[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naprawdę chcesz być nieszczęśliwa i przepełniona żalem?- Właśnie tak! A poza tym idę do pracy.- Taa, jasne.Znowu zasłaniasz się pracą.Mogłabyś sobie wziąć wolne na jedną sobotę.Przynajmniej przyznaj uczciwie, dlaczego nie idziesz.Miranda zrobiła niewinne oczy, minę numer dwa z książki o całowaniu.- Nie wiem, o czym mówisz.- Nie patrz na mnie jak My Little Pony.Mam dla ciebie cztery litery: W - I - L - L.- A ja mam dla ciebie trzy: N - I - E.A i jeszcze parę: O - D - W - A.Ale Kenzi mówiła dalej, ignorując ją, co potrafiła robić wręcz zawodowo.- To prawda, że Will powinien się zaszczepić czy przebadać po tym, jak chodził z Ariel, ale wierzyć mi się nie chce, że odpuściłaś.Will Javelin wypełniał jakieś dziewięćdziesiąt osiem procent snów Mirandy.Próbowała wybić sobie go z głowy, od kiedy dowiedziała się, że wybiera się na bal z Ariel West, tej od Cukrowni Westa i od słów: „Nazwałam piersi na cześć rezydencji mojej rodziny.A czy twoja też posiada jakieś posiadłości, Mirando? No tak, zapomniałam, że ty jesteś z domu dziecka”.W końcu, żeby uniknąć złej karmy, powiedziała:- W Ariel nie ma nic złego.- Taa, nic, czego nie wypędziłyby egzorcyzmy.- Kenzi wstała i sięgnęła po ręcznik.- Przynajmniej obiecaj, że przyjdziesz na imprezę po balu.Do domu rodziców Seana na plaży.Przyjdziesz? Wszyscy tam idziemy.Będziemy oglądać wschód słońca.Pogadasz z Willem.No dobra, kiedy mi wreszcie powiesz, co zaszło między wami tamtego wieczoru? Dlaczego jesteś taka MJG w tej sprawie? Miranda znała ten skrót.Milczę jak grób.- Po prostu nie ma o czym opowiadać, - Wzięła plik kartek z półki między łóżkami i ułożyła je w porządny stosik.- Znowu to robisz.Udajesz, że sprzątasz, żeby uniknąć rozmowy.- Może.- Miranda patrzyła na kartki.Były to kserokopie artykułów z gazet z ostatniego pot roku.„Złodziej torebki zatrzymany przez tajemniczego dobroczyńcę.Przywiązany do płotu za pomocą jojo”, brzmiał tytuł pierwszego i najświeższego.Kolejny był sprzed paru miesięcy: „Sprawna akcja: Napad z bronią w ręku udaremniony, rabuś stracił kontrolę nad bronią.Świadek twierdzi, że automatyczny dozownik cukierków pojawił się znikąd i wytrącił pistolet z dłoni napastnika”.I wreszcie sprzed siedmiu miesięcy: „Bandyci zatrzymani po napadzie na sklep przez wywróconą latarnię; aresztowano dwie osoby”.Żołądek zwinął jej się w supeł.Na szczęście to tylko trzy z jakiegoś tuzina incydentów, powiedziała sobie.Ale nie poczuła się od tego lepiej.Nikt nie powinien łączyć ze sobą tych wydarzeń.Nigdy.Napad na sklep był pierwszy.Było ciemno, znad oceanu napływała mgła, latarnie rzucały świetliste, zamazane kręgi.Jechała na trening jedną z bocznych uliczek, kiedy usłyszała groźby dobiegające z całodobowego marketu U Rona, i po prostu.zadziałała.Nie miała kontroli nad własnym zachowaniem, to było jak we śnie - jej ciało dokładnie wiedziało, co robić, dokąd uciekną bandyci, jak ich zatrzymać.To wszystko wracało do niej jak słowa ulubionej piosenki, nawet jeśli nie słyszało się jej od lat.Tylko że nie miała pojęcia, skąd to wszystko wie.Kolejne trzy dni po tym incydencie spędziła w łóżku, zwinięta w kłębek, roztrzęsiona.Powiedziała Kenzi, że ma grypę, ale tak naprawdę był to napad paniki.Była przerażona tymi zdolnościami, które nagle przestała kontrolować.Przerażona, bo używanie ich było takie wspaniałe, takie.słuszne.Jakby dopiero teraz naprawdę zaczęła żyć.Przerażona, bo wiedziała, co będzie, jeśli ludzie się dowiedzą.Co stanie się z nią.I z.Pomachała kartkami w stronę Kenzi, pytając groźnie:- Po co ci to?- Rany, Kapral Kiss urządza musztrę - odparła Kenzi, salutując.- Z całym szacunkiem, proszę pani, ale, jak to mówią w wojsku, MST i KD.Nie uciekniesz od tego, zmieniając temat.MST i KD oznaczało, mówi się trudno i kocha się dalej.Miranda nie mogła się nie roześmiać.- Gdybym chciała zmienić temat, jednoosobowa armio, zwróciłabym ci uwagę, że to coś na twoim ciele sypie się na dywan.Dekoratorka twojej matki szukała go na trzech kontynentach, bo rzekomo należał do Lucy Lawless.Ja naprawdę chcę wiedzieć, dlaczego interesuje cię uliczna przestępczość w Santa Barbara.Kenzi zeszła z dywanu na drewnianą podłogę.- Nie uliczna przestępczość, a udaremnione napady.To do mojej pracy maturalnej z dziennikarstwa.Niektórzy ludzie twierdzą, że to działania sił nadprzyrodzonych.Może nawet sama święta Barbara wróciła do swojego miasta.- Czy to nie może być zbieg okoliczności? Przestępcy wiecznie sprawiają kłopoty, nie?- Ludzie nie lubią zbiegów okoliczności.I nie jest zbiegiem okoliczności fakt, że zmuszasz mnie do gadania.Zamiast odpowiedzieć na moje pytanie, co zaszło między tobą a Willem.W jednej chwili zanosi się na to, że coś między wami się zaczyna, a w następnej siedzisz tutaj ze mną.Na dodatek, jeśli wolno mi dodać, rujnujesz mi romantyczny wieczór.- Przecież ci powiedziałam - jęknęła Miranda.- Nic się nie wydarzyło.Kompletnie nic.Teraz, oparta o limuzynę w wieczornym półmroku, Miranda pomyślała, że „nic” to było lekkie niedopowiedzenie.To było gorsze niż nic.Ten wyraz twarzy Willa - coś pomiędzy „masz jakieś zielone świństwo na zębach” a „rany, spotkałem wariatkę”, ta mieszanina przerażenia - kiedy wreszcie zebrała się na odwagę, i.Nagle coś ją uderzyło.Te artykuły na półce Kenzi pochodziły z czwartkowych wydań, i mówiły o tym, co się wydarzyło - z jej udziałem - w środy.„Wolne popołudnia w środy i soboty”, przypomniała sobie słowa Caleba.Oj, niedobrze.Bardzo niedobrze.Będzie musiała się przyczaić.Złoty lexus za jej plecami odbił od krawężnika.Miranda usłyszała kłótnię siedzącej w nim pary, przytłumioną szumem klimatyzacji.Kobieta za kierownicą odwróciła głowę, żeby wrzasnąć na męża:- Nie kłam! Wiem, że byłeś z nią! - I wdepnęła gaz do dechy, kiedy rodzina z jasnowłosą dziewczynką weszła na pasy.Potem nikt nie był pewien, co się właściwie stało.W jednej sekundzie samochód pędził w stronę rodziny na przejściu, w następnej pokazała się jakaś zamazana smuga i rodzina stała na chodniku, osłupiała, ale bezpieczna.Złoty lexus pędził w dal.A Miranda czuła adrenalinę buzującą w jej krwi.Jak zawsze, kiedy nagle kogoś uratowała.To uzależniało jak narkotyk.I było niebezpieczne jak narkotyk.Chyba powinnaś kupić słownik.Wiesz, co to znaczy „przyczaić się”? Bo na pewno nie to.Zamknij się, to był tylko mały przerzut i pchnięcie.Żaden wielki manewr taktyczny.Nie trzeba było tego robić.To zbyt ryzykowne.Nie jesteś niewidzialna.Ale nikt mnie nie widział.Nic się nie stało.Tym razem.Miranda była ciekawa, czy każdy ma w głowie takie radio, w którym bez przerwy leci talk - show : Jesteś totalną ofiarą.Co chcesz udowodnić? Myślisz, że możesz uratować wszystkich? Nie uratowałaś nawet.- Zamknij się.- Co? - zapytał dziewczęcy głos; Miranda zorientowała się, że mówi na głos, a obok niej ktoś stoi.Dziewczyna była mniej więcej jej wzrostu, ale młodsza - miała może ze czternaście lat.Ubrana, jakby studiowała wczesne klipy Madonny.Chciała udowodnić, że siatkowe koszulki, rękawiczki bez palców, tapir na głowie, czarny eyeliner, plastikowe bransoletki, halkowe spódnice, kabaretki i kozaczki znów są modne.- Przepraszam - powiedziała Miranda.- Mówiłam do siebie.- Nie tak powinien się zachowywać poważny kierowca limuzyny.- Aha.- Dziewczyna podała Mirandzie tabliczkę z nazwiskiem Cuman.- To chyba twoje.I to - dodała, wręczając jej małe sześcienne pudełko.Miranda wzięła tabliczkę, ale pokręciła głową, patrząc na pudełko.- To nie jest moje.- Musi być.No i ja.Znaczy, ja jestem Sibby Curnan.- Wskazała palcem na tabliczkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl