[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomimo tego poruszała się z pełną pewności gracją.Uniosła się zgrabnie i zatoczyła ręką szeroki łuk, by wskazać zakapturzoną sowę, siedzącą nieruchomo na berle Nicholasa Bonnera.- Panie i wy wszyscy szlachetni tu zebrani, czy przyjmiecie mnie teraz do waszego sza-cownego grona? Czyż nie mam ptaka?Nicholas Bonner uśmiechnął się do Farrella, jak do starego przyjaciela.Micaela ponownie zaskrzeczała na sowę i Frederik otulił ją połą płaszcza.- Lady Aiffe, to więcej niż cud.- Jedyną wyczuwalną zmianą w jego spokojnym głosie było obniżenie tonu i lekkie zachrypnięcie.- Posiadanie stworzenia takiego jak to.- Bez pęt - przerwała mu głośno Aiffe.- Zważcie wszyscy, nic mojego leśnego czarta nie trzyma tu w pełnym blasku dnia pomiędzy jego wrogami poza naszym porozumieniem.-Dostojeństwem pobrzmiewającym w jej głosie targał śmiech złośliwej rozkoszy, niczym sztorm szarpiący żaglem.Gdy znowu się odezwała, w jej głosie pobrzmiewała niepewność, nikły ślad słabości, który zaskoczył Farrella.- Teraz pójdziemy z wami zapolować.-Jakże straszliwie chciała być przyjęta w poczet sokolników.- Jesteśmy Gildią Sokolników - powiedział książę Frederik.- Nawet gdyby za sprawą czarów twój ptak nauczył się latać z ręki, albowiem nie urodziła się jeszcze taka sowa, która nauczyłaby się czekać na.- Który bądź sposób - rzuciła mu wesoło wyzwanie.- Którykolwiek wybierzecie.A jeśli sprawię, by krążyła nad moją głową cały dzień, na milę wysoko lub na wyciągnięcie ręki, dopóki nie zawołam stop i bierz, to co chcielibyście, panowie, by zrobiła? Jesteśmy na wasze rozkazy, ona i ja.W ciszy, która potem zapanowała, zakapturzona sowa po raz pierwszy zahukała.Trwała w bezruchu, zamknęła jedynie oczy.W tej samej chwili wiatr zmienił kierunek, przynosząc Farrellowi powiew zimnego, sowiego zapachu miejsc, w których chowa się rzeczy, o jakich nie chce się myśleć.- Wedle wszelkich zasad i praw naszego stowarzyszenia.- zaczęła lady Criseyde.Głos Gartha de Montfaucona przeciął jej zdanie niczym smagnięcie gałązką jeżyny.- Prawo? To ja założyłem tę żałosną gildię, a wy mi tu będziecie cytować jej zasady? W prawie nie ma nic takiego, co zabraniałoby ptakowi mojej córki polować z waszymi ptakami, i pan dobrze o tym wie, mój panie księciu.- Stanął przed Aiffe i wpatrywał się we Frederika, świdrując go swą wychudzoną, zaciśniętą twarzą niczym wiertłem.- Jedynym wymogiem, jedynym, jest, by ptak był w wieku i kondycji do pochwycenia zdobyczy.Nie ma ani słowa na temat jego rodzaju.Mogłaby polować z kaczką, gdyby zechciała i gdyby jej ptak miał do tego żyłkę i nikt nie mógłby jej w tym przeszkodzić.Wiesz o tym.Nicholas Bonner dotknął ramienia Aiffe i dziewczyna odwróciła się do niego.Farrell nie słyszał, co mówili, ale Nicholas skinął na sowę z uśmieszkiem przyklejonym do ust, podczas gdy Aiffe odsuwała się od niego poiry-towana.- Jesteśmy Gildią Sokolników - powtórzył książę Frederik, jeszcze wolniej i bardziej zachrypniętym głosem.- Nazwa każe się domyślać zasad, tak jak zawsze.Ktoś popchnął Farrella z tyłu.Joe odwrócił się i stwierdził, że wszyscy zbili się w ciasną gromadkę.Nie patrzyli na siebie, każdy tulił do piersi swego sokoła niczym okaleczone ramię.Nawet Hamid podszedł na tyle blisko, że Farrell mógł dostrzec brązową strunę żyły pulsującą na jego szyi.Nicholas Bonner uniósł berło z zakapturzona sową nieco wyżej.Ptak ponownie zahukał, rozkładając skrzydła tak czarne i siwe, jak włosy Sii, skrzydła tak rozłożyste, że krągłe ciało pomiędzy nimi wydawało się mniejsze niż było, niemal kruche w porównaniu z tężyzną Micaeli.- Domyślać? - zapytał Garth de Montfaucon.- Nie, czegóż można domyślać się po takich stworzeniach poza tym, co robią? Co arystokratycznego jest w bractwie zabójców i lokajów zabójców? - Książę Frederik chciałodpowiedzieć, ale Garth odwrócił się i strzelił palcami na Nicholasa Bonnera.- Leśna bestia mojej pani córki za-poluje, teraz!73 / 116Peter S.Beagle - Kryształy czasuŻaden z członków Gildii Sokolników nigdy nie podał tego samego opisu następnych dziesięciu sekund.Lady Criseyde zaklinała się, że Nicholas Bonner wyrzucił gwałtownie sowę w powietrze, z rozmysłem strasząc ją i rozwścieczając, podczas gdy Julia była przekonana, że widziała jak sama Aiffe spokojnie wydała rozkaz ptakowi, tak jak czynią to sokolnicy, za pomocą spojrzenia czy krótkiego gestu.Hiszpański czarodziej i chłopiec z wędrownym sokołem utrzymywali, że sowa wzbiła się w powietrze z własnej woli, nim jeszcze Garth skończyłmówić, choć chłopiec upierał się, iż ptak zawisł na ułamek sekundy zanim mrożący okrzyk Nicholasa Bonnera posłał go do ataku.- Czary nie przesłonią głupoty - powiedział tylko Hamid ibn Shanfara.- Nie trzeba być wiedźmą, by do-myślić się, do czego może doprowadzić wystawienie sowy przed oblicze sokoła.Czary nic do tego nie mają.Farrell natomiast zapamiętał ręce Aiffe.Jeszcze długo potem, jak czas wymazał takie szczegóły, jak pod-morską ciszę ataku sowy, brązowe oczy, które nigdy nie otworzyły się szeroko w pełnym blasku słońca, nawet gdy Micaela podniosła wrzask pomimo desperackiego tulenia jej przez księcia Frederika i mignięcie rozczapierzo-nych szponów na chwilę przedtem, nim pochwyciły kark Micaeli, Farrell pamiętał triumf i niedolę rąk Aiffe.Zostały wyrzucone do góry razem z sową w zachwyconym geście pełnej kontroli, ale gdy opadły, zatrzymały się przy ustach dłońmi na zewnątrz, z palcami zamykającymi się powoli i pozostały tak, dopóki lady Criseyde w końcu nie wstała, mając krew sokoła na policzkach i sukni.Wówczas ręce Aiffe opadły na dół, a ona trzymała je płasko przy bokach, uśmiechając się niczym królowa z obrazu, podczas gdy lady Criseyde miotała w nią przekleństwami.W pamięci Farrella w tamtej chwili nie było żadnego innego dźwięku poza późniejszym, gdy sowa zaczęła nawoływać spośród drzew.15.Pewnego ranka zwierzchnik Farrella został znaleziony w pomieszczeniach noclegowych dla zwierząt.Siedział skulony pomiędzy parą rozespanych i rozeźlonych szopów amerykańskich.Nikt nie okazał specjalnego zaskoczenia tym faktem.Zwierzchnik dostał bezterminowy urlop, a każdego, kto choćby luźno był z nim powiązany, zwolniono w przeciągu tygodnia, jakby jego zachowanie było zaraźliwe.Farrell uznał za szczęście, iż nie opryskano go pestycydami.Jaime, sprzedawca orzeszków, powiedział mu o wolnej posadzie w warsztacie remontującym stare samochody i Farrell zgłosił się tam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl