[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z zadartym nosem poczuł się niemal poniżony — jakby jakiś służący zmusił go do siłowania się na ręce.Ale to Charli Bux pierwszy odwrócił oczy, choć starzec wcale z nim nie wygrał, gdyż w tym samym momencie dosłownie opadł do przodu, jakby spojrzenie Charliego utrzymywało go dotąd w tej nienaturalnej pozycji i teraz puściło.Jeśli jednak Bux poczuł się zwycięzcą tego pojedynku, nijak nie dał tego po sobie poznać.— Sądzę — odezwał się po długiej, pełnej skupienia pauzie — że będę musiał panu o tym opowiedzieć… o tym, jak przypadkowo trafiłem na Vexvelt.Nie zamierzałem snuć opowieści… a może gotów byłem powiedzieć panu tylko tyle, ile sądziłem, że powinien pan wiedzieć.Pamiętam jednak, przez co musiałem przejść, aby tam dotrzeć i przez co przeszedłem od czasu powrotu… Moja katorga przed i po wygląda niemal identycznie.No cóż, stwierdzam jedno: nic już nie będzie takie samo! Moja wędrówka zakończy się tu i teraz! Nie wiem jeszcze, jak to osiągnę, lecz na wszystkie rogi jednorożców, doprowadziliście mnie do maksymalnej desperacji.Rozumie pan?Jeśli to była prośba o zgodę, dyrektor Archiwum nie wiedział, na co miałby się zgodzić.— Sądzę — odparł dyplomatycznie — że powinien pan zacząć od innego budynku.— Po czym dodał, nie podnosząc głosu, jednak z ogromnym autorytetem: — I proszę ciszej.Charli Bux roześmiał się grzmiącym śmiechem.— Nigdy jeszcze nikt mnie nie uciszył po trzech minutach.Witaj, dyrektorze, w prywatnym Klubie Uspokajaczy Charliego.Próbowało pół wszechświata, a drugiej połowie też się pewnie nie uda.Ale, przepraszam pana.Urodziłem się i wychowałem na Biluly, gdzie nie ma niczego poza okropnym pasatem, stromymi skalistymi wąwozami i morską pianą, toteż jedyną odmianą szeptu jest tam krzyk.Ale — kontynuował ciszej — nie o tym chcę mówić.Raczej o drobiazgach, które naprowadziły mnie na ślad pewnej planety, o której nikt nic nie wie.— Jest takich tysiące…— Chodzi mi raczej o planetę, o której nikt nic wiedzieć nie chce.— Przypuszczam, że słyszał pan o Magdilli?— Tak, w jej atmosferze unosi się czternaście gatunków halucynogennych mikrozarodników, a w wodzie są substancje rakotwórcze.Nikt nie chce tam lecieć, nie ma żadnych wiarygodnych raportów… Jeśli nawet komuś to i owo obiło się o uszy, nabiera wody w usta.Mam jednak na myśli zupełnie inną planetę: świat, który posiada dziewięćdziesiąt dziewięć procent ziemskiego optimum, a może nawet 99,9 procent… Albo tyle dziewiątek po przecinku, że Ziemia wygląda przy nim na dziewięćdziesiąt siedem procent… Krótko mówiąc, warunki do życia są tam znacznie lepsze niż na naszej starej planecie.— Jasne! Powiedz mi pan jeszcze, że ma sto dwa procent normy! — mruknął dyrektor triumfalnie.— Skoro woli pan od prawdy obliczenia statystyczne, to służę — odparował Bux.— Powietrze, woda, klimat, miejscowa flora i fauna oraz bogactwa naturalne to 99,99999 procent standardu albo i lepiej.Strasznie trudno się tam dostać i prawie nikt nic o tej planecie nie wie.A jeśli coś wiedzą, udają, że nie wiedzą.Gdy się ich przyciśnie, odsyłają człowieka do innego departamentu.Dyrektor Archiwum rozłożył ręce.— Powiedziałbym, że okoliczności mówią same za siebie.Jeśli nie handlujemy z tą… hmm… wspaniałą planetą, to znaczy, że jest ona doskonale zabezpieczona…— Świński ogon i sterczący… — wrzasnął Bux, zapanował jednak nad sobą i ze smutkiem pokiwał głową.— Jeszcze raz przepraszam, dyrektorze, ale po prostu od dłuższego czasu żyję w stresie i puszczają mi nerwy.To, co pan właśnie powiedział, przypomina konstatację pary troglodytów, że nie ma sensu budować domu, skoro wszyscy i tak mieszkają w jaskiniach.— Na widok zamkniętych oczu swego rozmówcy i jego długich białych palców przyciśniętych do siwych skroni, dodał: — Już mówiłem, że przepraszam za swój wybuch.— W każdym mieście — odezwał się powoli dyrektor Archiwum cierpliwym tonem — na każdej zaludnionej przez ludzi planecie we wszechświecie, znajduje się bezpłatna publiczna klinika, gdzie można zdiagnozować, wyleczyć lekami bądź innymi metodami praktycznie dowolną reakcję stresową.Kuracja jest szybka, skuteczna i absolutnie nie uwłaczająca godności.Ufam, że nie uzna pan tego za gwałt na pańskiej prywatności, jeśli zrobię absolutnie nieprofesjonalną uwagę — rzecz jasna, nie zamierzam udawać psychoterapeuty — że czasami dany obywatel nawet nie jest świadom swego stanu, choć może on być boleśnie oczywisty dla otoczenia.Nie byłoby to bynajmniej nieuprzejme ani nieżyczliwe, gdyby jakiś wyrozumiały nieznajomy zasugerował takiemu obywatelowi…— Daruje sobie pan te okrężne aluzje.Mówiąc wprost, sugeruje pan, że ktoś powinien obejrzeć trybiki w mojej głowie…— W żadnym razie! Nie czuję się uprawniony do podobnych sugestii.Pomyślałem sobie tylko, że wizyta w takiej klinice… a najbliższa znajduje się zaledwie parę kroków stąd… że wizyta mogłaby… hmm… ułatwić nam rozmowę.Kiedy poczuje się pan lepiej, chętnie się z panem spotkam powtórnie.O ile tylko… Och, sam pan rozumie… — Zakończył z ponurym uśmiechem i sięgnął ku przyciskowi interkomu.Poruszając się niemal równie szybko jak statki z Napędem, Bux zerwał się z fotela i w chwilę później znalazł przy biurku.Następnie wyciągnął długą, muskularną rękę i dłonią zakrył przycisk.— Niech mnie pan najpierw wysłucha — poprosił cicho, naprawdę cicho.Jego głos zabrzmiał bardziej zaskakująco, niż gdyby dyrektor Archiwum nagle zatrąbił jak słoń.— Proszę mnie wysłuchać.Starzec z ociąganiem cofnął rękę, po czym splótł obie dłonie na krawędzi biurka.Tym ostentacyjnym gestem oznajmiał, że ulega prośbie, choć z niechęcią i niejako pod presją.— Nie mam zbyt wiele czasu, a pańska teczka jest strasznie gruba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl