[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak można go ukarać?Straże przy drzwiach, jeśli nawet zdziwiły się na widok epiarchy, to nie okazały tego.Wszystko się wyjaśniło, gdy wysoki jasnowłosy zbrojny, zamiast sięgnąć do kluczy, zastukał w obite miedzią drzwi.Dozorcy więźnia znajdowali się nie tylko na zewnątrz, ale również wewnątrz - posępny wojownik i mnich-pocieszyciel z obłudnym obliczem.- Mój epiarcho! - niemal wykrzyknął ten na widok wchodzącego.- Tak, to ja - powiedział, siląc się na władczy ton, Ernani.Dostrzegł, że Rinaldi spał odwrócony do drzwi plecami, a może wcale nie spał, tylko udawał.- Zostawcie nas!- To niemożliwe.Przy osądzonym przez dzień i noc musi się znajdować co najmniej dwóch ludzi.Mogę odesłać strażnika, ale sam zostanę.- Odejdziesz! - Najmłodszy z Rakanów mówił gwałtownie jak jego bracia, ale na mnicha-pocieszyciela to nie działało.- Nie, mój epiarcho.Mój obowiązek wobec Nieobecnych bogów i mojego anaksa każe mi zostać.- Chcę porozmawiać z bratem sam na sam i będę z nim rozmawiał w samotności.To rozkaz anaksa.Jeśli chcesz, to wyślij do mojego najjaśniejszego brata strażnika, ja poczekam.Ernani Rakan nigdy nie kłamał, to wiedzieli wszyscy.A i komu mogło przyjść do głowy, że pozwolenia nie otrzymał? Eridani mógł okazać uczucie bratu-przestępcy, ale że anaksowi nie wypada rozmawiać ze skazanym, to młodszy epiarcha.Pocieszyciel skłonił się:- Będzie tak, jak życzy sobie mój anaks.Opuszczamy was.- Czekajcie za drzwiami - rzucił młodzieniec.- Nasza rozmowa długo nie potrwa.Straż nie powinna opuszczać wieży, istniała wszak niewielka możliwość, że oszustwo się wyda, zanim.Ręka Ernaniego odruchowo dotknęła kołnierza, który zdobiła szpilka w kształcie obsypanej purpurowymi drobinami srebrnej róży.Nie należy przyciągać uwagi.Ciężkie drzwi zatrzasnęły się.Bracia zostali sami.Rinaldi już nie leżał, a siedział, przytrzymując rękami okowy.- Rinaldi.- Tak? - Czujne, wyczekujące spojrzenie.Wcześniej tak nie patrzył.- Ja.ja przyszedłem.- Cieszę się, że cię widzę.Co więc kazał ci przekazać mój ukoronowany brat?- Nic.Skłamałem, żeby oni sobie poszli.- Skłamałeś?! - Oczy Rinaldiego zapłonęły, szarpnął się do przodu, ale łańcuchy trzymały mocno.- Musiałem cię zobaczyć.- Ernani najszybciej jak potrafił przykuśtykał do więźnia i usiadł obok niego, niechcący dotknąwszy zimnego żelaza.- Jakie to ciężkie.Po co?- Widać tak trzeba.- Starszy epiarcha uśmiechnął się samymi ustami.- Im cięższe oskarżenie, tym grubsze okowy.To nic, przed egzekucją nałożą inne, lżejsze.- Rino.- Młodzieniec zamilkł, ale po chwili ciągnął dość pewnym głosem: - Wiesz, że jestem kaleką.Nie chciałem żyć w takim ciele.- Głupoty! - Akwamarynowe oczy błysnęły gniewem.- Życie jest piękne, nawet jeśli jest nie do zniesienia!- Ty nie możesz tego zrozumieć.- No pewnie - potwierdził więzień.- Kpisz sobie ze mnie.- Kpię i będę kpił! Na złość wszystkim.Ale przerwałem ci.Dzieje się coś niedobrego?- Ze mną? Rinaldi.Czy ty nie rozumiesz, co cię czeka?- Czekają mnie katakumby - spokojnie odparł epiarcha.- Mrok, chłód, być może potwory i pewna śmierć.Wszystko świetnie rozumiem, ale to nie powód do szlochu.- Dlaczego się nie przyznasz, dlaczego?!- Przekleństwo! Bo nie dotknąłem tej szmaty! Co byłbym wart, gdybym wziął na siebie jej wyskoki!- Beatrice nie jest szmatą! Była torturowana, dręczona.- No to szlochaj sobie z tego powodu, a czego chcesz ode mnie?Czego on chce? Prawdy! Niech się przyzna do tego, co zrobił, od razu wszystkim ulży - Eridaniemu, Borrasce, wszystkim eoriuszom.- Rino, ja ciebie rozumiem.Ty.ty najpierw nie chciałeś zrobić nic złego, po prostu jesteś zły na starucha, że cię nie wziął ze sobą.Bo nie znosisz, kiedy ktoś się z tobą nie zgadza.- Prawda.- Brat znowu się uśmiechał.- Nie znoszę.- No i widzisz? Kiedy Beatrice ci odmówiła, ona.Ona pewnie powiedziała coś strasznego, obraźliwego i to cię rozjuszyło.Tak jak z tym kaznodzieją, pamiętasz, jak mi opowiadałeś?- Pamiętam.- Spojrzenie więźnia przypominało lód.- Co było, to było.Słusznie uczyniłem, że wykończyłem tego świętoszka, ale żony Borraski nie tknąłem.- Dlaczego kłamiesz? - zawołał młodzieniec.- Przyszedłem ci pomóc, a ty.- Znamy się od siedemnastu lat, Ernani z rodu Rakanów.Jeśli jednak wierzysz w moją winę, to nie mamy o czym rozmawiać.- Rinaldi, jak mam nie wierzyć? Jak?! Ani jedno twoje słowo się nie potwierdziło, oskarża cię nie tylko Beatrice, ale i jej słudzy, twoja przyjaciółka, nawet twoja krew!- Jak masz nie wierzyć? - Brat jak nigdy dotąd przypominał leoparda.- Wygląda, że nijak.Chociaż ja nigdy bym nie uwierzył, gdyby ktoś oskarżył cię o to, że chcesz wykończyć mnie i Eridaniego i zawładnąć tronem! Nie uwierzyłbym, nawet gdyby rozwarły się niebiosa i wrócili Nieobecni.- Jak możesz tak mówić!- Tak jak i ty, Ernani! - Rinaldi machnął ręką, głucho i ironicznie zabrzęczał łańcuch.- Wierzysz, że pół roku gwałciłem żonę starego Borraski, którego my wszyscy uważamy za rodzinę.Dlaczego nie miałbym uwierzyć, że zamierzasz otruć mnie i Eridaniego? Nie jestem na tyle dobrym człowiekiem, bracie, żeby dla twojego spokoju przyznać się do podłości, której nie wyrządziłem.- Dla mojego spokoju?! - Młodzieniec pochylił się w kierunku brata.- Spokoju?- Oczywiście.Żebyś mógł z czystym sumieniem odprowadzić mnie do pieczar, albowiem jest to sprawiedliwe, a potem byś mógł zacząć mnie opłakiwać, albowiem jestem twoim bratem.Czy nie tak?- Zwariowałeś!- Wręcz przeciwnie, nigdy nie byłem zdrowszy na umyśle niż teraz.Eridaniego rozdyma poczucie własnej słuszności.A jakże, przecież osądził własną krew! Wielki anaks! Sprawiedliwy anaks! Nieprzekupny anaks! A ty bardzo chcesz stać się ogólnym pocieszycielem, ale ja ani od ciebie, ani od Eridaniego nie potrzebuję niczego! Słyszysz? Niczego! Ani nauk, ani wybaczenia.A wam też nie wybaczę.- Rinaldi, dlaczego tak do mnie mówisz? Chcę ci pomóc.- A jak mam z tobą rozmawiać?- No to lepiej już sobie pójdę.- Rzeczywiście, lepiej, żebyś sobie poszedł.- zgodził się więzień [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl