[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwycił piłę i pociągnął sznur włącznika.Zaskoczyła za pierwszym razem, a mały silniczek ożył i warknął na niskich obrotach.Nacisnął spust i ujrzał wysuwające się ostrze, rozpryskujące krople oliwy.Usłyszał własny głos mówiący: — W porządku.Odwrócił się i stanął przodem do bestii.Na chwilę zatrzymała się, a potem chrząknęła i rzuciła się na niego.Darling znowu nacisnął spust i dźwięk piły stał się przenikliwie wysoki.Jedno z wijących się ramion śmignęło mu przed nosem.Darling zamachnął się na nie piłą.Zęby piły weszły w ciało i Darlinga owiał smród amoniaku.Silnik pod obciążeniem zwolnił.Jakby cięła mokre drewno — pomyślał Darling.— Nie, nie poddawaj się teraz!Obroty silnika znowu się zmieniły, podniosły się, a zęby piły weszły głęboko, pryskając kawałkami mięsa w twarz Darlinga.Ramię oderwało się i odpadło.Bestia ryknęła krzykiem gniewu i bólu.Następne ramiona zaatakowały Darlinga, a ten ciął piłą.Pod wpływem dotyku zębów piły ramiona drgały i cofały się, a potem kierowane oszalałym umysłem stworzenia, ponawiały atak.Deszcz kawałków mięsa padał wokół Darlinga, zmoczonego zielonym śluzem i czarnym atramentowym płynem.Wtedy poczuł, że jego nóg dotyka coś pod wodą.To coś szło w górę i owijało się wokół jego pasa.Jeden z biczy złapał go.Darling odwrócił się, próbując go znaleźć.Chciał zaatakować go piłą, zanim ten zdoła go dobrze uchwycić, lecz w masie wijących się i skręcających macek nie był w stanie odróżnić go od ramion.Okręciwszy się wokół pasa Darlinga, bicz zaczął zaciskać uchwyt niczym pyton.Darling poczuł kłujący ból, kiedy haczyki w ssących kółkach wbijały się w jego skórę.Poczuł, jak stopy odrywają się od pokładu, a bicz unosi go w górę.Wiedział, że to oznaczać może tylko jedno — śmierć.Wykręcił się przodem do kłapiącego dzioba.Gdy bicz zacieśnił ucisk i zatamował mu oddech, Darling nachylił się do pyska, trzymając przed sobą piłę.Dziób otworzył się i przez chwilę Darling widział trzepiący się w nim język, różowy i pokryty nożykami przypominającymi zęby.— Masz! — zawołał i wpakował piłę głęboko w gardziel.Piła wydała przerywany dźwięk, nie mogła przeciąć kostnego dzioba i odskoczyła.Darling podnosił ją ponownie, gdy jedno z ramion śmignęło mu przed twarzą, oplotło ręce, wyrwało z nich piłę i daleko ją odrzuciło.Zobaczył oko — ciemne, puste, bezlitosne.Wtedy poczuł, że bestia podnosi się, jakby wypchnięta przez coś znajdującego się pod nią.Rozległ się dźwięk niepodobny do niczego, co Darling słyszał — jakiś okropny ryk i coś ogromnego, niebiesko-czarnego wystrzeliło z morza, trzymając kałamarnicę w pysku.Ściskający go bicz nagle się skurczył.Poczuł, że leci w powietrzu, później zaś spada w nicość.53— Ciągnij! — zawołał Sharp.Talley sięgnął do wody szukając paska Darlinga.Znalazł, więc razem z Sharpem wciągnęli go na przewróconą pokrywę włazu.Chociaż zalana była wodą, jej drewno było grube i zdrowe, mogła utrzymać całą trójkę.Koszulę Darling miał w strzępach, a po brzuchu i klatce piersiowej — w miejscach gdzie haczyki potwora przecięły skórę — spływały strużki krwi.Sharp dotknął aorty na szyi Darlinga.Puls był silny i równy.— Jeśli nie odniósł obrażeń wewnętrznych — stwierdził — powinien wrócić do zdrowia.W ciemnej mgle Darling usłyszał ostatnie słowo i poczuł, że płynie w kierunku światła.Otworzył oczy.— Jak się czujesz, Whip?— Jakby najeżony nożami walec przejechał po mnie.Sharp podniósł Darlinga i podparł jego plecy.— Popatrz — powiedział.Darling rozejrzał się.Ruch klapy przyprawiał go o mdłości.Potrząsnął głową, by pozbyć się tego uczucia.Łodzi nie było.Nie było też bestii.— Co to było? — zapytał Darling.— Kto to zrobił?— Kaszalot — wyjaśnił Sharp.— Zabrał całą tę przeklętą kałamarnicę.Złapał ją za głowę.Nagły ruch wzburzył wodę.Darling poruszył się.— Wszystko w porządku — uspokoił go Talley.— To tylko życie, tylko prawo natury.Powierzchnię wody pokrywały kawałki mięsa, całe góry cielska, a każda z nich była oblegana.Wzburzenie wokół łodzi działało jak dzwonek na obiad, wzywający stworzenia zarówno z płycizny, jak i z głębiny.Wśród szczątków przemknęła płetwa grzbietowa rekina.Z wody wystawił głowę żółw, rozejrzał się i znowu się zanurzył.Ryby bonito pluskały tłocząc się wokół świeżej i bezradnej ofiary.Rogatnice jasnoplame, zimnice żółtoogonowe i małe rekiny nie zwracały na siebie uwagi, pływając w tym pożywnym rosole.— Dobrze — rzucił Darling.— Lubię te przejawy życia.— Nie wiem, gdzie jesteśmy ani dokąd płyniemy — zastanawiał się Sharp.— Nie widzę lądu.Nic nie widzę.Darling umoczył palec w wodzie i podniósł go.— Do domu — powiedział.— Wieje północno-zachodni wiatr, płyniemy do domu.54Stworzony został w otchłani i pozostawał tam przez wiele tygodni, przyklejony do skały wystającej ze zbocza góry.Potem, zgodnie z planem natury, oderwał się i uniesiony stężeniem jonów amoniaku zaczął wolno podchodzić pod powierzchnię.W drodze do góry mógł zostać zniszczony, ponieważ stanowił bogate źródło żywności.Nic go jednak nie zaatakowało, nic nie naruszyło jego całości ani nie wywołało fali, która mogła zabić znajdujące się w nim malutkie stworzenia.Dotarł więc bezpiecznie na powierzchnię i kąpał się w niezbędnym do przeżycia świetle słonecznym.Unosił się na spokojnej wodzie, obojętny na wiatr i pogodę, tak cienki, że prawie przezroczysty.Galaretowata skóra byłą jednak bardzo trwała.Prostokąt, z otworem pośrodku, posłuszny genetycznie utrwalonym nakazom, obracał się w słońcu.Wystawiał wszystkie swe części na działanie życiodajnej mocy wysyłanej z odległości stu milionów mil.Nie był jednak zabezpieczony przed atakami.Mógł się nim pożywić żółw albo przeciąć go przepływający rekin.Naturą postanowiła, że wiele jego członków zginie, stanowiąc pokarm dla innych gatunków i utrzymując równowagę w łańcuchu pokarmowym.Ponieważ jednak sama przyroda straciła równowagę wewnętrzną, galaretowata masa obracała się dzień i noc, aż do zakończenia tego etapu rozwoju.Dojrzały pękł i rozrzucił tysiące małych torebek, z których każda zawierała małe stworzenie.Gdy stworzenia poczuły, że nadszedł ich czas, uwolniły się z torebek i natychmiast zaczęły szukać jedzenia.Stworzenia owe były kanibalami i zwracały się przeciwko swym braciom, pożerając siebie nawzajem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Berling Peter Dzieci Graala 02 Krew królów
- Hamilton Peter F. Pustka 01 Sny.NSB
- Beagle Soyer Peter Krysztaly Czasu
- Beagle Soyer Peter Ostatni Jednorozec
- Beagle Peter Olbrzymie kosci
- Boehm, Peter Im Koenigreich der Frommen
- Desperacja
- Krzysztof Boruń Małe Zielone Ludziki Tom 1
- Auster, Paul Die Musik des Zufalls
- Book 3 The Druid Queen
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aikidobyd.xlx.pl