[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy miałam osiemnaście lat, wyszłam za mąż.Popełniłam straszny błąd.Byłam mężatką przez dwa miesiące - wyjaśniła, nie będąc zupełnie pewna, czy to był aż taki błąd.Nie, nie.To był okropny błąd.Jeszcze większym błędem było zakochanie się w Codym i nic tego nie zmieni.Nawet miniony tydzień i to, co w tym czasie zaszło.- Odkryłam, że orzeczenie rozwodu nie zostało zarejestrowane, poleciałam więc do Nowego Orleanu, żeby to załatwić.Uzyskać podpis mojego.męża.W zasadzie powinna powiedzieć „byłego męża", ale przecież jeszcze nie był „byłym", póki dokumenty nie powędrują z nocnego stolika przy jej łóżku w mieszkaniu do gmachu sądu stanowego.Do tego momentu Cody pozostaje jej mężem.- Dlaczego mi tego nie powiedziałaś? - spytał Mark z pretensją w głosie.Rozbawiło ją, że ma odwagę, a raczej bezczelność grać rolę pokrzywdzonego po igraszkach, jakie urządził sobie z Clarissą.- Trochę mi było wstyd - przyznała.- To małżeństwo było błędem młodości.Kiedy po paru miesiącach się skończyło, nikt w rodzinie o tym więcej nie mówił.Sprawa została praktycznie pogrzebana i zapomniana.- Jednakże nie przez ciebie - zauważył.- Pamiętałam o tym na tyle, żeby sprawdzić sprawę tego rozwodu, i odkryłam z przerażeniem, że dokument nie został zarejestrowany.Poleciałam więc do Nowego Orleanu, żeby to załatwić.- Załatwiałaś ją przez tydzień? - spytał Mark.- Wydaje mi się, że w ogóle nie musiałaś tam lecieć.Mogłaś wysłać ekspresowy list.- W mojej opinii takiej sprawy nie należy załatwiać drogą korespondencyjną.- No to mogłaś polecieć, wziąć jego podpis i zaraz wracać.Nie powinno to zająć ci tygodnia.Mark ma rację - nie powinno.Gdyby Cody nie zażądał jej pomocy w poskromieniu apetytów pastora Boba, to wróciłaby do Bostonu, zanim Mark się upił i wylądował w mieszkaniu Clarissy.Nagle poczuła wielką wdzięczność do Cody'ego za to, że przycisnął ją do muru.- Nie zajęło mi to tygodnia.To po.pierwsze, a po drugie.gdybym nie poleciała, to ty i Clarissa nigdy nie dowiedzielibyście się, że jesteście dla siebie stworzeni.Przerzucała wzrok z jednego na drugie, z rozbawieniem patrząc na ich aż nadto swobodne stroje, wlepione w nią oczy, spojrzenia niemal wyzywające.Chociaż na pierwszy rzut oka wydawało się to absurdalne, oni rzeczywiście stanowili dobraną parę.W każdym razie równie dobrą jak Jane i Cody.Ale przecież ona i Cody to para okropnie niedobrana, powtórzyła sobie chyba po raz tysięczny.Absolutnie niedobrana, mimo cudownych nocy.Bo właśnie wtedy, kiedy wzeszło słońce i ona uświadomiła sobie, że ponownie go pokochała, a właściwie, że nigdy kochać nie przestała, on czym prędzej postanowił ją pożegnać.Niech z całej sprawy wyłoni się choć jedna szczęśliwa para, pomyślała.Niestety, to nie będzie ona i Cody.- Nie rzucaj tej pracy, Clarisso - powiedziała.- Jeśli pobierzecie się z Markiem i będziesz chciała siedzieć w domu, to trudno, ale teraz jeszcze nie odchodź.Przynajmniej tak długo, póki kogoś nie znajdę.- Chcesz, żebym dalej u ciebie pracowała? - Clarissa była wstrząśnięta.- Po tym? - Wskazała palcem na Marka.- Owszem.Jeśli jesteś gotowa zostać, to nie widzę żadnych przeszkód.- Skoro jesteś pewna.Dobrze, zostanę.Clarissa byłą jednocześnie zdziwiona i zadowolona.- A jeśli chodzi o ciebie, Mark.- Jane sięgnęła do torebki i wyjęła z niej puzderko - zwracam ci pierścionek.Jest piękny, ale nie mogę go zatrzymać.Mark wziął je, uśmiechając się cierpko.- A jeśli chodzi o rezerwację weselnego przyjęcia w hotelu Ritz, to jestem pewna, że uda ci się wszystko odwołać bez specjalnych kosztów.Chyba że ty i Clarissa zechcecie się tam pobrać w tym samym terminie.- Ja jeszcze nie wiem.- Mark spojrzał czule na Clarissę, a potem powiedział do Jane: - Umieram ze strachu, co powiedzą moi rodzice, kiedy im przedstawię Clarissę.Może ułatwimy sobie życie i uciekniemy.Pobierzemy się w tajemnicy.Ty pewno uważasz, że takie postępowanie jest niewybaczalne.- Uważam, że bardzo romantyczne, ale jeszcze się zastanówcie.Nawet ucieczkę trzeba dobrze przygotować.Tylko nie teraz.Teraz Clarissa jest mi potrzebna.Mam do załatwienia masę korespondencji.Jane sięgnęła po wydruk komputerowy.- Nie jestem ubrana do pracy - powiedziała Clarissa.- Twój strój mi nie przeszkadza.Mark, idź już sobie i zostaw mnie z moją sekretarką.Mam dużo pracy.Mark obracał w dłoni pudełeczko z pierścionkiem.- Ty to wszystko dziwnie dobrze przyjęłaś - zauważył z niewyraźną miną.Uśmiechnęła się do niego czarująco, chociaż nie była specjalnie zadowolona z jego wniosku.- Zrozumiałam wreszcie, że chociaż dużo wiem i daję sobie radę w wielu dziedzinach, jestem ignorantką w sprawach miłości.Niemniej wiem, jaka jest różnica między lubieniem kogoś a pożądaniem.Bardzo cię lubię, Mark, ale kiedy życie ofiarowuje ci wybór między jednym a drugim, to należy wybrać to drugie.- Myślę, że wcale nie jesteś taką ignorantką, jak mówisz.Jesteś bardzo mądra.- Mark pochylił się nad biurkiem i pocałował Jane w policzek.- Jesteś kochana, Jane, i życzę ci szczęścia.Masz śliczny szal - dodał, spojrzał porozumiewawczo na Clarissę i wyszedł z gabinetu.Jane głęboko odetchnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl