[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Czy ja kiedykolwiek da³em ci coœ, co ci siê nie spodoba³o, moja œliczna?Zdawa³a siê rozwa¿aæ tê kwestiê.— Tylko jedno — powiedzia³a w koñcu.Znów podniós³ kielich, tym razem w toaœcie na jej czeœæ.— I w swoim czasie docenisz nawet to, moja droga.Nawet to.Aubrey nie mia³ pojêcia, o czym mówi¹, lecz mia³ wra¿enie, ¿e to zbyt intymnarozmowa, aby prowadzili j¹ w obecnoœci goœcia.Pospiesznie przeprosi³ iodszed³.Glyrenden, wci¹¿ obser­wuj¹c ¿onê, tylko niedbale pomacha³ mu rêk¹,ale Lilith spojrza³a na Aubreya z tak powa¿n¹ i niezg³êbion¹ min¹, ¿e na momentstan¹³ jak wryty.Potem mrukn¹³ coœ pod nosem i opuœci³ pokój.Cztery dni póŸniej dostarczono suknie, w czasie gdy Aubreya i Glyrendena nieby³o w domu.M³ody czarodziej wróci³ pierwszy i znalaz³ w przedpokoju pud³o,jeszcze zwi¹zane sznurkami przez dostawcê.Poszed³ do kuchni i znalaz³ tamLilith, siedz¹c¹ bez­czynnie przy stole.— Hej, nie wiesz, ¿e s¹ tu ju¿ twoje suknie? — zawo³a³ do niej ze œmiechem.—Nie jesteœ podniecona? Nie jesteœ ciekawa? Nie chcesz zobaczyæ, co zamówi³ dlaciebie ma³¿onek?Obrzuci³a go ch³odnym spojrzeniem.— Dobrze — odpar³a.— Potrzebny bêdzie nó¿ do przeciêcia sznurka.— To weŸ nó¿! — rzek³ weso³o.Arachne, pomrukuj¹c pod nosem, odepchnê³a go,kiedy siêga³ do szuflady i sama poszuka³a sztuæca.Nó¿, który mu wrêczy³a, by³stêpiony od d³ugotrwa³ego u¿ywania, ale Aubrey uzna³, ¿e wystarczy doprzeciêcia sznurka.— Dziêkujê! — rzek³ z lekko ironiczn¹ kurtuazj¹ i przepuœci³ Lilith w drzwiachkuchni.Kiedy sz³a do przedsionka, kraj jej szarej sukni zamiata³ grub¹ warstwê kurzu;buty Aubreya zapada³y siê w nim po kostki.— Czy w tym domu nie ma ani jednego czystego pomiesz­czenia? — narzeka³, gdydotarli do kufra.— Nie mo¿esz przymie­rzaæ nowych sukni tutaj, w przedpokoju.Ubrudz¹ siê, zanim je w³o¿ysz.— Mo¿emy zanieœæ pud³o do mojego pokoju — powiedzia³a.— Tam jest dostatecznieczysto.Aubrey przymierzy³ siê do pud³a, ostro¿nie podnosz¹c je za sznurki.Zbyt ciê¿kie? —zapyta³a Lilith.Chrz¹kn¹³ i zarzuci³ je sobie na ramiê.— Nie za bardzo — odpar³ z wymuszonym uœmiechem.— ProwadŸ.Sypialnia znajdowa³a siê na górze i nierówna powierzchnia stopni sprawia³a muspory k³opot.Sam kufer byt nie tyle ciê¿ki, ile nieporêczny; obija³ siê oœciany i o gard³o nios¹cego, który zasapa³ siê, zanim dotar³ na piêtro.— Têdy — powiedzia³a i poprowadzi³a go korytarzem.Aubrey nigdy nie by³ w sypialni Lilith i Glyrendena, wiêc postawiwszy pud³o, zzaciekawieniem rozejrza³ siê wokó³.Pokój mia³ dziwny kszta³t, piêæ œcian iwysoki sufit opadaj¹cy skoœnie ku ³ukowemu oknu.By³ skromnie umeblowany —³Ã³¿ko nakryte wiœniow¹, aksamitn¹ narzut¹, umywalka, wysiedziany fotel orazspora dêbowa szafa.Przez otwarte okno wpada³o ch³odne powie­trze, leczniewiele œwiat³a, poniewa¿ niemal ca³kowicie zas³ania³a je gruba kurtynabluszczu.Prawdê mówi¹c, pn¹cza wchodzi³y przez parapet i wkrada³y siê downêtrza pokoju, pe³zn¹c po chropowatych ceg³ach ku stoj¹cemu pod œcian¹,szerokiemu ³o¿u.Kilka pêdów oœmieli³o siê nawet opleœæ wezg³owie i ananasowatezdobienia czterech s³upków ³Ã³¿ka.— Patrzcie! — wykrzykn¹³ Aubrey.— Jeszcze nigdy nie widzia³em, ¿eby bluszczwchodzi³ do domu!Tylko na moj¹ po³owê ³Ã³¿ka — odpar³a Lilith.Aubrey podszed³, ¿eby obejrzeæ to z bliska.Gêste zielone pn¹cze by³y mocne i¿ywe.Nie boisz siê, ¿e kiedyœ obudzisz siê w œrodku nocy i stwierdzisz, ¿e ono ciêdusi? — zapyta³ pó³¿artem.Jej szybki uœmiech pojawi³ siê i znikn¹³.— Ja nie, Glyrenden — tak.— A wiêc dlaczego pozwala, by bluszcz wchodzi³ do pokoju?— Nie pozwala.Wci¹¿ go przycina.Jednak on nadal roœnie.— Chcesz, ¿ebym go przyci¹³? Nie s¹dzê, ¿eby Glyrenden wróci³ do domu przednoc¹.Podesz³a do niego i na chwilê po³o¿y³a d³oñ na p³askich, sercowatych liœciach.— Nie — odpar³a.— Lubiê je.Stali tak przez chwilê, ramiê w ramiê; potem Aubrey odwróci³ siê.— No tak! — oznajmi³, nieco zbyt g³oœno.— Zobaczmy, co kupi³ dla ciebie m¹¿.Przyklêkn¹³ obok pud³a i przeci¹³ sznurki, po czym odsun¹³ siê, pozostawiaj¹cLilith przyjemnoœæ sprawdzenia zawartoœci.Po chwili wahania pochyli³a siê iszybkim ruchem podnios³a ciê¿kie wieko.Glyrenden istotnie zadba³ o swoj¹ ¿onê.Jeden po drugim, Lilith wyjmowa³a istneskarby — suknie z zielonego jedwabiu, czerwonej tafty, czarnego aksamitu.Kupi³jej szale z frêdzlami, koronkowe rêkawiczki oraz zgrabne satynowe pantofelkinaszywane per³ami.Ponadto emaliowane spinki do w³osów, srebrne bransoletki,buteleczki perfum i s³oiczki kosmetyków.Jedne po drugim, Lilith wyk³ada³a jena wiœniow¹ kapê, a¿ skoñczy³a i spojrza³a na nie.Wcale nie wygl¹da³a na kobietê uradowan¹ hojnoœci¹ mê¿a.Bardziej na tak¹,której podano dwa zatrute napoje, a ona posta­nowi³a wypiæ tylko jeden iw³aœnie usi³owa³a zdecydowaæ, który lepiej jej posmakuje.Aubrey podniós³ sukniê, która spodoba³a mu siê najbardziej, tê ze szmaragdowegojedwabiu, z g³êboko wciêtym dekoltem i siêgaj¹cymi do ³okci, w¹skimi rêkawami.— Ta jest œliczna — rzek³.— Nie uwa¿asz?— Bardzo ³adna — odpar³a.— Oczywiœcie, jeszcze ich nie przymierzy³aœ — powiedzia³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl