[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W czasiewojny budowano ich setki do patrolowania portów.Mówi³o siê, ¿e robione by³y namile i dzielone na kawa³ki w miarê potrzeb.Mia³y sto dwanaœcie stóp d³ugoœcica³kowitej i wyposa¿ano je w silniki, z którymi mog³y z ³atwoœci¹ osi¹gaædwadzieœcia wêz³Ã³w.Na wzburzonym morzu jednak by³y podobno chybotliwe.Niewyposa¿ono ich w pancerz lub choæby jego namiastkê, jako ¿e budowano je zdrewna.Kiedy wiêc kilka z nich wp³ynê³o do St.Nazaire z „Campbelltown",zosta³y paskudnie postrzelane.Po wojnie mo¿na by³o kupiæ fairmile z demobilu za jakieœ piêæ tysiêcy funtów,sta³y siê wiêc ulubionymi ³odziami przemytników z Tangeru.Je¿eli Metcalfezmieni³ silnik w swojej, to zapewne do³o¿y³ koni, aby móc przeœcign¹æ kutrycelników, i jego ³Ã³dŸ mog³a osi¹gaæ co najmniej dwadzieœcia szeœæ wêz³Ã³w.„Sanford" nie mia³by szans przeœcigniêcia takiej ³odzi, gdyby okaza³o siê tokonieczne.— Chcia³bym j¹ kiedyœ zobaczyæ — powiedzia³em.Nie zaszkodzi przyjrzeæ siêpotencjalnemu wrogowi.— Jasne — odpar³ Metcalfe wylewnie.— Ale jeszcze nie teraz.Jutro w nocywyp³ywam.By³a to dobra wiadomoœæ.Bez Metcalfe'a na karku mogliœmy bez przeszkód zaj¹æsiê naszymi sprawami.— Kiedy wracasz? — zapyta³em.— Jakoœ w przysz³ym tygodniu — odrzek³.— Zale¿y od wiatru, deszczu i tympodobnych spraw.— Takich jak te dranie z francuskiej bezpieki?Zgadza siê — powiedzia³ niedbale.— ChodŸmy coœ zjeœæ.IIMetcalfe na czas swojej nieobecnoœci pozostawi³ nam mieszkanie do dyspozycji —s³u¿¹cy mieli siê nami zaj¹æ.Po po³udniu oprowadzi³ mnie po mieœcie iprzedstawi³ kilkunastu ludziom.Bez w¹tpienia niektórych z nich warto by³opoznaæ, na przyk³ad handlarza statków czy budowniczego ³odzi.Znajomoœæ zinnymi nie przedstawia³a tak oczywistej wartoœci.Wœród nich znajdowali siêw³aœciciel kawiarni o ³otrowskim wygl¹dzie, jakiœ Grek o nieokreœlonym zajêciui Wêgier, który ze swad¹ wyjaœni³, ¿e jest „bojownikiem o wolnoœæ", zbieg³ym zWêgier po nieudanym powstaniu 1956 roku.Metcalfe zapewne poinformowa³ dyskretnie wszystkich, ¿e jesteœmy jegoprzyjació³mi, a wiêc nie nale¿y wobec nas uciekaæ siê do chwytów, stosowanychzazwyczaj wobec przejezdnych ¿eglarzy.Jeœli Metcalfe przyjaŸni³ siê z tob¹, aty by³eœ zwyk³ym ¿eglarzem, bez w¹tpienia dobrze by³o mieæ go w pobli¿u.Jajednak nie by³em zwyk³ym ¿eglarzem, a to czyni³o Metcalfe'a potencjalnymzagro¿eniem.Jeszcze zanim wyszed³em z Metcalfe'em zwiedzaæ Tanger, mia³em szansê pomówiæ naosobnoœci z Coertzem i Walkerem.— Uwa¿ajcie, ¿eby nie puœciæ pary z ust.Trzymamy siê œciœle naszej historyjki.Nie robimy nic, dopóki Metcalfe nie odp³ynie, i spróbujemy skoñczyæ przed jegopowrotem — powiedzia³em.— Dlaczego, czy jest niebezpieczny? — spyta³ Walker.— Nic nie wiesz o Metcalfie? — Wyjaœni³em im, kim jest.Obaj o nim s³yszeli;narobi³ sporo ha³asu w po³udniowoafrykañskiej prasie — reporterzy lubi¹ pisaæ otakich barwnych postaciach.— Ach, wiêc to ten Metcalfe — rzek³ Walker z przejêciem.— Nie wygl¹da zbyt groŸnie — powiedzia³ Coertze.— Nie sprawi nam k³opotu.— Nie chodzi tylko o samego Metcalfe'a — powiedzia³em.— Ma organizacjê i jestna swoim terenie — musimy to sobie jasno uœwiadomiæ.On jest zawodowcem, a myamatorami.Trzymajcie siê od niego z daleka.Mia³em ochotê dodaæ: „To rozkaz", lecz nie zrobi³em tego.Coertze móg³bypostawiæ siê okoniem, a nie chcia³em jeszcze doprowadzaæ do próby si³.PóŸnieji tak bêdzie musia³o do niej dojœæ.Tym sposobem na pó³tora dnia zostaliœmy turystami, rozgl¹daj¹cymi siê ciekawiepo Tangerze.Gdybyœmy nie byli zaprz¹tniêci czymœ innym, by³oby to nawetinteresuj¹ce, ale w naszej sytuacji stanowi³o jedynie stratê czasu.Na szczêœcie Metcalfe'a poch³ania³y jego w³asne, tajemnicze sprawy i rzadko gowidywaliœmy.Poinstruowa³em jednak Walkera, aby przed odp³yniêciem zada³ mujedno niezwykle wa¿ne pytanie.Pad³o w trakcie œniadania:— Wiesz, p o d o b a mi siê Tanger.Chêtnie bym tu zosta³ na kilka miesiêcy.Czy przez ca³y rok jest taka pogoda?— Przewa¿nie — odpar³ Metcalfe.— Panuje tu przyjemny, sta³y klimat.Wieluludzi wycofuje siê tutaj na emeryturê.Walker uœmiechn¹³ siê.— Och, nie myœlê o emeryturze.Nie mam siê z czego wycofywaæ.— Okazywa³ siêlepszym aktorem, ni¿ siê spodziewa³em; ta niedbale rzucona uwaga by³adoskona³a.— Przysz³o mi po prostu na myœl, ¿e móg³bym kupiæ tutaj dom imieszkaæ w nim przez kilka miesiêcy w roku.— Przypuszczam, ¿e najbardziej odpowiada³oby ci coœ nad Morzem Œródziemnym —powiedzia³ Metcalfe.— Riwiera czy coœ takiego.— Czy ja wiem — odpar³ z udanym wahaniem Walker.— To miejsce wygl¹da na równiedobre jak inne, a Riwiera jest obecnie tak strasznie zat³oczona.— Zamilk³, jakgdyby tkniêty nag³¹ myœl¹, po czym zwróci³ siê do mnie.— Oczywiœcie chcia³bymmieæ ³Ã³dŸ.Czy móg³byœ zaprojektowaæ jak¹œ dla mnie? Wybudowa³bym j¹ w Anglii.— Oczywiœcie, ¿e móg³bym — odpar³em.— Musia³byœ mi tylko odpowiednio zap³aciæ.— Tak — powiedzia³ Walker.— Nie mo¿na obejœæ siê bez jakiejœ ³Ã³dki, prawda?Zaczyna³ nieco przesadzaæ i zauwa¿y³em, ¿e Metcalfe przygl¹da³ mu siê zewzgardliwym rozbawieniem, powiedzia³em wiêc szybko:— Jest œwietnym ¿eglarzem.W ubieg³ym roku niemal zdoby³ mistrzostwo przyl¹dkana ¿aglówkach.Tak jak przypuszcza³em, temat zaabsorbowa³ Metcalfe'a.— Oo! — powiedzia³ z nieco wiêkszym szacunkiem i przez kilka minut rozmawiali zWalkerem o ³odziach.W koñcu Walker zmieni³ temat mówi¹c:— Wiesz, naprawdê idealny by³by dom gdzieœ na wybrze¿u; z w³asnymkotwicowiskiem i hangarem na ³Ã³dŸ.Wszystko, ¿e tak powiem, samowystarczalne.— Masz zamiar przy³¹czyæ siê do nas? — spyta³ Metcalfe z uœmiechem.— O, nie — odpar³ Walker przera¿ony.— Nie starczy³oby mi odwagi.Mam doœæpieniêdzy, a poza tym nie lubiê waszych œmierdz¹cych rop¹ fairmili.Myœla³em oprawdziwej ³odzi, o ³odzi ¿aglowej.Zwróci³ siê do mnie:— S³uchaj, im wiêcej o tym myœlê, tym bardziej mi siê podoba ten pomys³.Móg³byœ zaprojektowaæ dla mnie dziesiêciotonowca, coœ, czym móg³bym ¿eglowaæsamotnie.To miejsce jest idealn¹ odskoczni¹ na Karaiby.¯egluga przez Atlantykmo¿e okazaæ siê interesuj¹ca.Zwierzy³ siê Metcalfe'owi:— Nie, nie mam nic przeciwko tym goœciom p³ywaj¹cym po oceanach, ale wiêkszoœæz nich jest bez grosza i musz¹ mieszkaæ na swoich ³odziach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Morris Desmond Ludzkie ZOO (SCAN dal 915)
- Morris Desmond Ludzkie ZOO
- Desmond Morris Ludzkie ZOO
- Bagley Desmond List Vivero(1)
- Bagley Desmond Noc bledu(1)
- Bagley Desmond Przerwany lot(1)
- Bagley Desmond Cytadela w Andach(1)
- Bagley Desmond List Vivero
- Charles Dickens A Tale of Two Cities (Signet Cl
- Cornick Nicola Kochanek lady Allerton
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl