[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ino trząść się ze strachu przed wami już dłużej nie chcę, Jaśka mi pilno wyratować, i cobyście ludzisków nie rabowali i nie uśmiercali.— Głupiś, boś młody — łagodnie perswadował Rafał.— Ino wyjdę z lochu, to wam dam po worku dukatów, że je ledwo udźwigniecie.— Dziękujemy; nie trza nam.— Po dwie garści drogich kamieni.diamentów iskrzących, szmaragdów zielonych jak trawa, szafirów jak niebo w nocy, rubinów czerwonych jak krew.— Takich jak moja, coście się w niej myć chcieli? Dziękujemy za wszystko; już darmo nie gadajcie, odchodzimy.Patrzaj no, Jasiek.tu, gdzie beczka stała, dziura okrągła.— Widzicie, ludzie! To on pewnikiem miał tędy drugie wyjście abo schowek!— Zobaczymy.Poświeć ino; nie można tak schodzić lekkomyślnie; a nuż to studnia z wodą? Kto go wie, na co takiej dziury potrzebował.Zajrzeli w głąb; drabina stroma.— Nie łaźcie tam! — krzyczał Rafał — przy samych schodach niedźwiadka trzymam na łańcuchu.Mnie ino zna.was podusi i pożre!— O rety!.— wrzasnął Jasiek i cofnął się.Wawrzuś parsknął śmiechem.— Właśnie teraz pójdziemy śmiele.Nie rozumiesz, że plecie byle co, aby nas odstraszyć? Zejdźmy powoli, ja naprzód, nie boję się niedźwiedzia.Spuścili się po drabince na dół i szli wąziutkim, niskim korytarzykiem.— Słyszysz, jak pięściami o drzwi tłucze?— Ojoj.drzwi na kłódkę zamknięte!— Masz tobie! A teraz co?— Ukręcić.— Nie da się; za mocna.— Ano, to wracajmy jak niepyszni.— A nie.Kiedy się tak bał, widno jest sposób dotrzeć.aha! Jakeś piwnicę zamykał, widziałem kilka kluczy na rzemyczku.— A prawda! To te będą.— Skocz i przynieś.Z łatwością dobrali klucz i drzwi otwarli; znowu korytarz bardzo długi, na końcu drzwi żelazem okute, z dwoma zamkami.— Są większe klucze?— Są.— No, to otwieraj.Spiżarnia czy co?Na ziemi, dokoła ścian stały szklane gąsiory i ciężkie baniate kamionki; pewno ze starym winem albo miodem.Wyżej dwie długie półki; na jednej mniejsze i większe woreczki ciasno trzema rzędami ustawione.Zajrzeli do któregoś: same złote pieniądze.Na drugiej półce kilka drewnianych szkatułek.Jasiek postawił latarnię i podniósł wieko jednej skrzyneczki.— O dlaboga świętego!.To te kamienie drogie, co je nam obiecował! Phi.teraz bez pozwolenia nabierzemy se, ile dusza zapragnie.Wawrzuś splunął z obrzydzeniem.— Tom ja się cieszył jak głupi, żeś ty ino z musu źle robił, a w sercu poczciwość chowasz, a tobie łupy złodziejskie pachną? Bierz.kradnij.najedz się onych skarbów.znać cię nie chcę!Przypadł twarzą do ziemi i zaniósł się płaczem.— O Jezu, Wawrzuś! Cichaj.to nieprawda.to ino pokusa diabelska.nie płaczże tak strasznie.bodaj te drogości smołą się rozpłynęły! Już nigdy, przenigdy ździebełka cudzego nie tknę! Niech mnie Pan Jezus tutaj zaraz śmiercią skarze, jeślibym miał słowa nie dotrzymać.O, Wawrzuś, Wawrzuś, ino tego nie gadaj, że mnie znać nie chcesz! Ja cię tak okrutnie miłuję.— A ja ciebie jeszcze bardziej, dlategom płakał.Idźmy stąd; trza dać znać na strażnicę.Idąc z powrotem, spostrzegli w korytarzu mały kuferek, którego poprzednio w pośpiechu nie zauważyli.— A to co? Zobaczymy.— Dziękuję Ci, Panie Boże.moja odświętna przyodziewa.Sukmanka od pana miecznika, a tu kożuch, buty, koszula, o.i pasik z trzosem, wszystko! Pozwolisz mi to zabrać?— Dy twoje własne, uczciwie zapracowane, bierz.— Oj, Wawrzuś.bieda.— Jaka? Tak nam się wszystko po myśli składa, jakby aniołowie stróże za rękę nas wiedli.— Ta ono prawda.Ale drzwi od ulicy na dwa spusty i na sztabę zamknione, klucz u.onego, od furtki tak samo, parkan wysoki, jeszcze i gwoździami najeżony.Którędyż się wydostaniemy z tego więzienia?— Niechże cię głowa nie boli o takie drobiazgi! Parkan wysoki, za to mur cmentarny niski i poszczerbany; przejdziemy jak po schodkach.— O Matko.przez cmentarz? W nocy?— Ij.durnyś ty.Za żywota źle robili, wtedy byli straszni.Pod krzyżami cichuśko leżą, nic nam nie zrobią.Nawet koniecznie nam przejść tamtędy, bo swoich rzeczy nie możesz tu ostawić[524] [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl