zmieniła nagle temat.— Pani de Lima chce zabrać syna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl