[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Biedny chłopiec! - ciągnęła Bessie.- I tak to wiedziałam.Cieszę się, że mi powiedział.Nie chcę umierać tak, jak dziś rano.Dobrze przeżyłam swe życie i nie boję się śmierci, o ile będzie szybka i bezbolesna.Ellie instynktownie wzięła ją za rękę i poczuła uścisk.- Nie martw się, kochanie - wyszeptała stara kobieta.-1 nie pozwól martwić się jemu.Ma miękkie serce, jak ty.Nie chcę, żeby wam było smutno z mego powodu.Myślcie o sobie.- Na widok rumieńca Ellie rozbłysły jej oczy.Porozumiewawczo przymknęła jedno oko.- Nie jestem całkiem ślepa.Ellie zaczerwieniła się jeszcze bardziej.Nie miała zamiaru wyjaśniać, że jest to tylko żądza.Po chwili Bessie zaczęła snuć wspomnienia o szczęśliwej, wielkiej miłości swego życia i dodała, że nie boi się śmierci, bo niedługo połączy się znowu ze swym ukochanym.Wkrótce potem zmarła.Dźwięk alarmu informującego o zatrzymaniu akcji serca zmroził wszystkich; toczyli wewnętrzną walkę 7.automatycznym w takich przypadkach dążeniem do podjęcia akcji ratunkowej.Charlie zareagował pierwszy.Nagłym ruchem wyłączył alarm.Patrzyli w ciszy na monitor, ukazujący zamierające bicie tego dobrego i pełnego życzliwości serca, aż w końcu pozostała tylko płaska linia.Po chwili Charlie wyłączył także monitor.Sue westchnęła i spojrzała na niego.- Już po wszystkim - stwierdziła spokojnie, na co skinął głową, ale nie zmienił pozycji.- Pójdę po akt zgonu - oznajmiła i wyszła.Ellie przełknęła ślinę; nie wiedziała, co powiedzieć.- Znałeś ją od dawna, prawda? - odezwała się ze ściśniętym gardłem.- Uhm.Poznałem ją podczas pierwszego tygodnia pracy tutaj.Po powrocie do domu przysłała mi ciasto.Potem mieliśmy okazję się zaprzyjaźnić.Była osobą, która zawsze oddaje z nawiązką.Robiła mi skarpetki na drutach, piekła ciasta i mówiła, że robię dobrą robotę.Poruszyło ją to.Ciekawe, czy ktoś jeszcze pochwalił go za jego pracę, czy też wszyscy tylko zwalali na niego swoje kłopoty?- Bo robisz wspaniałą robotę - przyznała cicho.Rzucił jej szybkie spojrzenie i wykonał gest, jakby chciał ją objąć.I oto w jednej chwili padli sobie w ramiona.Była zadowolona, że konsola kryje ich przed wzrokiem pacjentów.- Przykro mi, Charlie - szepnęła.- Dziękuję.- I po chwili dodał: - Ellie, przepraszam za to, co powiedziałem.Za sposób, w jaki to powiedziałem.Potrząsnęła głową.- Nie przepraszaj.Miałeś rację.Powiedziałeś prawdę.Pragnęłam cię.Wyszeptane wyznanie przypomniało jej wszystko, co odczuwała w jego ramionach tamtej cudownej nocy.Przed oczami pojawił się obraz nagiego Charliego i owładnęło nią poczucie jedności.Intensywnie odczuła unoszenie się i opadanie jego klatki piersiowej, dotyk dłoni na plecach.- Źle zrobiłem? - spyta! miękko.- Czy źle zrobiłem, kochając się z tobą?- Nie.- Żałujesz teraz tego? Masz wyrzuty sumienia?- Nie.- Ze zdziwieniem zauważyła, że jest to prawda.Uniósł lekko jej brodę.Spojrzała prosto w jego szare oczy.- Nie wstydzisz się, Ellie? Nie wstydzisz się niczego, co robiłaś?Z trudem zdobyła się na odpowiedź.- Nie, Charlie.Na zawsze zachowam to wspomnienie.Wzmocnił uścisk.- Ja też.- Poczuła jego urywany oddech we włosach.- Ale teraz już mnie nie pragniesz?Wiedziała, że musi odpowiedzieć na to pytanie, ale również nie chciała kłamać.- Charlie, musi być coś więcej niż tylko pociąg fizyczny.Musi być uczucie.Pragnęła aż do bólu, by powiedział, że ono przecież jest, że ją kocha.Nie zrobił tego.Tulił ją do siebie przez długą chwilę, potem przełknął ślinę i wyszeptał:- Rozumiem.Kiedy drzwi się otworzyły, wypuścił ją z objęć.Jeszcze raz spojrzała na niego.Zobaczyła łagodny uśmiech tak pełen smutku, że chciała zmienić zdanie - paść w jego ramiona, całować i zapewnić, że zgodzi się na wszystko.Musiała zatrzymać się na schodach, by otrzeć łzy.Myślała o tym smutnym uśmiechu przez całe popołudnie.Czyżby naprawdę to przeżywał? A może po prostu był smutny z powodu Bessie? Znowu ogarnęły ją wątpliwości i po raz kolejny przeanalizowała scenę z Parku.Nie, to nie był jeden z przyjacielskich uścisków Charliego.Zdecydowanie trzymał Marian w objęciach i przytulał policzek do jej włosów.Jedyne ukojenie dawała Ellie praca.Pozwalała zapomnieć i przynosiła ulgę.Następny tydzień obfitował w zajęcia.Było zimno i sucho - od wielu tygodni nie padał deszcz - a porywiste południowo-zachodnie wiatry pogarszały stan astmatyków.Widziała Charliego codziennie, ale wymieniali tylko uwagi o pacjentach.Zachowywał się jak zwykle pogodnie i przyjacielsko.Być może jedynie mniej z nią rozmawiał.Próbowała mu się nie przyglądać i panować nad przyspieszonym biciem serca przy każdym spotkaniu, ale okazało się to niemożliwe.Oczy nie były posłuszne jej woli i ciągle błądziły tęsknie za jego postacią.Raz czy dwa ich spojrzenia spotkały się przypadkowo, a wtedy szybko odwracała wzrok.W szpitalu ponownie zjawiła się Christine Rogers.Dwudziestoletnia kobieta z ciężką astmą, po przebytych ostrych niewydolnościach krążeniowych i oddechowych, przyjeżdżała do szpitala co parę miesięcy.Tym razem Ellie na jej widok wpadła w przerażenie.Dziewczyna siedziała sztywno na noszach, z przesadnie wyprostowanymi plecami, co miało jej ułatwić oddychanie.Mimo maski tlenowej była sina.Wciągała i wypuszczała powietrze z ogromnym wysiłkiem.Pete przyłożył stetoskop do piersi pacjentki.W jego oczach Ellie zauważyła łatwy do odczytania sygnał: oddech Christine był zbyt krótki.Pobiegła szybko do telefonu.Sue zaklęła lekko, kiedy dowiedziała się, że Charlie jest pilnie potrzebny, ale usłyszawszy nazwisko Christine Ro-gers, przekazała mu słuchawkę.Ellie, bez tchu, powiedziała, o co chodzi.- Na ile jest źle? - spytał tak spiętym głosem, jak nigdy dotąd.- Sinica [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl