[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Rozejm! – powtórzył drwiąco.– Myśli pan, że Serrurier się na to zgodzi, skoro wie, że może nas teraz zgnieść jak skorupkę orzecha?– Zgodzi się, gdy powiemy mu o huraganie.Favel pochylił się naprzód i oświadczył z naciskiem:– Serrurier to szaleniec.Huragany nic go nie obchodzą.On po prostu wie, że nie ma ich na tej wyspie.Sam mi pan o tym wspominał, relacjonując waszą rozmowę.– Teraz musi uwierzyć – powiedział Wyatt podniesionym głosem.– Jak inaczej wytłumaczy ewakuację bazy na Cap Sarrat?Favel machnął ręką.– Z łatwością znajdzie na to wyjaśnienie.Amerykanie wycofali swe siły, ponieważ obawiali się ataku potężnej armii Serruriera, Czarnej Gwiazdy Antyli.Uciekli, bo się przestraszyli.Wyatt spojrzał na niego zdumiony i nagle pojął, że Favel wcale się nie myli.Po człowieku, który odpędza huragan za pomocą dekretu, należy spodziewać się automatycznie pompatycznych i paranoidalnych reakcji.– Może i ma pan rację – przyznał niechętnie.– Jestem o tym przekonany – stwierdził stanowczo Favel.– Co więc należy teraz zrobić? Proszę za mną, pokażę panu.– Poprowadził Wyatta do stołu z mapą.– Tu jest St.Pierre, a tutaj pańska linia, oznaczająca obszar powodzi.Ludność St.Pierre zostanie ewakuowana w górne rejony doliny Negrito, z dala od rzeki.Podczas tej operacji wojsko będzie musiało powstrzymywać ataki Serruriera i Rocambeau.– I wcale nie będzie to takie cholernie proste – zauważył Manning.– Mam zamiar jeszcze bardziej całą sprawę utrudnić – stwierdził Favel.– Chcę, żeby ewakuację nadzorowało dwa tysiące żołnierzy.Kolejny tysiąc musi stawić czoła Serrurierowi na prawym skrzydle, a dwa tysiące powstrzymają Rocambeau na lewym.Będą, oczywiście, dysponować całą artylerią.– Julio, miej serce! – zaprotestował Manning.– Nie da się tego zrobić w ten sposób.Nie powinniśmy tracić ludzi.Jeżeli masz za mało piechoty do ochrony dział, zostaną zaraz przechwycone.Nie możesz tak postąpić.– Muszę – upierał się Favel.– Pozostało niewiele czasu.Aby ewakuować wszystkich mieszkańców, będziemy potrzebowali ludzi, którzy wyprowadzą ich z domów, choćby siłą, jeśli okaże się to konieczne.– Zerknął na zegarek.– Jest dziewiąta trzydzieści.Za dziesięć godzin nie chcę widzieć w mieście ani jednego cywila.Odpowiadasz za ewakuację, Charles.Bądź bezwzględny.Gdyby nie chcieli wychodzić, popędź ich bagnetami.Jeśli i to nie pomoże, zastrzel dla przykładu parę osób.Ale wyprowadź tych ludzi z miasta.Wyatt słuchał obojętnego głosu Favela, pojmując po raz pierwszy, że Causton mówił prawdę.Ten człowiek wykorzystywał władzę, jako broń, patrzył na ludzi okiem polityka, widząc w nich tłum, a nie jednostki.Może tak musiało być.Postępował z bezwzględnością chirurga, który podczas nagłej operacji musi posłużyć się skalpelem: niszczy tkankę, aby uratować pacjenta.– No więc wyprowadzimy ich z miasta – powiedział Manning.– I co dalej?Favel wskazał ręką na mapę, mówiąc cicho:– Potem pozwolimy, by Serrurier i Rocambeau zajęli St.Pierre.Po raz pierwszy w historii ludzie wykorzystają huragan jako broń.Wyatt wstrzymał oddech, do głębi zaszokowany.Wystąpił naprzód i powiedział drżącym głosem:– Nie może pan tego zrobić.– Doprawdy? – Favel odwrócił się gwałtownie w jego stronę.– Próbowałem zniszczyć tych ludzi przy pomocy żelaza i gdybym tylko mógł, zabiłbym każdego z nich.Oni z kolei chcą uśmiercić mnie i moich żołnierzy.Dlaczego nie miałbym pozwolić, żeby wyręczył mnie huragan? Bóg jeden wie, ilu moich ludzi straci życie w obronie mieszkańców St.Pierre.Wielu zginie, bo przewaga tamtych wynosi pięć do jednego.Dlaczego więc huragan nie miałby wyrównać rachunku krzywd?Wyatt cofnął się, gdyż pełne ognia, błękitne oczy Favela przepełniły go nagle lękiem.– Ostrzegłem pana, aby ocalić ludziom życie, a nie po to, by zabijać – rzekł po chwili.– To niehumanitarne.– A czy bomba wodorowa jest humanitarna? – odparował Favel.– Niech pan ruszy mózgownicą: co innego mogę zrobić? Dziś po południu, gdy skończy się ewakuacja, moi ludzie pozostaną sami w St.Pierre.Nie mam, oczywiście, zamiaru ich tam zostawiać, Kiedy się wycofają, siły rządowe wejdą do miasta, sądząc, że jesteśmy w odwrocie.Cóż innego mogliby pomyśleć? Nie proszę ich żeby utonęli w St.Pierre znajdą się w mieście na własne ryzyko.– Jak daleko się wycofacie? – zapytał Wyatt.– Do linii, którą sam pan zakreślił – odparł bez skrupułów Favel.– Na ile to możliwe, będziemy się trzymać poziomu dwudziestu pięciu metrów.– Moglibyście wycofać się jeszcze dalej – powiedział rozgorączkowany Wyatt.– Poszliby za wami na wyżej położone tereny.Favel grzmotnął ręką w blat stołu tak głośno, że zabrzmiało to jak wystrzał z pistoletu.– Nie mam ochoty na dalszą walkę.Dość już było ofiar.Nieci huragan zrobi swoje.– To zbrodnia.– A czym innym jest wojna? – zapytał Favel, odwracając się do Wyatta plecami.– Dość już tego, jesteśmy teraz zajęci.Zobaczmy, Charles, których ludzi mogę ci dać do dyspozycji.Przeszedł na koniec sali, pozostawiając Wyatta w szoku.Po chwili znalazł się przy nim Causton i położył mu dłoń na ramieniu,– Proszę nie zaprzątać sobie głowy polityką książąt – poradził.– Wiele pan ryzykuje.– To sprzeczne z etyką mojej pracy – powiedział cicho Wyatt.– Nigdy nie chciałem, by do tego doszło.– Otto Frisch i Lise Meitner także nie mieli złych zamiarów, gdy w 1939 roku rozszczepili atom uranu.– Causton skinął głowi w kierunku Favela.– Jeśli znajdzie pan sposób na poskromienie huraganów, tacy ludzie jak on będą decydowali o tym, do czego je wykorzystać.– Mógłby ocalić wszystkich – powiedział Wyatt silniejszym już głosem.– Mógłby, rozumie pan? Gdyby wycofał się w góry, wojska rządowe poszłyby za nim.– Wiem – przytaknął Causton.– Ale nie zamierza tego zrobić.Chce je zamknąć w St.Pierre.Causton podrapał się w głowę.– To może nie być takie proste, jak się wydaje.Do czasu zakończenia ewakuacji musi powstrzymać siły Rocambeau i Serruriera, a następnie przeprowadzić kontrolowany odwrót, nie dając się po drodze rozgromić.Potem będzie musiał rozlokować ludzi na wysokości dwudziestu pięciu metrów, a cholernie trudno jest utrzymać tak długi odcinek, gdy się ma pięć tysięcy żołnierzy, odliczając tych, których straci podczas akcji.Na dokładkę będą musieli się okopać, żeby nie zagroził im huragan.– Pokręcił głową z powątpiewaniem.– To w sumie ryzykowna operacja.Wyatt popatrzył w kierunku Favela.– Myślę, że on jest tak samo żądny władzy jak Serrurier.– Posłuchaj, chłopcze – rzekł Causton.– Zacznij wreszcie myśleć.On postępuje tak, jak powinien postąpić w zaistniałych okolicznościach.Musi skończyć to, co zaczął i w niepewnej sytuacji, w jakiej znalazł, skorzysta z każdej dostępnej broni, nawet z huraganem.– Przerwał zamyślony.– Może nie jest taki zły, jak przypuszczałem.Chyba mówił szczerze, że nie chce więcej walczyć.– Całkiem możliwe – skwitował Wyatt.– Pod warunkiem, że wygra [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl