[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Grzeczny piesek, grzeczny.- głaskała go, nie wypuszczając jednak ani na chwilę z rąk torebki.- A wy, dzieci, czy też jesteście takie grzeczne jak wasz piesek? - zaszczebiotała Meluzyna z przylepnym uśmiechem.- A jak! - mruknął Prot.- Pewno, że jesteśmy.Nie gryziemy nikogo.- I myjemy zęby rano i wieczorem! - zajazgotała piskliwie Emcia, dając tym znak, że należy zacząć błaznowanie.Chłopcy podchwycili to w mig i jeden przez drugiego zaczęli wyliczać na wyścigi:- I nie używamy nigdy brzydkich słów, jak na przykład.- Prot! - krzyknął tato.A Emcia już terkotała dalej:- I zawsze słuchamy starszych.- A kiedy chcemy wyjść, pytamy, czy nam wolno!- I nie płatamy głupich figlów.- Mówimy sąsiadom dzień dobry i do widzenia.- A kiedy zobaczymy w tramwaju taką staruszkę jak pani, zawsze ustępujemy jej miejsca! - zagalopował się Prot.To jednak wyraźnie nie spodobało się Meluzynie.Syknęła przez zęby z wściekłością.Opanowała się jednak i słodziutkim głosem spytała, czy mają ochotę na cukierki.- Jasne, że mamy! - wrzasnął Filip.- Fantastycznie lubimy cukierki!Profesor patrzył na nich ze zdziwieniem.Co im się stało? Dlaczego zachowują się jak dzikusy? O co im chodzi?Pani otworzyła torebkę.Emcia i Prot wyciągnęli do niej ręce przez stół, przewracając przy tym szklankę napełnioną porzeczkowym sokiem, który ciemną plamą rozlewał się po obrusie.Pani, jakby nie zrażona zupełnie ich zachowaniem, sięgnęła do torebki po cukierki i niby nieumyślnie wygarnęła z niej zielony kamyk, rzeźbiony w przedziwne znaki.- O! Jaki to śliczny drobiazg! Czy mogę obejrzeć? - spytał profesor.Wydawało mu się, że już gdzieś ten kamyk widział.Pani z uśmiechem skinęła głową.Położyła kamień na stole.Wstążka, na której był zawieszony, rozwinęła się na obrusie jak zielony wąż.Profesor wyciągnął rękę po wisiorek, gdy wtem krzesło, na którym siedziała Emcia, zwaliło się z hukiem i dziewczynka z nieludzkim wrzaskiem rymsnęła na podłogę.Ojciec zerwał się z miejsca i pobiegł do niej.- Córeczko! Stało ci się coś? Powiedz!Emcia ryczała dalej wniebogłosy.- Może wody? - zatroszczył się Prot.Chwycił stojący na stole wazon z kwiatami i lał z góry wodę na głowę Emci.- Nóż! Podajcie nóż! - krzyczał Filip.- Po co nóż? - profesor spojrzał na syna oszołomiony.- Żeby nie miała guza!- Ależ co ty? Guz wyrasta na głowie, a Emcia klapnęła na.na zupełnie coś innego - wyjaśnił Prot, wytrząsając resztki wody z wazonu.- Biegnę po krople! - Filip zerwał się z krzesła, poślizgnął niby i z całym rozmachem usiadł na zwisającej nisko falbanie tak nieszczęśliwie, że oberwał ją niemal doszczętnie.Pani krzyknęła.Spojrzała na Filipa strasznym wzrokiem.Nachyliła się, ogarniając oburącz zniszczoną suknię.W tym zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi na Cosika, który znienacka skoczył na krzesło, z krzesła na stół, chwycił w zęby zieloną wstążkę i rozpaczliwym susem śmignął ze stołu w kierunku drzwi.- Nie rusz! Cosik! Nie rusz! - krzyknęli wszyscy troje i zamarli w oczekiwaniu na coś strasznego.Ale nic się nie stało.Cosik z łupem w zębach pędził dalej.Pani odwróciła się, a gdy zobaczyła, co się święci, podniosła w górę ręce i ostrym, przeraźliwym głosem krzyknęła:- Porifori tikotara karabura! Matsudara satanoru tokugaja!- Kszszsz! Kszszszszsz! - odpowiedziało jej z korytarza.Piękna pani osłupiała.Z bezgranicznym zdziwieniem spojrzała w stronę drzwi.W drzwiach stanęła Josanta.W jej ręku połyskiwał Zielony Kamień, a u nóg tańczył oszalały z radości Cosik.Piękna Pani opuściła ręce.Jej śliczna twarz poszarzała nagle i pokryła się siecią zmarszczek.Nos wydłużył się i zakrzywił jak dziób drapieżnego ptaka.Profesor, wpatrzony w nią, nie zwracał uwagi na to, co się wokół niego działo.Z przerażeniem spoglądał na piękną panią, która z sekundy na sekundę przemieniała się w odrażającą staruchę.„Skąd jaja znam? Skąd znam tę twarz?” - usiłował sobie przypomnieć.I nagle przypomniał sobie czasy, kiedy jako mały chłopiec słuchał bajek, które opowiadała mu mama.Ależ tak! Tak właśnie wyobrażał sobie wtedy okrutną Babę Jagę, która zwabiła do piernikowej chatki Jasia i Małgosię.To jest właśnie ona! To ta sama Baba Jaga ze starej bajki.Baba Jaga, tak dobrze znana wszystkim dzieciom.- Tatku, tatku! - Emcia od dłuższego czasu ciągnęła ojca za rękaw.- Popatrz, tato, na Josantę!Josanta, taka jaką poznali, stała przy drzwiach.Tylko jej oczy, zazwyczaj chmurne, płonęły teraz radosnym blaskiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl