[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chcê, abyœcie przez chwilê byli cicho - powiedzia³.Wyci¹gn¹³ bezw³adne cia³a do magazynku i zamkn¹³ za sob¹ drzwi.Co dalej? By³ wolny - lecz nie mia³ dok¹d uciec.A chcia³ czegoœ wiêcej ni¿tylko wolnoœci.Wiedzia³, ¿e potrzebuj¹ tego ziarna i ¿e poci¹gi bêd¹ musia³yodbyæ podró¿ po raz drugi.Lecz G³owy Rodzin sprzeciwi³y siê temu.Móg³byponownie przed nimi wyst¹piæ, wiedzia³ jednak, i¿ nic by to nie da³o.Zaocznieskazali go na œmieræ, a wiêc z pewnoœci¹ nie bêd¹ go chcieli nawet wys³uchaæ.Gdyby nie by³o tam Hradil, mo¿e uda³o by mu siê ich przekonaæ - chocia¿ mia³ codo tego sporo w¹tpliwoœci.Zabicie jej tak¿e nie zmieni³oby sytuacji.Jedynym wyjœciem, ratuj¹cym jego ¿ycie, a tak¿e przysz³oœæ wszystkichmieszkañców tej planety, by³y drastyczne zmiany.Lecz jakie zmiany i w jakisposób nale¿a³oby je przeprowadziæ? Nie by³o to proste.Postanowi³ przede wszystkim napiæ siê wody.Niedaleko sta³o wiadro, w którymProktorzy ch³odzili butelki z piwem.Jan wyj¹³ parê pozostawionych butelek,podniós³ wiadro do ust i napi³ siê do syta.Resztkê wody wyla³ sobie na g³owê,posapuj¹c z przyjemnoœci¹ pod tym orzeŸwiaj¹cym prysznicem.Dopiero potemotworzy³ jedn¹ z butelek i poci¹gn¹³ spory ³yk piwa.W jego g³owie zaczyna³ powstawaæ ryzykowny plan.Samotnie nie by³ w staniedokonaæ niczego.Kto móg³by mu pomóc? Kto wyst¹pi³by przeciwko woli G³Ã³wRodzin? A mo¿e starszyzna przeliczy³a siê tym razem? Gdyby okaza³o siê, ¿e jegoproces i wyrok w dalszym ci¹gu utrzymywane s¹ w sekrecie, byæ mo¿e uda³oby musiê pozyskaæ kilku sprzymierzeñców.Tak wiêc zanim przyst¹pi do dzia³ania,bêdzie musia³ zdobyæ trochê informacji.Rewolwery zabrane obydwu Proktorom wepchn¹³ do pustego worka po ziarnie, któryprzerzuci³ przez plecy.We wnêtrzu celi w dalszym ci¹gu panowa³a cisza.Miniejeszcze trochê czasu, zanim odzyskaj¹ przytomnoœæ.A teraz trzeba sprawdziæ, codzieje siê na zewn¹trz.Przywar³ plecami do œciany magazynu i ostro¿nie rozejrza³ dooko³a.Cisza.Ulicaby³a pusta.Odprê¿ony, szybkim krokiem ruszy³ w stronê poci¹gów.Nagle stan¹³ jak wryty.Czy¿by mia³a tu miejsce jakaœ masakra? Dooko³a widnia³ybezw³adne cia³a.Przyjrza³ im siê bli¿ej i uœmiechn¹³ pod nosem.Spali,oczywiœcie.Rozradowani szczêœliwym zakoñczeniem podró¿y oddali siê zabawie, apotem, zamiast wracaæ do dusznych i zat³oczonych wagonów, pozasypiali naœwie¿ym powietrzu.Wspaniale - jak na razie wszystko uk³ada³o siê lepiej, ni¿ móg³by to sobiewymarzyæ.Wszystkie G³owy Rodzin musia³y ju¿ spaæ, a nikogo innego siê nieobawia³.Powoli, by nie nadepn¹æ na le¿¹cych nieruchomo ludzi, ruszy³ wzd³u¿ poci¹gów,szukaj¹c rodziny Ciou.Wkrótce odnalaz³ ich, le¿¹cych na porozk³adanychporz¹dnie matach.Ostro¿nie nachyla³ siê nad ka¿dym z mê¿czyzn, a¿ w koñcudostrzeg³ pogr¹¿onego w œnie Lee.Jego twarz by³a spokojna, niemal pogodna.Janukl¹k³ i potrz¹sn¹³ go lekko za ramiê.Ciemne oczy otworzy³y siê powoli, a nawidok klêcz¹cego z palcem na ustach Jana, natychmiast przybra³y swój zwyk³y,czujny wyraz.Mê¿czyzna podniós³ siê bezszelestnie i ruszy³ w œlad za Janem.Podeszli wstronê najbli¿szego ci¹gnika i po drabince wspiêli do kabiny kierowców.Lee znieprzeniknionym wyrazem twarzy obserwowa³, jak Jan ostro¿nie zamyka za sob¹drzwi.- Co siê sta³o? Czego chcesz?- Mam twoje taœmy, Lee.To nielegalne.- Wiedzia³em, ¿e powinienem by³ je zniszczyæ! - w g³osie mê¿czyzny brzmia³anuta rozpaczy.- Nie obawiaj siê, w dalszym ci¹gu pozostanie to pomiêdzy nami.Przyszed³em dociebie, poniewa¿ jesteœ jedyn¹ osob¹ na ca³ej planecie, która ma w sobiewystarczaj¹co du¿o odwagi, by wyst¹piæ przeciwko obowi¹zuj¹cym do tej poryprawom.Potrzebujê pomocy.- Nie chcê byæ w nic wmieszany.Nie powinienem.- Zamknij siê i pos³uchaj.Nawet nie wiesz jeszcze, czego od ciebie chcê.Czywiesz coœ o moim procesie?- Procesie.?- Lub o tym, ¿e zosta³em skazany na œmieræ?- O czym ty w³aœciwie mówisz, Janie? Jesteœ zmêczony? Wiem jedynie, ¿e a¿ dopóŸnej nocy by³o œwiêto, a potem wszyscy poszli spaæ.To by³o wspania³e!- Wiesz coœ o zebraniu wszystkich G³Ã³w Rodzin?- Coœ s³ysza³em.Ale oni zawsze siê zbieraj¹.Wiem, ¿e rozkazali ustawiæ jedn¹z kopu³, zanim jeszcze zaczêliœmy ucztowaæ.Ca³a starszyzna musia³a byæ chyba wœrodku.Ale to nawet dobrze, bez nich zabawa by³a lepsza.By³o mnóstwo piwa.-Czy mogê dostaæ trochê wody?- Przy drzwiach jest dozownik.Obs³u¿ siê.A wiêc ca³y proces mia³ pozostaæ tajemnic¹? Jan uœmiechn¹³ siê na tê myœl.Toby³o w³aœnie to, czego potrzebowa³.Zrobili b³¹d.Gdyby zabili go natychmiast,byæ mo¿e zadano by kilka pytañ, ale nic wiêcej.Teraz jest ju¿ na te pytania zapóŸno.Spojrza³ na Lee, który po kilku ³ykach wody wygl¹da³ na bardziejprzytomnego.- Masz tutaj listê nazwisk - powiedzia³ Jan, pisz¹c coœ szybko na skrawkupapieru.- S¹ to ludzie z mojejza³ogi i Lajos; on podczas tej podró¿y tak¿e nauczy³ siê myœleæ za siebie.Topowinno wystarczyæ - poda³ listê Lee.- Nie mogê ryzykowaæ, ¿e ktoœ mnie zobaczy.Czy móg³byœ odznaleœæ tych ludzi ipowiedzieæ, by zjawili siêtutaj jak najszybciej? To bardzo wa¿ne.- Ale dlaczego.?- Zaufaj mi jeszcze trochê, Lee.Proszê.Opowiem wam wszystko od pocz¹tku, aledopiero wtedy, gdy ju¿ bêdziemy tutaj wszyscy razem.Powiedz im, ¿e to naprawdêwa¿ne, by przyszli tutaj jak najprêdzej.Lee g³êboko westchn¹³, jakby zamierzaj¹c zaprotestowaæ, lecz zamiast tegouœmiechn¹³ siê nieznacznie.- Robiê to tylko dla ciebie, Janie.Tylko dla ciebie - odwróci³ siê i po chwiliznikn¹³.Przychodzili pojedynczo.Jan powstrzymywa³ swoj¹ niecierpliwoœæ, a ichciekawoœæ, dopóki jako ostatni nie pojawi³ siê Lee i nie zamkn¹³ za sob¹drzwi.- Zaczynaj¹ siê budziæ? - zapyta³ Jan.- Jeszcze nie - odpar³ Otakar.- Jedynie kilku szuka jeszcze czegoœ do picia,ale szybko k³ad¹ siê spaæ z powrotem.To by³a niez³a zabawa.Ale teraz powiedznam, co siê w³aœciwie sta³o.- Powiem wam, ale przedtem muszê podaæ parê faktów.Jeszcze przed rozpoczêciempodró¿y mia³em sprzeczkê z Heinem Ritterspachem.Twierdzi, i¿ uderzy³em gowtedy.K³amie.By³ tam wtedy ktoœ, kto mo¿e to potwierdziæ.Lajos Nagy.Wszyscy spojrzeli na Lajosa, który próbowa³ schowaæ siê z ty³u.Na pró¿no.- Lajos? - rzuci³ niecierpliwie Jan.- No có¿.tak, by³em tam.Nie s³ysza³em wszystkiego.- Nie o to pytam.Powiedz po prostu, czy uderzy³em Heina.Widaæ by³o wyraŸnie, i¿ Lajos nie chce byæ w nic zamieszany, choæ niew¹tpliwiezdawa³ sobie sprawê, ¿e tkwi ju¿ w tym wszystkim po uszy.W koñcu pokrêci³przecz¹co g³ow¹.- Nie, nie uderzy³eœ go.Przez moment myœla³em, ¿e ju¿ do tego dojdzie, ale nieuderzy³eœ go.- Dziêkujê.Jest jeszcze jedna rzecz, o której muszê wam powiedzieæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl