[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PóŸnym wieczorem, gdy siedzieliœmy w nawigacyjnej, przegl¹daj¹c mapy istudiuj¹c drogê do Gdyni, wszed³ ka­pitan.Spyta³ nas, czy przewidujemy jakieœtrudnoœci.Wszyscy byliœmy pe³ni jak najlepszych myœli.Ca³a za³o­ga przejê³a siê swoj¹wyj¹tkow¹ rol¹ - pierwszej na naj­bardziej nowoczesnym statku.Po trudnoœciachminionego okresu wydawa³o siê nam, ¿e jeœli motory nie stan¹ i nie dostaniemybardzo du¿ej fali, to nic ju¿ nie jest w stanie zaæmiæ podró¿y do Gdyni.Zaczêliœmy rozmowê o pobycie w stoczni.Przypomnie­liœmy sobie kalendarzyk iopowiedzieliœmy kapitanowi o „bratniej duszy”, która da³a wyraz swym troskom wfor­mie lakonicznych s³Ã³w, napisanych mikroskopijnymi liter­kami.Rozmowa stawa³a siê widocznie zbyt familiarna, bo szczêka kapitana z wolna z„fair” przesunê³a siê na „change” - „zmianê”.Przez zaciœniête zêby spyta³:- Znaczy, o jakim kalendarzyku panowie mówi¹?Z szuflady spod map wyci¹gnêliœmy malutki, wytworny w³oski kalendarzyk.- ZnaleŸliœmy go na korytarzu za³ogowym, panie ka­pitanie.Szczêka kapitana przesunê³a siê na SZTORM: Przez je­szcze bardziej zaciœniêtezêby wycedzi³:- Znaczy, to mój kalendarzyk!PODRÓ¯ POŒLUBNADzisiaj po raz pierwszy wychodzimy w morze na naszym najnowszym transatlantyku.Pierwszy samodzielny krok na trasie Triest - Wenecja.Przed wyruszeniem wpodró¿ przewidziana jest na statku uroczystoœæ z udzia³em przed­stawicielidyplomatycznych kilku pañstw.Od rana na po­k³adzie kr¹¿¹ filmowcy, reporterzy,dziennikarze.W zwi¹zku z przemówieniem dyplomatów bêd¹ grane hy­mny narodowe iw odpowiednim czasie podnoszone ban­dery tych pañstw.Najwiêksza gala, jak¹mo¿na sobie wyobraziæ.Ca³y ten rytua³ morski ma byæ wykonany z w³osk¹¿arliwoœci¹ i polsk¹ goœcinnoœci¹.Podró¿ zostanie uwieñczona medalem pami¹tkowym wybitym dla uczczenia tegoolbrzymiego kroku, jaki po­stawiliœmy na nlorzu.Od niczego donajwspanialszego, nowoczesnego transatlantyku.Od wczoraj nurtuje mnie niepokój i rozpiera duma.Doznajê tych uczuæ odmomentu, gdy kapitan wrêczy³ mi trzy kartki maszynopisu ze s³owami:- Znaczy, pan dopilnuje, ¿eby wszystko by³o zgodnie z instrukcj¹ i PORZ¥DNIE.Znaczy, bêdzie pan kimœ w rodzaju mistrza ceremonii.Maszynopis zawiera³ bardzo dok³adny rozk³ad uroczy­stoœci z podaniem godzin iminut, plan ustawienia za³ogi i goœci, umundurowanie za³ogi, kolejnoœæprzemówieñ i zwi¹zane z nim granie hymnów, podnoszenie bander etc.etc.Zsynchronizowanie tego wszystkiego mia³o daæ pe³ny efekt.Patrz¹c na maszynopis przypomnia³em sobie pierwszy tego rodzaju rozkazotrzymany od kapitana, gdy jeszcze jako szósty oficer na „Polonii” mia³emsporz¹dziæ tabelkê do wpisywania pozycji statku na godzinê dwunast¹ w po­³udnieoraz iloœci przebytych mil w podró¿y Gdynia - Nowy Jork.Wówczas s³owo „porz¹dnie”, dodane do rozkazu, nie wzbudzi³o w mej wyobraŸniwizji specjalnych trudnoœci przy wykonywaniu tabelki.Narysowa³em j¹ szybko, nakancelaryjnym papierze.Miêkkim o³Ã³wkiem nawigacyj­nym wykreœli³em potrzebnerubryki, z rubryk¹ dla iloœci minut przesuniêtego zegara w³¹cznie.Oobramowaniu ta­belki nie pomyœla³em nawet.Zby³em tê robotê przypina­j¹c swoje„dzie³o” pinezk¹ w gablotce zawieszonej w g³Ã³wnym hallu.W parê godzin póŸniej umia³em ju¿ œwietnie wykonaæ tak¹ tabelkê na najlepszymkreœlarskim brystolu wypro­szonym od starszego mechanika, u¿ywaj¹c przy tymszab­lonów, grafionów i buteleczki najlepszego chiñskiego tu­szu „Per³a”.Wytworne wzory symboli szerokoœci i d³u­goœci geograficznej przerysowa³em zluksusowo wykona­nej mapy wyszukanej w bibliotece okrêtowej.Obramowa­nietabliczki wykona³em trzema liniami rozmaitej gruboœ­ci-W rubryki tej tabelki wpisywa³em póŸniej jak najsta­ranniej w ci¹gu ca³ejpodró¿y iloœæ przebytych mil, bez wzglêdu na to czy w danej chwili bardzoko³ysa³o, czy te¿ otacza³a mnie ci¿ba pasa¿erów, czekaj¹cych na podanie iloœcimil jak na numer konia, który wygra³ bieg.Stawki zak³adów na ten temat by³yniekiedy bardzo wysokie.Gdy zmienia³em poprzedni¹ kartkê na swe nowe arcy­dzie³o, sam by³em zachwycony.Tego¿ wieczoru na wach­cie us³ysza³em od kapitana zdanie:- Znaczy, pan potrafi wykonaæ tabelkê „porz¹dnie”.S³owo „porz¹dnie”, jak i wszystkie inne, by³o przez ka­pitana wymawiane przezzaciœniête zêby, lecz ze szczegól­nym naciskiem na „¹”.Ka¿de jego poleceniemusia³o byæ wykonane œciœle i z precyzj¹, tak jak podany rozkaz.Pocz¹tkowo nie zdawaliœmy sobie sprawy z tej ca³ej precyzji, ciesz¹c siê wduchu z us³yszanego s³owa „zna­czy” i z tego mocno akcentowanego „¹” w wyrazie„po­rz¹dek”.Oficerowie, którzy zbyt d³ugo nie byli w stanie tego zrozumieæ,schodzili ze statku z uraz¹ i ¿alem, ¿e ka­pitan im nie ufa.Wielu z nichdra¿ni³a koniecznoœæ mel­dowania wykonanych poleceñ.„Ksiêga rozkazów noc­nych”by³a wed³ug niektórych dokumentem stwierdzaj¹­cym kompletny brak zaufaniakapitana do naszych wia­domoœci fachowych.Bola³y ich zapisywane w ksi¹¿cepo­lecenia, takie jak na przyk³ad rozkaz budzenia kapitana w nocy i meldowaniao „odkryciu siê” œwiat³a latarni le­¿¹cej przy naszym kursie, lub podaniegodziny budzenia go w wypadku, gdyby latarnia „nie odkry³a siê”.S³owo„porz¹dnie”, dodawane niekiedy do rozkazu, „dobija³o” owych oficerów i tak ju¿rozgoryczonych samym rozka­zem.W porcie czy na morzu, poczynaj¹c od godziny ósmej rano, nie móg³ „istnieæ” nastatku nie ogolony oficer po­k³adowy.Nie do pomyœlenia by³o równie¿ na³o¿enieprzez któregoœ z oficerów munduru odmiennego od tego, w jakim by³ kapitan.Oficerów wychodz¹cych na wachtê od godziny ósmej starszy oficer zawiadamia³przez sterni­ka, jak maj¹ byæ ubrani.Jeœli w ci¹gu dnia kapitan z po­woduciep³a lub zimna zmieni³ mundur z granatowego na bia³y lub z bia³ego nagranatowy, wszyscy oficerowie, którzy obejmowali s³u¿bê na mostku, byli ju¿odpowied­nio ubrani.Wszystko mia³o swoje ramy.Ka¿da s³u¿bowa rozmowa kapitana na statku by³a ujêtaw ramy.Na powitanie ka­pitana salutowa³ pierwszy.Po skoñczonej rozmowiedziê­kowa³ i znów salutowa³ z jednakow¹ dok³adnoœci¹ ka¿de­mu.Nawet prywatne ¿ycie kapitana, jeœli musia³o byæ na statku wystawione nazewn¹trz, ujête by³o w nieugiête ra­my.Na „Polonii” dwutygodniowe rejsy naLinii Palestyñ­skiej nadawa³y siê znakomicie do wyczerpuj¹cych studiów nad jegozwyczajami.¯ona kapitana przez d³u¿szy czas mieszka³a w Hajfie i prawie za ka¿dym razemby³a obecna przy wyjœciu statku na morze.Jeœli „Polonia” odchodzi³a od mola,scena po­¿egnania wygl¹da³a zawsze jednakowo: Kapitan, po wy­daniu rozkazurzucenia ostatniej liny ³¹cz¹cej statek z l¹­dem, przechodzi³ na skrzyd³omostku, wychyla³ siê przez podniesione okno nockhausu, ods³ania³ g³owê -trzyma­j¹c w rêku czapkê tak jak gdyby trzyma³ he³m rycerski - i g³oœno wofa³do stoj¹cej na molo ¿ony:- Halino! Znaczy, tak jak umówiliœmy siê!Po czym nak³ada³ czapkê, przechodzi³ na œrodek most­ku i ca³y by³ ju¿poch³oniêty manewrowaniem.W ten sposób kapitan ¿egna³ siê wy³¹cznie z ¿on¹.Ten sposób po¿egnania bawi³nas pocz¹tkowo, tak jak i s³owo „znaczy”, us³yszane po raz pierwszy.Z biegiemczasu zar czêliœmy w po¿egnaniu tym dopatrywaæ siê trafnoœci wy­boru chwili,porz¹dku w ustaleniu czynnoœci, a nawet ry­cerskoœci.Dla tych, którzy z¿yli siê z kapitanem, wzajemne zro­zumienie sposobuwykonywania wspólnych obowi¹zków zaciera³o coraz bardziej mo¿liwoœcipowstawania konflik­tów.Z przykroœci¹ te¿ dowiedzieliœmy siê, ¿e ZnaczyKa-pitah odejdzie do Monfalcone na budowê nowego trans­atlantyku [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl