[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy dostatecznej liczbie celnych strzałów chicleros mogli nieomal zedrzeć dach znad naszych głów, ale my najprawdopodobniej nie dożylibyśmy tego.Minimalne schronienie mogliśmy znaleźć, kuląc się na styku podłogi za ścianą baraku stojącego najbliżej wzgórza, lecz stamtąd nie widzielibyśmy, co dzieje się przed barakiem.Gdybyśmy tak postąpili, to jedyną rzeczą, jaka pozostałaby Gattowi do zrobienia, to podejść i otworzyć drzwi, a żaden z nas nie byłby nawet w odpowiedniej pozycji, by go zastrzelić.Kolejna kula uderzyła z góry.– Smith, chcesz się przebić? Poszedłbym z tobą.– Nie da rady – powiedział nieustępliwie.– Wolę zginąć tutaj.W dziesięć sekund po wypowiedzeniu tych słów dostał kulę w środek czoła.Siła uderzenia rzuciła go na ścianę, a w chwilę potem osunął się na podłogę.Zginął, nie widząc ani człowieka, który go zabił, ani nie znając Gatta, który wydał rozkaz.Pochyliłem się nad nim i w tym samym momencie kula trzasnęła w ścianę, w miejsce, gdzie przed chwilą stałem.Fallon krzyknął ostrzegawczo:– Jemmy! Okno! – i usłyszałem przytłumiony huk strzelby.Jakiś człowiek wrzasnął, a ja przetoczyłem się po ziemi z rewolwerem w ręce.W samą porę, by zobaczyć chiclero, znikającego za rozbitym oknem, i Fallona, który trzymał dymiącą jeszcze broń.Podszedł do okna i strzelił ponownie, a z zewnątrz odpowiedział mu krzyk.Odsunął się i złamał strzelbę, by ją nabić, więc szybko zająłem jego miejsce.Jakiś chiclero w pośpiechu szukał schronienia.Inny, z rękami przy twarzy, zataczał się jak pijany, przeraźliwie jęcząc.Zignorowałem go i strzeliłem do trzeciego, skradającego się do drzwi o jakiś metr ode mnie.Nawet nowicjusz musiałby w takiej sytuacji trafić.Jęknął i złamał się wpół.Cofnąłem się, gdy kula roztrzaskała jeden z pozostałych w oknie kawałków szkła, po czym gwałtownie wzdrygnąłem się, kiedy dwie następne przebiły dach.Lada chwila spodziewałem się uderzenia jednej z nich.Fallon znowu się ożywił.Trącił mnie stopą.Spojrzałem w górę i zobaczyłem, że wpatrywał się we mnie bystrym wzrokiem.– Możesz stąd wyjść – powiedział szybko.– Ruszaj się! Gapiłem się bezmyślnie, więc machnął ręką, wskazując akwalung.– Do cenote, cholera! – wrzasnął.– Tam się do ciebie nie dobiorą.Podczołgał się do ściany i przyłożył oko do dziury po pocisku.– Od frontu jest spokój.Mogę ich zatrzymać wystarczająco długo.– A co z tobą?– Co ze mną? – Odwrócił się.– Tak czy inaczej nie żyję.Nie martw się, Gatt nie weźmie mnie żywcem.Nie było wiele czasu do namysłu.Katherine i ja mogliśmy schronić się w cenote przed kulami Gatta, ocaleć dzięki temu na jakiś czas, ale co potem? Po wypłynięciu bylibyśmy wystawieni na strzał, a przecież nie mogliśmy wiecznie siedzieć na dole.Jednak nawet niewielka nadzieja na przedłużenie życia była czymś więcej niż te kilka minut, które pozostawały nam w baraku.Chwyciłem dłoń Katherine.– Zakładaj akwalung i, na Boga, spiesz się.Spojrzała na mnie ze zdumieniem, ale błyskawicznie zaczęła się przebierać.Zdarła z siebie ubranie i włożyła kombinezon, a ja pomogłem jej założyć szelki.– Co z Fallonem? – spytała zdyszana.– Mniejsza o niego – uciąłem.– Skoncentruj się na tym, co robisz.Intensywność ostrzału baraku zmniejszyła się, czego zupełnie nie mogłem zrozumieć.Na miejscu Gatta teraz właśnie nasiliłbym ogień, lecz tylko jedna kula wpadła przez dach, kiedy wraz z Katherine męczyliśmy się z szelkami i podłączeniem butli.– Jak tam na zewnątrz? – spytałem Fallona.Popatrzył przez okno na niebo po wschodniej stronie, a nagły podmuch wiatru rozwiał jego rzadkie włosy.– Myliłem się, Jemmy – powiedział nieoczekiwanie.– Nadchodzi burza.Wiatr jest już bardzo silny.– Wątpię, czy nam to coś pomoże.Ładunek dwóch butli na ramionach ciążył mi.Wiedziałem więc, że nie zdołam szybko biec, a Katherine będzie jeszcze bardziej skrępowana.Byłem przekonany, że zostaniemy zastrzeleni w drodze do cenote.– Ruszajcie – popędził nas Fallon, podnosząc strzelbę.Zebrał całą broń i zgromadził ją obok siebie, przy oknie.Z irytacją wzruszył ramionami.– To nie pora na długie pożegnanie, Jemmy.Wynoście się stąd, do wszystkich diabłów! – Odwrócił się do nas plecami i uniósł karabin zajmując miejsce przy oknie.Odsunąłem stół barykadujący drzwi, po czym powiedziałem do Katherine:– Kiedy otworzę drzwi, wybiegniesz.Myśl tylko o tym, żeby dobiec do cenote.Kiedy się w niej znajdziesz, nurkuj do pieczary.Zrozumiałaś?Przytaknęła, lecz bezradnie spojrzała na Fallona.– A co z.?– Mniejsza o to – powtórzyłem.– Ruszaj, już!Otworzyłem drzwi i Katherine wybiegła na zewnątrz.Skuliłem się i podążyłem za nią.Gdy tylko moje stopy uderzyły o ziemię, skręciłem, by zmienić kierunek.Usłyszałem huk wystrzału, ale nawet nie wiedziałem, czy to strzelał wróg, czy osłaniający nas ogniem Fallon.Katherine zniknęła za rogiem baraku.Gdy skoczyłem za nią, uderzył we mnie nagły podmuch wiatru.Dosłownie zatkało mnie, kiedy otworzyłem usta, by złapać oddech.Ostrzał był teraz słaby, zaledwie kilka chaotycznych strzałów i z tego, co widziałem, żadna z kul nie padła w pobliżu.Oderwałem oczy od Katherine, spojrzałem w górę i zrozumiałem, co było tego przyczyną.Las na zboczu wzgórza, ponad cenote, falował smagany wichurą jak łan pszenicy kołysany podmuchami lekkiej, angielskiej bryzy.Ale tu uginały się trzydziestometrowe drzewa, a nie kłosy zboża, dlatego wiatr był z pewnością nieco silniejszy niż nasz zefirek.Zrozumiałem, że ktokolwiek znajdował się na zboczu, powinien się raczej martwić o swoją skórę.Nie miałem jednak czasu, by to analizować.Zobaczyłem, że Katherine waha się na skraju cenote.Wybrała sobie niezbyt odpowiedni moment na rozważania o subtelnościach prawidłowego sposobu nurkowania, wrzasnąłem więc do niej:– Skacz! Do diabła, skacz!Ciągle jednak nie mogła zdecydować się na dziesięciometrowy skok, pchnąłem ją więc w plecy i runęła przez krawędź.W ułamku sekundy skoczyłem za nią i spadłem na nogi.Szelki naprężyły się, szarpiąc mnie mocno, ale już po chwili woda zamknęła się nade mną.Rozdział 43Wchodząc pod wodę, złamałem się wpół, by zanurkować głębiej.Jednocześnie rozglądałem się za Katherine.Ujrzałem ją wreszcie, lecz ku memu przerażeniu płynęła w górę, ku powierzchni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Morris Desmond Ludzkie ZOO (SCAN dal 915)
- Morris Desmond Ludzkie ZOO
- Desmond Morris Ludzkie ZOO
- Bagley Desmond Noc bledu(1)
- Bagley Desmond Przerwany lot(1)
- Desmond Bagley Zloty kil
- Bagley Desmond Cytadela w Andach(1)
- Bagley Desmond Przerwany lot
- Poe Edgar Allan Opowiadania t.1
- Antologia SF Rakietowe Szlaki 02
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- radom.pev.pl