[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Padając, zahaczył on nogą.Odgłos upadającego rumorem słoja przyprawił go o omdlenie, a gdy się ocknął, stwierdził, że leży w lepkiej kałuży, a obok niego łaciaty kot zlizuje z podłogi słodki syrop.Czekał, kiedy w oknie zjawi się Fajczarz.Myśl o tym paraliżowała mu ruchy i chciał się podnieść, lecz gdy tylko się poruszył, kot skoczył na zasłane różnymi książkami i papierami biurko.Przemaszerował przez nie, zostawiając wszędzie ślady łap.Po chwili za drzwiami usłyszał czyjeś kroki.Chciał się zerwać, uciekać przez okno, lecz strach odjął mu zdolność poruszania się i pozbawił możności myślenia.Leżał w gęstym soku i bezmyślnie czekał, kto pierwszy go złapie: Fajczarz czy ten ktoś, kto zbliżał się do drzwi.Po chwili za drzwiami usłyszał pukanie, a potem kobiecy głos:- Panie Henryku, czy pan jest u siebie?Z drżeniem oczekiwał, kiedy kobieta otworzy drzwi i na jego widok podniesie krzyk.Na szczęście głos kobiety zamilkł.Widocznie cofnęła się do przedpokoju albo weszła do przeciwległej izby.Odetchnął z ulgą.Starał się opanować rozbiegane myśli, lecz tok zdarzeń okazał się dlań bezlitosny, bo nagle kot zeskoczył z biurka, podszedł leniwie pod drzwi i miaucząc głośno, dopraszał się wypuszczenia.Bartek chciał go uciszyć, zbliżył się doń na czworakach, próbując odpędzić od drzwi, lecz kot prychnął z wściekłością i jak oszalały skoczył mu do oczu Bartek jęknął, a gdy dotknął ręką policzka, na dłoni ujrzał krew.- Ty czarny diable - wyszeptał.Usiłował go złapać, wyrzucić przez okno, lecz i tym razem to mu się nie udało.Kot skoczył na łóżko nakryte białą kapą i fukając przespacerował się po nim, znacząc nieskazitelną biel kapy nieregularnym wzorem śladów łap.Bartek westchnął żałośnie.W jego wyjałowionej i myśli łepetynie coś nagle błysnęło: Uciekać! - Wnet powziął zamiar podczołgania się pod okno, lecz nagle usłyszał niemal pieszczotliwy głos:- Maciuś, moje złotko, gdzie jesteś?Kot miauknął przeraźliwie.Zeskoczył z łóżka i bezszelestnie potruchtał do drzwi.- Idziesz ty! - syknął Bartek.Zerwał z łóżka poduszkę i cisnął nią w kota.Ten uskoczył zręcznie i jeszcze raz zamiauczał.- Maciuś! - odezwała się kobieta.Niemal jednocześnie ukazała się w drzwiach jej tęga, zwalista postać.Bartek nie chciał być świadkiem tego, co miało nastąpić.Zamknął oczy.W tej samej niemal chwili usłyszał przeraźliwy krzyk:- Złodziej! Złodziej! Ratunku!Detektyw otworzył oczy.Kobiety już nie było.Rzucił się w panicznej ucieczce do okna, lecz w oknie, niby w portretowej ramie, ukazał się Fajczarz.- Chłopcze - zapytał nieco zdumiony - a skąd się tu wziąłeś?- Ja?.Ja?.- wydusił z trudem.- No, właśnie szukałem pana.- Jak ty wyglądasz? Co ci się stało? - Podał Bartkowi papierową chusteczkę.- Widzę, że miałeś jakiś konflikt z kotem.Bartek chciał coś powiedzieć, otwierał już usta, gdy nagle usłyszał za sobą bolesny okrzyk kobiety- O, Boże! Mój sok malinowy!Wołający o pomstę do nieba okrzyk poruszył nawet Fajczarza.Zbladł, powieki mu zadrgały i pełnym przygany głosem zwrócił się do Bartka:- Nie mogłeś bardziej uważać?- To nie ja.- wybełkotał.- A kto? Duch jaki albo co?! - natarła nań kobieta.Ujrzał przed oczyma jej zaciśnięte, uniesione do ciosu pięści.- To kot - zawołał płaczliwie.Zaciśnięte pięści gospodyni spadłyby niechybnie na jego plecy, gdyby Fajczarz nie uniósł znacząco ręki.- Pani Sobolowa, niech pani mi go zostawi, ja już z nim załatwię.Kobieta z trudem opanowała gniew.- Kot! - wołała.- Widział go kto! Mój Maciuś, taki delikatny.- Delikatny - wtrącił nieśmiało Bartek, unosząc dłoń do policzka.- Dobrze ci tak! - Wygrażała mu pięścią.- Szkoda, że ci oczu nie wydrapał za moje maliny.- Schyliła się po słój, a gdy go podniosła, zapłakała: - Mój Boże, ile ja się nazbierałam.a ten.- Chciała się rzucić na chłopca, lecz Fajczarz ją powstrzymał.- Będzie pani miała maliny.Ja już.- A w ogóle - przerwała mu - skąd ten chuligan znalazł się w moim domu?- Podobno szukał mnie - wyjaśnił Fajczarz, robiąc do chłopca oko.- To musiał wchodzić przez okno?Fajczarz uśmiechnął się znacząco.- Widocznie ta droga bardziej mu odpowiadała.Kobieta z obrzydzeniem spojrzała na chłopca, a uniósłszy wysoko ręce, zawołała:- Diabeł wcielony nie narobiłby mi większego bałaganu.Ech, ty - pogroziła mu - masz szczęście, że pan Henryk ujął się za tobą.- Niech się pani nie martwi, on już dostanie za to dobre wciry.- Ja bym mu uszy oberwała - jęknęła i schyliwszy się, podniosła z podłogi słój.- Niech pan patrzy - zwróciła się do Fajczarza - ile będę miała roboty.- O, nie, pani Sobolowa, pani nie ruszy palcem.Proszę dać mi wiadro, szczotkę i szmatę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl