[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–W takim razie nie zmarnuj szansy od losu – odpowiedziałam, a on znów zaczął mnie pieścić.Przetarłam oczy, powoli i leniwie przeciągając się na łóżku.Niewiele pamiętałam z ostatniej nocy oprócz tego, że na pewno było mi dobrze.Wypiliśmy wieczorem trochę wina, po przebudzeniu dopiłam resztę, która pozostała w moim kieliszku, choć to raczej kiepski pomysł rozpoczynać dzień od alkoholu i zastępować nim herbatę bądź kawę.Potem zadzwoniłam po taksówkę i wróciłam do swojego mieszkania.Nie chciałam leżeć zbyt długo koło niego.Minęło zbyt wiele czasu, nie wiem, o czym moglibyśmy rozmawiać przy śniadaniu, o ile w ogóle miałby cokolwiek do jedzenia w lodówce.Wolałam na spokojnie przemyśleć sytuację, zastanowić się nad dalszym ciągiem i przede wszystkim – chciałam pobyć przez chwilę sama.Cisza mnie uspokajała, byłam przyzwyczajona do samotności, do tego, że w moim łóżku nikt nie sypiał i nikt rankiem nie przynosił mi gorącej herbaty na dzień dobry.Od dawna nie pozwalałam na to, aby ktokolwiek przekroczył próg mojej prywatności.Może po prostu zdziczałam albo oswoiłam się z myślą że jestem sama i nic już się nie wydarzy w moim życiu.Nikogo nie poznam, nie zakocham się, a mój kontakt z mężczyznami będzie ograniczał się jedynie do wykonywania mojej „pracy".Bardzo rzadko nachodziły mnie pesymistyczne myśli, chyba po prostu byłam pogodzona ze swoim losem i przekonana, że tak właśnie ma być.257Samotność daje pewność, że nikt inny cię nie skrzywdzi.Cierpienie mnie przerażało, zbyt wiele razy czułam smutek, aby znów na to pozwolić.Stałam się więc singlem z wyboru.Moje myśli błądziły wokół ostatniej nocy.Na mojej twarzy pojawiał się wielki uśmiech za każdym razem, kiedy przywoływałam wspomnienia sprzed kilku godzin.Wspaniale, wspaniale to robił… Uwielbiałam go.Dlaczego kogoś takiego jak on nie można mieć w życiu na stałe? Dlaczego tacy ludzie pojawiają się tylko na chwilę, a potem odchodzą? Skąd bierze się w nich potrzeba nieustannego poszukiwania, zaspokajania w ramionach innych kobiet? I krzywdzenia? Może po prostu podnieca go zdobywanie, poznawanie, a potem porzucanie? Tego nigdy nie zrozumiem, choć tak naprawdę teraz nie byłam w niczym od niego lepsza – przecież robiłam dokładnie to samo.Może nawet byłam gorsza, bo brałam za to pieniądze.Nigdy jednak nie pomyślałam, że mogę być do niego podobna.Za każdym razem znajdowałam dla siebie jakieś usprawiedliwienie.W końcunie zawsze taka byłam, to życie mnie zepsuło.On.Leżałam w bezruchu i wyobrażałam sobie, że znów stoi przede mną.Widziałam jego spojrzenie, słyszałam jego słowa, miałam wrażenie, że znów czuję go w sobie.Chciałam jeszcze raz go spotkać, jeszcze raz namiętnie się z nim kochać, a potem powiedzieć mu, co czułam przez te wszystkie lata, jak bardzo za nim tęskniłam, jak wiele dla mnie znaczył, choć tak krótko go znałam, i jak bardzo bym chciała, aby zmienił swoje życie i mi zaufał.Chciałam go przekonać do tego, że nie warto przez cały czas uciekać przed światem, przed ludźmi, trzeba kiedyś się zatrzymać, 258zastanowić nad sobą, kogoś pokochać, oderwać się od przeszłości, od ludzi, którzy mają na niego negatywny wpływ, od pokus i po prostu stać się normalnym człowiekiem.Nie chciałam robić mu krzywdy.Po raz pierwszy poczułam, że nie jestem w stanie skrzywdzić człowieka, na którym od tak dawna mi zależy, bo wiem, że w środku skrywa wielkie serce, do którego trudno dotrzeć.Chciałam go ostrzec, dać mu szansę, zanim będę zmuszona zrobić coś, czego nie chcę.Coś, za co mi zapłacono.Leżałam i myślałam.Nawet nie zauważyłam, że już dawno minęło południe.Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu.Spojrzałam na wyświetlacz.To była ona.Jego kobieta.Z pewnością nie spodziewała się, że wylądowałam z nim w łóżku – tak szybko! Może raczej liczyła na jakieś drobne, nieistotne informacje, które – miała nadzieję – udało mi się zdobyć.Odebrałam.I to, co usłyszałam, sprawiło, że przez moment poczułam, jakby ktoś po raz drugi wbił sztylet w moje serce.Mocno nim wewnątrz pokręcił i zostawił na zawsze, tak aby krwawiło do końca mojego życia i nigdy nie miało przestać.–Nie musisz już niczego robić.Nie będzie takiej potrzeby.Dziś rano… jadąc do pracy… miał wypadek.Śmiertelny… Miał przy sobie dwa listy, oba dla ciebie.Jedennapisany kilka lat temu, drugi chyba niedawno.Znał cię…–Jej głos drżał.–Nie wiedziałam, że to on… – niczego innego niebyłam w stanie powiedzieć.Po policzkach ciekły mi łzy.Nie spodziewałam się, że po raz drugi go stracę, tak szybko i bezpowrotnie.PRZEDŚWIT Sylwia Blachnierek WschódMoje dziewictwo.Dziwactwo.Dziwka ze mnie.Wszak to kwestie sporne.Kiedy to było…? Noce są neutralne.A dnie? Kiedy cały brud ludzkich ciał widać jak na gołym niebie? Ach, kto pyta, nie błądzi.Błądzą tylko języki po ciałach.Czyż nie, panowie przysięgli?A… sprawa mojego dziewictwa.Padał deszcz, rzęsisty deszcz z ziemi do nieba.A ono miało kolor grafitu i smutnej łzy w oku.Ból? Jak najbardziej.Czerwień? Również.A miłość? Miłość była podłym dodatkiem, nawet dobranym pod kolor groszków na majtkach.O ironio mego podłego Losu.Jestem, o tak, jestem Twoją panią, mój drogi Losie, i padaj na kolana przed tymi rozwartymi udami.Nigdy więcej nie spojrzał mi w oczy.261Dlatego kocham przedświt, bo wtedy on nie spada na mnie białym deszczem.Nie zasłania nieboskłonu.Kocham, gdy sen jest na pograniczu śmierci.Na piedestał je! I chwalić, co na niebie i ziemi, że sen jest ulotny jak zapach obłąkania.A nogi trzymam razem wtedy, a błogosławiony Chopin wygrywa mi marsz pogrzebowy na pośladku.Niewierny, o, niewierny to kochanek.Najbardziej lubię mleko z cynamonem.Albo cynamon z mlekiem.Jak kto woli.Wola wolna, aniołowie! Róbta, co chceta! Bezpłciowi.A ja wśród nich przechadzam się i czyniąc im ujmę, porywam śnieżne skrzydła, by udawać świętą przed lustrem.A sutki sterczały.Głowa chwiała się niepewnie na cienkiej szyi.Mój Boże, czy to naprawdę, to tam o, to krzywe, to ja? I cóż za idiotyczny wyraz twarzy.Kobieto, puchu marny, dziewczyno o włosach łonowych jak pnącza bluszczu, jak mawiał chłopak z oczami w kolorze butelkowo-zielonym.Lubię ten wyraz.Choć jego oczy były szare, to lubiłam je zza na wpół potłuczonej butelki po heinekenie.Alkohol spływał po nas jak żal.Świat do góry dnem na wpół potłuczonej butelki.Piersi uderzały o siebie.Jęk przebijał niebo grzechem do niego.Uda biegły w dwie strony świata i czułam go tam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl