[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale Kyllan i jawiedzieliœmy, ¿e zeszliœmy ju¿ z tej drogi i ¿e nie ma dla nas powrotu.Patrol napotka³ ludzi z klanu Hervona i przej¹³ od nich pragnienie podró¿y nawschód.Stra¿nicy s³uchali teraz ze zdumieniem opowieœci mego brata, lecz i oniju¿ nie mogli zawróciæ.Los bardzo nam dopomóg³ przysy³aj¹c doœwiadczonych¿o³nierzy, by powiêkszyli nasze szczup³e si³y.Rozdzia³ IVZeszliœmy w ni¿sze partie gór tak szybko; jak tylko siê da³o.Czeka³y tam nanas Renthany i mieszkañcy Zielonej Doliny.S³oñce œwieci³o jasno na niebie,kiedy zaczêliœmy schodziæ, lecz gdy dotarliœmy do umówionego miejsca, jê³ygromadziæ siê chmury.Dahaun powita³a z roztargnieniem przybyszów z Estcarpu,rozgl¹da³a siê bowiem wokó³, badaj¹c spojrzeniem okolicê.Nad nami unosili siêjej skrzydlaci pos³añcy.Obaj z Kyllanem równie¿ odczuliœmy owo niezrozumia³e przygnêbienie i ch³Ã³d.Niezrodzi³o ich ani zachmurzone niebo, ani nasilaj¹ce siê podmuchy wiatru.By³o toprzeczucie, którego pod ¿adnym pozorem nie wolno nam by³o zlekcewa¿yæ.Lecz przybysze zza gór bardzo byli zmêczeni, zw³aszcza kobiety i dzieci, którenajpierw wspinaczka, a póŸniej schodzenie bardzo wyczerpa³y.Powinniœmy jaknajprêdzej rozbiæ obóz.- Musimy jechaæ! - Dahaun ruchem rêki przywo³a³a Renthany.- W tym miejscu niemo¿emy zmierzyæ siê z Ciemnoœci¹ i z tym, co mo¿e tu grasowaæ tej nocy.- A co mo¿e grasowaæ? - zapyta³ Kyllan.- Nie wiem, bo ukry³o siê przed wzrokiem moich skrzydlatych zwiadowców.Niew¹tpiê jednak, ¿e siê zbli¿a.My tak¿e nie mieliœmy co do tego ¿adnychw¹tpliwoœci.Nawet estcarpiañscy ¿o³nierze, nie przejawiaj¹cy choæby odrobiny niezwyk³ychzdolnoœci, raz po raz ogl¹dali siê za siebie i jak murem otoczyli swojekobiety.Zauwa¿y³em te¿, ¿e Stra¿nicy Graniczni podró¿owali w he³mach, zzapiêtymi wysoko drucianymi os³onami.- Oni nie dojad¹ do Zielonej Doliny bez odpoczynku - ostrzeg³em Dahaun.Skinê³a twierdz¹co g³ow¹ i powiedzia³a:- Znam pewne miejsce, nie jest ono tak daleko, jak pragnê³abym, ale lepsze ni¿to.Dahaun stanê³a na czele pochodu.Pod zachmurzonym niebem zmieni³a barwê w³osówi twarzy - z miedzi i z³ota na czerñ i srebro.Nasze Renthany nios³y terazpodwójny ciê¿ar, gdy¿ wziêliœmy na ich grzbiety kobiety i dzieci.Na Shilujecha³a za mn¹ ma³a dziewczynka z warkoczykami ukrytymi pod szkar³atnymkapturem; z ca³ej si³y trzyma³a siê mego pasa r¹czkami w skórzanychrêkawiczkach.- Panie, powiedz mi, proszê, dok¹d jedziemy? - pisnê³a.- Tam, gdzie prowadzi nas Zielona Pani - powiedzia³em jej prawdê.- To jestjej kraj i zna go dobrze.Ja jestem Kemoc Tregarth, a ty?- Jestem Loelle z klanu Mohokar, panie Kemocu.Dlaczego tamte ptaki lataj¹ nadZielon¹ Pani¹? Ach, przecie¿ to nie ptak, to.to jest ma³y cz³owieczek!Jeden z Flannanów zatrzepota³ skrzyd³ami i zawis³ na wysokoœci ramienia Dahaun.Pani Zielonych Przestworzy odwróci³a ku niemu twarz.- To Flannan, Loelle.Czy nie s³ysza³aœ o nich opowieœci?Poczu³em, ¿e dziewczynka zacisnê³a mocniej r¹czki.- Ale¿ to, to s¹ tylko opowieœci, panie Kemocu! Niania Grenwel powiedzia³a, ¿eto tylko bajki, a nie prawda!- W Escore, Loelle, wiele bajek jest prawd¹.A teraz trzymaj siê mocno.Wyjechaliœmy na otwart¹ przestrzeñ i Renthanypomknê³y z w³aœciw¹ sobie ogromn¹ szybkoœci¹.Dahaun nadawa³a tempo.Wisz¹ca wpowietrzu posêpna groŸba; któr¹ po raz pierwszy wyczu³em na podgórzu,wydawa³a siê niemal namacalna, w miarê jak o³owiane chmury zakrywa³y niebo.Zrobi³o siê ciemno niczym o zmierzchu.W pó³mroku dostrzeg³em nik³e p³omyki przypominaj¹ce widmowe „œwiece", któreujrzeliœmy na drzewach i krzakach owej nocy, kiedy Czarownice z Estcarpugromadzi³y si³y do ataku na Karsten.Blade, ledwie widoczne w ogólnej szaroœciogniki lgnê³y do ska³, krzaków i koœlawych drzew.Patrz¹c na nie zrozumia³em,¿e nie chcê ogl¹daæ ich z bliska.Teren znowu zacz¹³ siê podnosiæ i na szczycie niskiego pagórka dostrzeg³emkilka g³azów.Nie szarych, lecz niebieskich i œwiec¹cych w mroku.Ju¿ razukryliœmy siê wœród podobnych kamieni, kiedy po znikniêciu Kyllana ucieka³em zKaththe¹.ZnaleŸliœmy wówczas schronienie w miejscu, gdzie wielki o³tarz otakim samym b³êkitnawym odcieniu wybawi³ nas przed poœcigiem.Dahaun zaprowadzi³a nas na to w³aœnie wzgórze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Terry Pratchett Czarodzicielstwo Większe literki
- Terry Pratchett Czarodzicielstwo
- Terry Pratchett Czarodzicielstwo (4)
- Brown Sandra Czarodziejka
- Terry Pratchett Czarodzicielstwo (3)
- Terry Pratchett Czarodzicielstwo (2)
- Farmer Philip Jose Œwiat Rzeki 03 Mroczny wzór (2)
- Robert Ludlum Protokół Sigmy (2)
- Brenda Novak The Bastard (epub)
- Ludlum Robert Droga Do Omaha t.2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conclusum.xlx.pl